Cyberpunk nie grzeszy oryginalnością. Aby zmieścić się w gatunkowym schemacie, należy obficie wykorzystywać przynależne klisze, co może twórcę mocno ograniczać. Ale gra schematem konwencji nie musi od razu oznaczać fabularnej miałkości – zwłaszcza jeśli za temat bierze się ktoś tak utalentowany, jak Marta Sobiecka.
To trzecia książka Sobieckiej – dwie pierwsze, będące zbiorami opowiadań – wydało krakowskie Wydawnictwo IX. Najnowsza – powieściowa – „Kaori” to już produkt sygnowany przez Wydawnictwo Pulp Books, szturmem starające się podbić rynek szeroko rozumianej literatury popularnej. Łącznikiem wszystkich trzech publikacji Sobieckiej jest osadzenie w jednym uniwersum futurystycznej, cyberpunkowej Japonii. I jako takie – opiera się mocno właśnie na gatunkowych kliszach. To cyberpunk bardzo zbliżony w sztafażu do tego znanego z klasyki, jak choćby genialnego „Ghost in the Shell”, którego duch unosi się nad wszystkimi tekstami Sobieckiej o Kaori Nakamurze. Oczywiście, nie jest to bynajmniej wadą. Jeśli autorka sięga po określoną gatunkową konwencję, to niekoniecznie musi ów sztafaż rewolucjonizować. I z tym właśnie mamy do czynienia zarówno w „Kaori”, jak i wcześniejszych – „Algorytmie życia” i „Chindogu” – z bardzo konkretnym, konsekwentnym zaimplementowaniu świata przedstawionego w znajomym cyberpunkowym sztafażu. I dotychczas również poruszana problematyka opiewała na tematy znane z cyberpunkowego dorobku popkultury. Tym razem Sobiecka zdaje się iść o krok dalej, w swojej pierwszej powieści konsekwentnie pozostając w wykreowanym uniwersum, ale sięgając równocześnie po nowe, niejako poboczne aspekty, warte omówienia.
No właśnie, to bardzo ważny element, uwidaczniający się w prozie Sobieckiej. To nie tylko skupienie na kreacji świata, to nie wyłącznie orientacja na dynamiczną, żywiołową akcję w cyberpunkowym stylu. Choć tych nie brakuje, to jednak nadrzędnym celem okazuje się poruszanie ważkich społecznych problemów, które nie tylko mogą się pojawić w przyszłości, wraz z rozwojem nowych technologii, ale które już trawią współczesne społeczeństwo. I to bardzo duża zaleta prozy Sobieckiej, ta wielowarstwowość, to solidne zaimplementowanie społecznych zagadnień, które – choć adekwatne dla wykreowanego świata przyszłości, są tożsame także z naszą, współczesną rzeczywistością. Słowem, ani czas, ani technologiczny rozwój nic tak naprawdę nie zmienia, pozostając jedynie dekoracją, sztafażem, bo borykamy się – globalnie – z tymi samymi problemami. Jesteśmy – chcąc nie chcąc, społeczeństwem zintegrowanym, żyjącym w globalnej wiosce, gdzie trendy społeczne (także te negatywne) za sprawą mediów społecznościowych rozpowszechniają się lotem błyskawicy, a pewne szkodliwe stereotypy pozostają niezmienne, niezależnie od kulturowego obszaru.
Pojawia się więc u Sobieckiej mocny motyw feministyczny. Poruszanie problemu nierówności społecznych i zawodowych – w tym przypadku w społeczeństwie japońskim – tak naprawdę nadal jest, mimo pewnych pozorów, problemem globalnym. Kobiety słabiej zarabiają, są lekceważone, deprecjonowane, pomija się ich zasługi i dokonania, lub umniejsza ich wagę. W „Kaori” ten temat wybrzmiewa bardzo mocno, jednak nie jest ujęty w łopatologiczną wykładnię, ale został sprawnie zaszyty w fabule. Określone zdarzenia charakteryzujące problem są zgrabnie osadzone w opowieści, stają się wypadkową logicznych ciągów przyczynowo skutkowych. I choć świat przedstawiony nie jest tak do końca fantastyką bliskiego zasięgu (jak to mieliśmy np. u Miszczaka w „Impneurium. Sygnały z kosmosu”), to jednak problematyka społeczna okazuje się nad wyraz aktualna, dzisiejsza.
