Wydawnictwo Egmont nareszcie zebrało do kupy wydane wcześniej w trzech osobnych tomach opowieści składające się na album “Stulecie”, który chronologicznie jest trzecią odsłoną przygód Ligii Niezwykłych Dżentelmenów.
Poprzedni członkowie Ligi zginęli bądź odeszli, a na straży porządku pozostała Mina Murray i Alan Quatermain. Wraz z nadejściem nowego stulecia pojawili się kolejni niezwykli jegomoście, którzy zasilili szeregi nowego zespołu: detektyw od zjawisk paranormalnych – Tom Carnacki, złodziej dżentelmen – A. J. Raffles i nieśmiertelny hermafrodyta Orlando. Razem muszą zmierzyć się nie tylko z groźnymi przeciwnikami ale też stawić czołą zmieniajacemu się światu.
W epizodzie rozgrywającym się w 1910 r. nowy skład Ligii mierzy się z zagrożeniami gotyckiego, dekadenckiego i przesiąkniętego mistycyzmem początku nowego wieku. Z kolei w anarchistycznym roku 1969, przepełnionym hałaśliwą muzyką, narkotykami i seksem Moore ów Ligę rozbił, by ponownie połączyć jej siły w roku 2009 aby ostatecznie stawiła czoło Oliverowi Haddo – magowi wzorowanemu na postaci Aleistera Crowleya – i Księżycowemu Dziecku, zwanym też Antychrystem.
Moore w pierwszym epizodzie się powtarza. Konstrukcja fabuły jest bliźniaczo podobna do tej znanej z tomu drugiego i w zasadzie niczym nie zaskakuje. Ale jak wiadomo diabeł tkwi w szczegółach i cała zabawa polega na odkrywaniu kolejnych cytatów i elementów zapożyczonych przez scenarzystę.
Rok 2009 to niezbyt przyjazny czas, gdzie wojny i wszechobecny Wielki Brat nie sprzyjają obywatelom. Na froncie wydarzeń pozostał już tylko znudzony Orlando (hermafrodyta z kart powieści Virginii Woolf), zmuszony do odnalezienia oszalałej Miny Harker i znajdującego się na samym dnie rynsztoku Allana Quatermaina. Pomagają mu w tym MI5 z samą M. na czele i tajemniczy Norton. W ostatnim tomie „Ligi…” Moore korzysta ze zdobyczy współczesnej kultury, odwołując się w dużym stopniu do brytyjskich serii kryminalnych (a w szczególności do Jamesa Bonda) i popularnych powieści o pewnym czarodzieju. W tym drugim przypadku nie jest to jedynie przetwarzanie, a wręcz komentowanie dzieła i stworzonego bohatera. Autor zdaje się, ustami Haddo, wyraża swoją opinię, mówiąc: Ogromnie mnie rozczarowałeś. Banalny magik. Banalny antychryst. Materializuje się to także w re-kreacji samej postaci, która jest nudna, bez charyzmy, niedorzeczna (czego szczytem jest strzelanie błyskawicami do nieprzyjaciół z własnego penisa) i wręcz niegodna miana przeciwnika ostatecznego. Finał, zarówno jego przebieg jak i zakończenie – zapewne zgodnie z zamierzeniem Moore’a – pozostawia pewien niedosyt i rozczarowuje. Nie jest on jednak w stanie przesłonić całkowitej, bardzo dobrze opowiedzianej historii będącej zarówno doskonałą rozrywką jak i intertekstualną zabawą z czytelnikiem. Nie jest to, całe szczęście, ostatnie słowo brytyjskiego ekscentryka w temacie Ligi, gdyż przed nami jeszcze “Burza”, czyli definitywny finał całej opowieści.
Osobny akapit należy się też Kevinowi O’Neillowi, który jak zwykle nie zawodzi i kapitalnie ilustruje wszelkie wybryki Moore’a. Jego ilustracje to również znak rozpoznawczy tej świetnej serii; nadają jej osobliwego i niepowtarzalnego charakteru.
Liga Niezwykłych Dżentelmenów, tom 3: Stulecie. Scenariusz: Alan Moore. Rysunki: Kevin O’Neill. Egmont 2019
Ocena: 8.5/10