Gorący temat

Coś zabija dzieciaki, tom 2 – małe też jest straszne [recenzja]

Jedna z ciekawszych komiksowych bohaterek ostatnich lat, Erika Slaughter powraca w kontynuacji “Coś zabija dzieciaki”. I ponownie będzie musiała zabijać to, co zgodnie z tytułem serii zabija dzieciaki.

W drugim tomie komiksu ze scenariuszem Jamesa Tyniona IV ponownie większość czasu spędzamy w prowincjonalnym, amerykańskim miasteczku. Mieszkańcy wciąż nie mogą wyjść z horroru, który zawładnął nimi po serii śmiertelnych ataków na dzieci,  nie pomaga nawet rozprawienie się Eriki z potworem. Okazuje się, że jedna z dziecięcych ofiar przetrwała w jego legowisku i to ona uświadamia bohaterkę, że gdzieś tam w mroku czai się jeszcze więcej potworów. Dokładnie są to dzieci zabitej przez Erikę matki. Czyli nie tak straszne, bo młode i małe, ale za to w większej liczbie. Koszmar zatem trwa, ale czytelnicy nie mają na co narzekać, ponieważ emocje mogą być tylko większe. Tylko czy na pewno tak jest?

Na pewno cieszy fakt, że więcej dowiadujemy się na temat Eriki, która swoją misję traktuje niejako osobiście. Dowiadujemy się też więcej na temat samej organizacji, która stoi za bohaterką i dobrze poznajemy jej kolejnego członka, który ma nadzorować działania Eriki. Pod tym względem fabuła jest wciągająca, bo rozbudowuje mitologię stworzonego przez scenarzystę świata. Natomiast to, co się dzieje w miasteczku to już trochę powtórka z rozrywki, ponieważ dalej muszą ginąć dzieciaki, a szeryf głównie się miota. Niby dużo się dzieje, ale akcja przez kilka zeszytów jakby stoi w miejscu czekając na kolejną kulminację. W międzyczasie mamy ważny wątek z identyfikacją ciał dzieci przez rodziców, który wywołuje w społeczności niemałe emocje. Na całe szczęście Tynion IV wie, jak w końcówce połączyć najważniejsze wątki i zapewnić prawdziwie wybuchową konkluzję. 

Drugi tom “Coś zabija dzieciaki” to trochę emocjonalna sinusoida. Niektóre wątki czy postacie twórca wydaje się traktować po macoszemu, choćby tak istotnego dla pierwszego tomu Jamesa, który schodzi tym razem na drugi plan. Stale drażni zachowanie Tommy’ego, który jednak jako istotny element dramaturgiczny jest odpowiedzialny w fabule za nieprzewidywalne rozwiązania. Za dyskusyjną można uznać kwestię ujawnienia prawdziwej natury potworów, ale w tym przypadku na stopień naszej akceptacji dla tej artystycznej koncepcji mocno wpływa przede wszystkim konsekwentnie realizowana warstwa graficzna serii. 

Rysownik Werther Dell’edera postawił na pewnego rodzaju umowność w kreowaniu świata i dlatego jego potwory bardziej kojarzą się z dziecięcymi ekspresyjnym bazgrołami, niż z pieczołowitymi wizerunkami potworów z klasycznych serii fantasy. Cóż, w przypadku “Coś zabija dzieciaki” mamy do czynienia z rodzajem nowoczesnej w środkach wyrazu fantasy udanie połączonej ze znanym z dokonań Stephena  Kinga prowincjonalnym horrorem i właśnie to połączenie na czele z pewną umownością wizji stanowi wciąż o sile serii. Nie jest to może dzieło przełomowe, ale jako nowoczesna rozrywka korzystająca z dziedzictwa gatunków które reprezentuje, po prostu dobrze spełnia swoją rolę.

Coś zabija dzieciaki, tom 2

Nasza ocena: - 70%

70%

Scenariusz: James Tynion IV. Rysunki: Werther Dell'Edera. Non Stop Comics 2021

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

Siberia 56. Wydanie zbiorcze – kosmiczny strach w okowach lodu [recenzja]

Christophe Bec to scenarzysta znany w Polsce choćby z interesującej serii „Mroczna otchłań”, czy – …

Leave a Reply