„Cyberpunk 2077” to gra która z jednej strony stała się synonimem maksymalnie napompowanego balonika marketingu, który pękł gwałtownie w zderzeniu z rzeczywistością, a z drugiej okazją do odświeżenia popularności gatunku, który od czasów swojego powstania w latach 80-tych XX wieku nieco stracił na popularności i odszedł w zapomnienie. „Cyberpunk 2077. Trauma Team” to komiks osadzony w uniwersum gry, wykorzystujący jej popularność, ale też czerpiący garściami ze schematów gatunkowych cyberpunka.
Bohaterką „CP 2077. Trauma Team” jest Nadia – sanitariuszka oddziału medycznego Trauma Team International. Ale jeśli myślicie, że w naszym świecie ratownicy medyczni mają ciężkie życie (bo mają), to nawet nie wyobrażacie sobie, z czym muszą mierzyć się oni w świecie słynnej gry. Nadia jest jedyną osobą z zespołu, która przeżyła jedną z akcji ratunkowych. Kiedy po rekonwalescencji chce wrócić do pracy, zostaje przyporządkowana do kolejnego teamu, a jej najnowszym zadaniem jest ocalenie osobnika… odpowiedzialnego za śmierć jej wcześniejszych partnerów. Misja sama w sobie zdaje się niemożliwa, kule świstają nad głową, przemoc jest wszechobecna i niewyobrażalna – chyba, że znamy już podstawowe realia cyberpunkowych światów. Czy Nadia wyjdzie z niej cało? I czy jej „klient” ma szansę przetrwać? Zemsta, czy poczucie obowiązku zatriumfuje?
Komiks jest krótki, ale ma bardzo skondensowaną dawkę żywiołowej akcji, obfitującej w dynamiczne sceny strzelanin i pościgów. I – szczerze mówiąc – nie ma tu wiele więcej. Za scenariusz odpowiada zdolny autor – Cullen Bunn, odpowiedzialny choćby za autorską serię „Hrabstwo Harrow”, ale też dużo piszący dla Marvela, czy DC. Tutaj nie do końca miał przestrzeń, by popisać się talentem, bowiem podstawowa sceneria świata przedstawionego została narzucona przez osadzenie historii w scenografii gry, a całość opowieści zdominowana jest przez akcję, akcję i jeszcze raz akcję. Oprócz której nie mieści się tak naprawdę wiele więcej. To dobra, żywiołowa seria, która odwołuje się niejako do klasyki cyberpunkowej, mocno kojarząc się też z serialową animacją „Ghost In The Shell”, jednak pozbawiona większej głębi w scenariuszu. Jednak nie ma co nastawiać się negatywnie, bowiem to dopiero pierwsze cztery zeszyty, niejako wprowadzający epizod, nakreślający ogólny klimat i ramy świata przedstawionego. Wszystko zależy teraz, w jakim kierunku pójdzie akcja w kolejnych częściach. Znając dorobek Bunna, liczę, że w dobrym i jestem skłonny dać pewien kredyt zaufania.
W warstwie graficznej jest dobrze z tendencją do więcej, niż dobrze. Miguel Valderamma, którego prace polski czytelnik miał okazję poznać za sprawą „Giants” od Non Stop Comics bardzo dobrze wpasował się w cyberpunkowy klimat wielkiej, nieprzyjaznej metropolii. Panoramiczne kadry pokazują miasto, jakiego się po cyberpunku spodziewamy i dobrze korespondują z estetyką gry. Stonowana kolorystyka (za tę odpowiada Jason Wordie) dopełnia całości i sprawia naprawdę dobre wrażenie.
„Cyberpunk 2077. Trauma Team” to z całą pewnością komiks, który nie wyważa otwartych drzwi, ale jednocześnie dobrze radzi sobie w ramach podjętej konwencji. Przyjemne gatunkowe czytadło na jeden wieczór, albo też wstęp do arcyciekawej opowieści o wszechwładnych korporacjach w brutalnym świecie przyszłości – tego dowiemy się z kolejnej części. Z pewnością jest szansa na całkiem dobry komiks, nie tylko dla fanów gry.
Cyberpunk 2077. Trauma Team
Nasza ocena: - 70%
70%
Scenariusz: Cullen Bunn, Rysunki: Miguel Valderrama 2021