I niech nie zżymają się teraz wszyscy antyfeminiści, przerażeni tym, że kobiety walczą o należne im prawa. W „Kaori” znajdziecie dużo solidnej akcji, zgrabny wątek kryminalny i bardzo ciekawe zobrazowanie korelacji na linii władza – yakuza, z którym mogliśmy się zetknąć choćby w ciekawym serialowym „Tokyo Vice”. A feminizm nie boli, nie ma co się go bać. Ważne, że cyberpunk, mocno — jak by się mogło zdawać – „męski gatunek” za sprawą prozy Sobieckiej oddaje głos także kobietom. I przestrzeń dla silnej, kobiecej bohaterki. A to na pewno i ważne w wydźwięku społecznym i dobre dla samej popkultury, bo pokazuje, że można, że to działa, a nie jest tylko upychaniem na siłę parytetów.
Drugim z charakterystycznych – i problematycznych zjawisk, jakie pojawiają się w „Kaori” jest fascynacja młodych ludzi internetowymi idolami, która często przeradza się w formy swoistej obsesji. O ile jest to problematyczne same w sobie, dodatkowo zagrożeniem jest fakt, że medialne kreacje rzadko odpowiadają rzeczywistości, są wypadkową działań spin doctorów i speców od PR-u, całkowicie sztuczną kreacją. Czyli wzorce podsuwane młodym ludziom pokazują im całkowicie zafałszowany, nieprawdziwy świat, niczym z renderowanych przez AI animacji, dających ułudę rzeczywistości. Ale właśnie – tylko ułudę. To tak, jak z internetowymi gwiazdami, wykreowanymi od przyjętego szablonu i zorientowanymi przede wszystkim na określoną monetyzację danego trendu, często zresztą także sztucznie wykreowanego.
Sobiecka porusza problem, z którym obecnie również się borykamy, w obrębie naszego społeczeństwa i choć być może jeszcze nie jest to zakres na miarę powieściowego, to wiele zmierza ku temu, byśmy za X lat zderzyli się z taką samą lub podobną skalą.
Pierwsza próba zmierzenia się z powieścią wypada u Sobieckiej co najmniej dobrze. Jest solidnie nakreślony plan fabularny, są dwa kluczowe wątki, konsekwentnie prowadzone od początku do końca. Jest wreszcie znajome już Tokio z cyberpunkowej przyszłości, z nadwyraz współczesnymi, aktualnymi bolączkami i problemami. Słowem, jest wszystko, co podobało mi się w dotychczasowej prozie pióra Sobieckiej, dokraszone tym razem szerszym społecznym kontekstem. Jeśli wcześniej skupiała się autorka głównie na człowieku – jednostce i jego osadzeniu (zagubieniu) w nad miarę stechnicyzowanym świecie, tak teraz – w „Kaori” – stara się spojrzeć szerzej, ubogacić kontekst. Jest mniej kameralnie, z większym rozmachem, bardziej – chciałoby się rzec, filmowo (nie powiem, walkę z wojskowym cyborgiem z chęcią bym w ekranowej wersji obejrzał), ale to nie tyle nie przeszkadza, ile wręcz przeciwnie. Wzbogaca to wykreowane przez Sobiecką uniwersum, pozwala jej konsekwentnie je poszerzać, obrazując w coraz większej skali. Pojawią się postaci znane z wcześniejszych publikacji – co nie sprawia może, że ich znajomość jest absolutnie konieczna dla lektury „Kaori”, ale z pewnością może pomóc uzyskać szersze, dokładniejsze spojrzenie na staranność, w jaką Sobiecka buduje swój świat przedstawiony. Przeszłość Nakamury rzutuje na jej przyszłość, na teraźniejszość. Czasem pomaga, czasem staje się ciężarem. Ale ukazuje jednocześnie konsekwencję w prowadzeniu postaci, która z książki na książkę, ze zbioru opowiadań, po powieść, staje się pełniejsza i niejako bardziej rzeczywista.
„Kaori” to gratka dla miłośników cyberpunka, bo opiera się na klasycznym dla tej konwencji sztafażu, na określonej przez gatunkowy schemat kreacji świata przedstawionego. Jednocześnie to bardzo interesujące ujęcie tematu, budujące pomost między naszymi czasami, naszą teraźniejszością, a możliwymi scenariuszami przyszłości, kreowanymi na bazie rozwoju nowych technologii. Co ciekawe, w ujęciu Sobieckiej – niezależnie od czasów czy regionu – zło pozostaje złem, chciwość chciwością, nadzieja nadzieją. Słowem – człowiek zawsze pozostaje człowiekiem. Na dobre i na złe.
Kaori
Nasza ocena: - 90%
90%
Marta Sobiecka. Wydawnictwo Pulp Books 2025