Z Raphaelem Bob-Waksbergiem, twórcą serialu „BoJack Horseman”, rozmawiamy o miłości, muzyce i jego debiutanckiej książce pt. „Ktoś, kto będzie cię kochał w całej twej nędznej glorii”, która właśnie ukazała się nakładem Insignis.
“BoJack Horesman” balansował na krawędzi depresji i histerii, wydawało się, że nie pozostawia zbyt wiele miejsca na nadzieję. Czy zatem „Ktoś, kto będzie cię kochał w całej twej nędznej glorii” jest dla Ciebie, w pewnym sensie, odtrutką od tych przytłaczających tematów?
To kwestia którą można dowolnie interpretować! Książka ma w sobie sporo nadziei – ale osobiście uważam, że „BoJack Horsemen” był w tym względzie całkiem podobny. To książka o miłości, a pytanie jakie zadaje, brzmi: „czy owa miłość jest tego warta?”. Być może dla niektórych samo zadawanie sobie podobnych pytań będzie oznaką cynizmu i pesymistycznego podejścia, ale byłem zaintrygowany zagłębieniem się w ten temat. Niektóre z opowieści w książce mogą odpowiadać na nie twierdząco, inne wręcz przeciwnie – ostatecznie jednak wszystko zależy od indywidualnego osądu czytelnika.
Jesteś producentem, scenarzystą, script doctorem – generalnie związany jesteś z branżą telewizyjną i filmową. Skąd zatem pomysł aby wydać zbiór opowiadań? Nie lepiej było zrobić kolejny serial?
A dlaczego by nie spróbować sił w każdej z tych profesji po trochu? Różne typy historii sprawdzają się w różnych typach mediów – niektóre bardziej pasują do formy telewizyjnej, inne książkowej. To nie zawsze zależy ode mnie.
Czym różni się doświadczenie pisania książki od pracy nad produkcją jak “BoJack Horseman”?
Pisanie serialu bardzo opiera się na współpracy, rozmawianiu z innymi i wspólnym budowaniu żartów, czy pomysłów na historię. Praca przy książce jest z kolei bardziej samotnicza – czasem przez cały dzień nie zamieniłem nawet słowa z ludźmi. Nie wiem czy mam wystarczająco samodyscypliny, czy wytrzymałości by pójść taką ścieżką kariery, ale zdecydowanie była to interesująca zmiana tempa codziennego życia.
Bardzo rozczulił mnie “Rufus” napisany w całości z perspektywy psa. Odniosłem wrażenie, że jesteś doskonałym psim psychologiem.
Wielu ludzi nieźle uśmiałoby się na te słowa. Prawda jest taka, że nie byłem wielkim miłośnikiem zwierząt do momentu, w którym poznałem moją żonę. Psy uważałem za niezbyt interesujące i u wielu ludzi nie rozumiałem fascynacji nimi. Jak się jednak okazało, moja żona była właścicielką takiego czworonoga, który siłą rzeczy stał się i moim psem – i zakochałem się w nim po uszy. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że te stworzenia są znacznie mądrzejsze niż wcześniej chciałem to przyznać, jedynie ich rozumienie świata jest bardzo ograniczone. Ale z drugiej strony… mój pies stara się jak może by zrozumieć moje komendy, podczas gdy ja właściwie nie robię nic by poznać różnice w jego warczeniu i chrząkaniu – więc kto tu ostatecznie wychodzi na głuptasa?
Ponoć za opowiadaniem “Przenajświętsza i najpomyślniejsza uroczystość” też kryje się ciekawa historia?
