Gorący temat

Świat Dryftu, t.1 – opowieść o złodziejach i trollach – nie do końca typowa fantasy [recenzja]

Po horrorach i westernie przyszedł czas na fantasy. Wydawnictwo Lost in Time tym razem raczy czytelników komiksem “Świat Dryftu”, który jest pierwszym tomem całkiem obiecującej i trochę nietypowej serii w tym gatunku.

Wydawnictwo Lost in Time przyzwyczaiło już czytelników do dopieszczonych edytorsko wydań i nie inaczej jest tym razem. Pierwsza część “Świata Dryftu” jest wydana w formie pokaźnych rozmiarów albumu w twardej oprawie z bardzo obszerną dodatkową zawartością. Jak się też okazuje po lekturze komiksu, dodatki są bardzo istotne dla percepcji świata przedstawionego, który wymyślił i narysował Ken Broeders. Na temat fabuły dużo możemy wywnioskować już z okładki, na której para bohaterów ucieka przed potężnymi trollami, a i tytuł zapowiada rodzaj klasycznej fantasy. Kolorystyka, postacie i logo kojarzą się ze Światem Dysku i choć jest czasami zabawnie, to jednak nie jest to ten poziom groteski, jaki mamy w powieściach Pratchetta. 

Uciekająca para z okładki to elf cwaniak o imieniu Dellric Twotter, a kobieta to Ysabeau, która trafiła do tej krainy wprost z ludzkiego świata na skutek knowań i zabiegów pewnej paskudnej wiedźmy, która jest czarnym charakterem tej historii. Świat Dryftu zaczyna się od sekwencji, w której zarówno Dellric i Ysabeau mają za zadanie ukraść świątynny klejnot umieszczony na mumii czarodzieja i uruchamiają tym samym lawinę szybko mknących i istotnych dla tego świata wydarzeń, podczas których dwójka bohaterów przeżyje niezwykłe przygody będące dopiero początkiem większej historii.

Początki tej większej historii Ken Broeders kreśli w sposób nietypowy, za pomocą kilku zdań wstępu jeszcze przed pierwszą planszą, opisując nam sytuację na Północy Świata Dryftu, gdzie dwa ludy – spokojni Dommovoi oraz Trolle pod dowództwem Mateczki K’nesser stoją na granicy konfliktu. Te słowo wprowadzające wygląda trochę dziwnie, jakby autorowi zabrakło pomysłu jak zarysować na planszach ów konflikt i tego rodzaju zdziwień doświadczymy jeszcze nie raz podczas lektury “Świata Dryftu”. 

Z jednej strony to jak najbardziej klasyczna opowieść fantasy, ale jednocześnie czyta się ją jak rodzaj improwizacji, na którą autor nie miał konkretnego planu, tylko popuścił wodze fantazji nie do końca je kontrolując. I nie jest to wcale domysł recenzenta, a wyznanie Broedersa, które znalazło się w dodatkach na końcu albumu. Tego wrażenie improwizacji w sztafażu fantasy dopełniają mocno ekspresyjne rysunki, często z umownie zarysowanym tłem i w większości w pastelowych barwach. Wygląda to urokliwie i dobrze komponuje się z fabułą, która z jednej strony nie do końca przekonuje, a z drugiej zaciekawia w wystarczającym stopniu, by czekać na jej ciąg dalszy. 

Nie jest to zatem jakieś przełomowe dzieło gatunku, ale dosyć ciekawy eksperyment autora, u którego czuć dużą wiarę w swoje możliwości. “Świat Dryftu” ma to nieszczęście, że czytam go po “Codzie”, która stała się dla mnie wyznacznikiem komiksowej, współczesnej serii fantasy. W “Codzie” cała fabuła była precyzyjnie rozplanowana i nie za długa, ale te piętnaście zeszytów wystarczyło na naprawdę epicką i zarazem postmodernistyczną, gorzką w wymowie fabułę. W “Świecie Dryftu” jak na razie Broeders nie do końca wie, czy ma się bawić schematami, czy podążać klasyczną, gatunkową drogą. To autorskie niezdecydowanie ma swoje plusy, ponieważ niesie ze sobą obietnicę nieprzewidywalnej fabuły, oby jednak nieprzewidywalność nie stała się tu synonimem niedopracowanej historii. Jak na razie jest naprawdę nieźle, a jak będzie dalej przekonamy się już w kontynuacji komiksu. 

Świat Dryftu, t.1: Opowieść o złodziejach i trollach

Nasza ocena - 65%

65%

Scenariusz i rysunki: Ken Broeders. Lost in Time 2021

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

RIP, tom 6. Eugene: Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy – siły zewnętrzne [recenzja]

Po dwóch i pół roku od wydania pierwszego tomu serii wreszcie dostajemy jej finał. Tytułową  …

Leave a Reply