
Skoro książkę Roberta Marasco jednym tchem wymienia się obok „Dziecka Rosemary” i „Lśnienia”, jako jedno z ważniejszych dzieł grozy pisanej, nie wypada przejść obok niego obojętnie. Pytanie jednak, czy rewolucyjne na swe czasy podejście do tematyki opętania, broni się również po latach?
Odpowiedź na nie jest istotna o tyle, ze od momentu pierwszej publikacji powieści, minęło już niemal pięć dekad. Co pół wieku temu wydawało się przełomowe, z biegiem czasu stało się gatunkowym standardem, którego pochodzeniem współczesny odbiorca wcale nie musi być zainteresowany. A jednak naprawdę dobra literatura zwykle broni się sama – i nie inaczej jest w przypadku powieści Marasco.
Przez przeważającą część historii, w książce towarzyszymy rodzinie Rolfe’ów. Marian, Ben i ich syn David egzystują w maleńkim mieszkanku gdzieś pośrodku nowojorskiego Queens, próbując wiązać koniec z końcem. Nie jest to łatwe – niewielka przestrzeń, doskwierająca wszystkim fala upałów i coroczny wakacyjny chaos w dzielnicy wkrótce sprawiają, że domownicy są na skraju wytrzymałości. Decyzja o wynajęciu letniego domku z dala od miejskiego zgiełku wydaje się nieuchronna, ale problemem są ograniczone fundusze. Kiedy więc zupełnie niespodziewanie znajdują szalenie atrakcyjną ofertę zamieszkania w wielkim, choć wiekowym domostwie mogą potraktować to jak zrządzenie losu. Pomimo ekscentrycznego rodzeństwa Allardyce będącego właścicielami przybytku, nasza trójka wraz z ciotką Elizabeth decyduje się na skorzystanie z propozycji. Jest tylko jeden haczyk – mają opiekować się domem jak ich własnym i trzy razy dziennie zanosić posiłki zamieszkującej jedno ze skrzydeł budynku, ukrytej przed światem matce Allardyce’ów, podczas gdy ci sami udadzą się na wakacje. Proste? Przynajmniej do czasu, gdy okaże się, że dom zamieszkuje coś jeszcze – coś, co wobec bohaterów ma własne plany.
Robert Marasco nigdy nie był pierwszoplanową postacią literackiego horroru. Jego najważniejsze dokonania, czyli Broadway’owska sztuka „Childs Play” i omawiane tu, początkowo powstające jako scenariusz „Całopalenie” zagwarantowały mu jednak na stałe miejsce w panteonie nazwisk najbardziej dla grozy zasłużonych, od których inspiracje czerpali twórcy tacy jak choćby Jay Anson w swym „Amityville” . I rzeczywiście, czytając „Całopalenie” nie sposób nie zauważyć, że obok zjawisk paranormalnych, Marasco na światło dzienne wyciąga przede wszystkim grozę egzystencji i problemy materialne, które stają się przyczynkiem późniejszych motywacji, pchających wydarzenia do przodu. Odzwierciedlenie życiowych strachów to zawsze w horrorze strzał w dziesiątkę i niejako cel do którego ów gatunek usiłuje dążyć, a „Całopalenie” ze swymi wyjątkowo dobrze nakreślonymi portretami psychologicznymi bohaterów, wywiązuje się z tego na medal.
Równie intensywnie przedstawia się jego pomysł na straszenie, które wręcz przygniata atmosfera fatalizmu i to niekoniecznie z wykorzystaniem efekciarskich sztuczek. Marasco cały czas konfrontuje bowiem racjonalizm z nieodgadnionym, pozwalając bohaterom grawitować w kierunku miejsca z którego coraz trudniej o ucieczkę. Początkowo ledwo zauważalne, a z biegiem czasu coraz większe zmiany w osobowościach i popadanie w obsesję, są tu dalece bardziej przerażające niż cały zestaw wyciągniętych spod łóżka strachów. W pewnym momencie lektury odczuwamy już graniczące z pewnością przekonanie, że cała ta historia nie może się dla bohaterów dobrze skończyć, a oplatająca ich niczym pajęcza sieć mroczna siła konsekwentnie zmierza do realizacji z góry założonego planu, którego całości nie jest dane nam zobaczyć. Marasco potrafi przy tym płynnie żonglować tempem i jest chirurgicznie precyzyjny w partiach opisowych. Nie tyle by pobudzić czytelniczą wyobraźnię, ale i nie przeładować jej zbędnymi szczegółami.
A zatem tak – „Całopalenie” zdecydowanie wytrzymało próbę czasu i nadal stanowi swego rodzaju ewenement na rynku literatury grozy. Marasco doskonale wie, że najbardziej straszy to, czego nie widać, a staranne rozplanowanie kolejnych punktów zapalnych nie pozwala na wyrwanie się z objęć demonicznej obecności nawiedzającej domostwo. Dobra rzecz.
Całopalenie
Nasza ocena: - 70%
70%
Autor: Robert Marasco. Wydawnictwo Vesper, 2020.