Napisałem tę historię świeżo po ślubie. Razem z żoną zgodziliśmy się, że chcemy małe, możliwie jak najprostsze wesele. Jak to jednak bywa przy planowaniu, nie mogłem się ostatecznie nadziwić ile ona miała wymagań, jak wiele ja, a jak wiele nasze rodziny. Oboje jesteśmy żydowskiego pochodzenia i chcieliśmy żeby uroczystość była zorganizowana w, poniekąd, tradycyjnym stylu, nawet pomimo tego, że nie ma on wiele wspólnego z naszym bardziej nowoczesnym, świeckim stylem życia. Pomyślałem więc, że może być zabawne by opowiedzieć podobną historię, ale z jeszcze dziwniejszymi tradycjami w tle – bo prawda jest taka, że wszystkie tradycje są odrobinę niemądre – poza faktem, że po prostu są tradycjami.
Jak to jest zatem z tą miłością? To my panujemy nad nią czy ona nad nami?
Gdybym tylko potrafił odpowiedzieć na to jednym zdaniem, nie musiałbym pisać całej książki!
Naukowcy rozprawiają się z mitem miłości romantycznej, twierdząc, że rządzi nami wyłącznie biologia. Myślisz, że w dzisiejszych czasach jest jeszcze miejsce na głębokie uczucia i dozgonne oddanie?
A czy oba te podejścia nie mogą być prawdziwe? Może i biologia wywołuje w nas głębokie uczucia i pożądanie, ale jeśli nasze serca (nawet jeśli w rzeczywistości to jednak mózgi) podpowiadają nam, że właśnie tędy droga, to jaką to tak naprawdę robi różnicę?
Wróćmy na koniec jeszcze do “BoJack Horseman”. Ostatni sezon serialu poruszał wątki, między innymi, blokady twórczej. W jaki sposób ty sam radzisz sobie z takimi sytuacjami?
Właśnie z tego powodu lubię pracować nad kilkoma rzeczami naraz – jeśli utknę przy jednej, mam możliwość ruszenia z inną. W taki sposób nawet moje odwlekanie spraw na później może być produktywne!
“BoJack Horseman” często operował dość złożonymi strukturami narracyjnymi, takimi jak opowieści szkatułkowe, niewiarygodny narrator czy silne opieranie historii na wizualnych metaforach. Fabuła zawsze pozostaje jednak zrozumiała. W czym tkwi sedno zachowania równowagi między wymyślnymi środkami stylistycznymi, a zachowaniem koherentnej opowieści?
Podobnie często podchodzę do istoty opowiadania historii w książce, głównie dlatego że lubię zmuszać sam siebie do zabawy z różnymi formami. Najważniejszym punktem pozostaje jednak sfera emocjonalna historii – bez wyjątku w każdym przypadku. Sadzę, że nowe formy i techniki mogą być dobrym sposobem na dotarcie do zaskakujących emocjonalnych prawd – ale jeśli twoja historia takich nie ma, to cały trud idzie na marne.
W ostatnim sezonie “BoJacka” para postaci entuzjastycznie wypowiada się o lo-fi chillhopie. Zauważyłem, że od kilku lat artyści muzyczni tworzący muzykę tego gatunku chętnie sięgają po motywy z serialu, zarówno wizualne, celem ilustracji swoich utworów, jak i sample z kwestiami dialogowymi (przykład). To reakcja na ten trend? Jak osobiście odnosisz się do tego gatunku muzycznego? Słuchasz czasami słynnego starego lofi hip hop radio – beats to relax/study to?
Prawdę mówiąc nie wiem dokładnie skąd wziął się w serialu pomysł na ten żart, ale za to pamiętam, że nagle zorientowałem się, że ten nowy typ muzyki jest mi rekomendowany przez pół internetu. Pomyślałem wtedy, że to zabawne. Skąd się wzięła? I dlaczego sieć była tak pewna, że mi się spodoba? Żart w serialu dotyczy tego, że bohaterowie myślą, że jest to nazwa jakiegoś wykonawcy, a nie całego gatunku muzyki. Sądzę jednak, że w prawdziwym świecie mógłby rewelacyjnie pasować do lektury mojej książki, „Ktoś, kto będzie cię kochał w całej twej nędznej glorii„, świeżutko przetłumaczonej na język polski przez cudowną Monikę Skowron!