Kaczor Donald z pewnością jest postacią kultową. I jednym z najsłynniejszych bohaterów ze stajni Walta Disneya. Choć jego początki nie były zbyt obiecujące, to z czasem Donald – bohater licznych filmów i komiksów – urósł do poziomu megagwiazdy. I jest nią po dziś dzień. W pełni zasłużenie zresztą.
Pokaźnych rozmiarów antologia komiksów o Kaczorze Donaldzie, zaserwowana fanom przez Egmont to z jednej strony smaczek dla miłośników disneyowskiego bohatera, jakich nad Wisłą niemało, a z drugiej strony to zbiór bardzo dla postaci reprezentatywny a tym samym nadający się na swoiste wprowadzenie do jego świata i komiksów z jego przygodami.
Zawarto tutaj bardzo przekrojowy materiał, sięgający zarówno początków komiksowych perypetii Donalda – gazetowych pasków z serii „Mądra kurka” (w tej animacji disneyowskiej Donalda w ogóle zadebiutował), aż po czasy współczesne i bardzo uwspółcześnione, garściami czerpiące z popkultury historyjki włoskich artystów.
Fani, śledzący publikacje z Kaczorem Donaldem na polskim rynku z pewnością dostrzegą, że pojawiają się w tym albumie zbiorczym komiksy już znane, publikowane choćby w seriach „Kaczogród”, kompletujących gigantyczny dorobek najważniejszego Donaldowego twórcy – Carla Barksa, ale też znalazło się miejsce na prace Dona Rosy (autora kultowego albumu „Życie i czasy Sknerusa McKwacza”), czy też Giorgio Cavazzano, najsłynniejszego włoskiego twórcy komiksów o Donaldzie (który także doczekał się swojej własnej serii w portfolio Egmontu).
Ułożenie albumu pozwala nie tylko doskonale bawić się przy lekturze coraz to nowych i coraz to bardziej szalonych przygód najsłynniejszego kaczora na świecie, ale też prześledzić ewolucję tej postaci, jej rozwój na przestrzeni lat, oraz zmianę sposobów narracyjnych i graficznej estetyki.
Przyznaję – jako wielki fan Donalda, który miał okazję wychowywać się na takowych magazynach, jak „Kaczor Donald” czy „Komiks Gigant”, mam wielki sentyment do Donalda. I choć najbliżej mi – w warstwie estetycznej i fabularnej do dwóch najsłynniejszych twórców, jak właśnie Barks i Rosa, to z ciekawością czytałem mocno odmienne zarówno od strony graficznej, jak i w stylistyce narracyjnej opowieści europejskich (zwłaszcza włoskich) twórców, serwujących nam quasi bondowskie historyjki, w których Donald wciela się w postać tajnego agenta, a nawet superbohatera w pelerynie!
„Nasz wielki Donald” to album wyjątkowy. Nie tylko bardzo elegancko wydany (choć na papierze zwykły, nie kredowym, to jednak bez straty na wizualnej jakości), ale również zadowalający w treści. Przygotowany z okazji okrągłych, 90. urodzin postaci, zbiera kwintesencję tego, co w Donaldzie najlepsze, a zarazem stanowi całkiem zgrabny przekrój dorobku wielkiej liczby artystów, którzy na przestrzeni lat, w wielu krajach, budowali jego legendę i zarażali miłością do Kaczogrodu kolejne pokolenia miłośników komiksów i Disneya. Pomimo pokaźnej (około 370 stron) objętości, oczywiście nie wyczerpuje on tematu Donalda; nadal każdy fan będzie miał po lekturze mnóstwo do odkrywania, mnóstwo do czytania w innych publikacjach. Ale niniejsze opracowanie nie tylko serwuje zgrabny rys historyczny samego bohatera oraz wiele smaczków w postaci pierwszych, komiksowych pasków z nim w roli głównej, bądź choćby pobocznej, ale też może stanowić punkt wyjścia do dalszych poszukiwań, reprezentując przekrojowo style graficzne i narracyjne, jakie prezentowali artyści tworzący komiksy z Donaldem na przestrzeni dekad.
Dziewięćdziesiąt lat to nie w kij dmuchał. Donald niby się zestarzał, a pozostał – w swoich historyjkach – nadal tym urzekającym, choć pechowym i zrzędliwym kaczorem, jakiego kiedyś pokochały miliony. I jakiego kochają do dziś. W tym ujęciu życzyć 100 lat to jednak trochę nieładnie, bo to by wróżyło postaci rychły koniec. Więc życzmy Donaldowi najmniej lat dwustu. Albo i dłużej.
Nasz wielki Donald
Nasza ocena: - 80%
80%
Praca zbiorowa. Tłumaczenie: Jacek Drewnowski. Wydawnictwo Egmont 2024