„Poszukiwacze światła” to znakomity tytuł. Przede wszystkim dlatego, że zupełnie ucieka od klasycznej konwencji kryminału. I opowiada o świecie całkowicie dla polskiego (a nawet europejskiego) odbiorcy obcym. A tym samym, o świecie nieprzewidywalnym, w którym trudno zasadnie dywagować nad możliwymi rozwiązaniami. A to wzmaga napięcie i zwiększa ciekawość w trakcie lektury.
Femi Kayode dorastał w Nigerii. Mieszkał wiele lat w Stanach Zjednoczonych, a obecnie wrócił do Afryki, na miejsce zamieszkania wybierając Namibię. Jest to więc niejako człowiek z dwóch światów – tego surowego, afrykańskiego, mocno nam obcego kulturowo – jak i zachodniego, który jest w dużej mierze tożsamy z naszym, zachodnim, demokratycznym stylem życia, ale i sposobem patrzenia na świat. A siłą powieści Kayode jest konfrontowanie tych dwóch skrajnie różnych spojrzeń.
W roli głównej osadził autor niejako swoje alter ego, psychologa śledczego dr Philipa Taiwo, który jedzie do Nigerii, by napisać raport na temat tragicznej zbrodni – brutalnego linczu na trzech studentach lokalnego uniwersytetu, których rozwścieczony tłum najpierw dotkliwie pobił, po czym spalił żywcem. Dr Taiwo decyduje się podjęcia tematu na prośbę jednego z dawnych przyjaciół swojego ojca, wpływowego polityka, a zarazem rodzica jednej z ofiar. Podróż do Okriki w celu odkrycia prawdy o makabrycznym zdarzeniu to z jednej strony próba zrozumienia współczesnej Nigerii, a z drugiej obraz świata, w którym nad podziw łatwe jest manipulowanie społecznymi nastrojami, bo oparte jest na podburzaniu wzajemnych animozji i zakorzenionych w społecznej świadomości lęków.
Powieściowy obraz Nigerii trudno kwalifikować jako pozytywny. W oczach Taiwo / Kayode to kraj targany sprzecznościami, zagubiony, tonący w powszechnie akceptowanej korupcji i bezsilności władz. Kraj podzielony pomiędzy zwaśnione społeczności religijne, uwikłany w ekonomiczne zależności względem Zachodu, nadal traktującego (albo – chcącego traktować) Nigerię jak prywatny folwark do eksploatacji. A zarazem miejsce, które stara się usilnie ucywilizować, rozwinąć, za sprawą swoich młodych, kształconych pokoleń, które mają odmienić oblicze kraju. Ale które niekoniecznie dążą do przyjęcia na swoje barki tego ciężaru.
Intryga nakreślona w powieści rozwija się wolno, z początku można wręcz odnieść wrażenie, że za wolno. Jednak ostatecznie gotów jestem uznać, iż to wynik przede wszystkim kulturowej obcości świata przedstawionego, do którego zwyczajnie trudniej odbiorcy z zewnątrz wejść. Więcej czasu zajmuje zadomowienie się (o tyle, o ile to możliwe), poznanie z grubsza specyfiki przedstawionego świata, zaakceptowanie jego odmienności. Kiedy odrzucimy odruchowe założenia co do toku prowadzenia samej fabuły, zaczynamy chłonąć tę gorącą, w swoim trzonie tragiczną opowieść o rozpaczliwym pragnieniu dążenia do prawdy, bez względu na cenę.
Jednak – jak wspomniałem – intryga kryminalna to tylko jeden, może nawet najmniej znaczący, element „Poszukiwaczy światła”. Ważniejsze bowiem zdaje się dla autora właśnie sportretowanie kraju ojczystego. Choćby miał to być portret surowy, czasem ponury, czy drastyczny. Czasem nawet odebrany, jako krzywdzący. Ale z drugiej strony – na wskroś uczciwy. Taki, jaki powstać może dzięki prawdziwemu „spojrzeniu z boku”. Z zewnątrz, z innej perspektywy.
„Poszukiwacze światła” to kryminał, który nie przystoi do tego, do czego literatura tego gatunku nas przyzwyczaiła. To proza znacząco odmienna, co nie oznacza, że w jakimkolwiek stopniu gorsza. Wręcz przeciwnie – jej największą zaletą jest wyłamanie się poza schematy. Jej odmienność, nie tylko fabularna, ale i konstrukcyjna. I fascynujące zobrazowanie kraju, w jakim rozgrywa się akcja, z całymi jego przywarami i wadami. Tak opisywać Nigerię może ktoś, kto wciąż traktuje ją jak ojczyznę, ale kto jednocześnie zdołał uchwycić szerszą jej perspektywę. I dostrzega, co jest konieczne, by ją uzdrowić, przekształcić w kraj bliższy cywilizowanym standardom, ale co jednocześnie nie pozbawiłoby jej kulturowej tożsamości i integralności.
Polecam „Poszukiwaczy światła” tym, którzy szukają świeżego, oryginalnego głosu w literackim kryminale. Opowieści wielopłaszczyznowej, w której intryga kryminalna i sama zbrodnia to tylko element składowy fabuły, może nawet jej trzon, wokół którego obudowana jest cała, bogata reszta, ale nie cel sam w sobie. To szansa na spojrzenie na odmienną kulturę, na inny, obcy świat. A literatura jest przecież właśnie po to, by poszerzać horyzonty.
Poszukiwacze światła
Nasza ocena: - 85%
85%
Femi Kayode. Tłumaczenie: Agnieszka Sylwanowicz. Wydawnictwo Zysk i S-ka 2023