Kiedy spotyka się dwóch takich komiksowych tuzów, jak Oesterheld i Pratt, to musi wyjść coś spektakularnego. I w Erniem Pike’u” wychodzi. Choć zupełnie inaczej, niż sobie to wyobrażamy.
Inaczej, bo niniejszym omawiany komiks okazuje się być dziełem bardzo kameralnym. Stonowanym, w krótkich, rwanych epizodach odmalowujących rodzajowe scenki z okresu II wojny światowej, w niesamowicie sugestywny sposób ukazuje koszmar wojny. Ale też heroizm, straceńczą odwagę, czasem tchórzostwo i desperację. Cały emocjonalny wachlarz, cały kalejdoskop postaci i postaw uchwyconych w krótkich opowiastkach, które łączy jedno – są relacjonowane zawsze z pierwszej linii.
Cóż, jak zaznaczyłem na początku, to komiks spektakularny, ale w inny sposób, niż możemy oczekiwać. Bowiem tematyka wojenna w komisie zwykle oscyluje wokół kluczowych momentów, wielkich bitew, przełomowych zdarzeń. To tematy nie tylko nośne same w sobie, w swoim epickim rozmachu, czy niesionym nim tragizmie. To także motywy mocno zakorzenione w zbiorowej świadomości. Czytelne i rozpoznawalne. I zwykle – mniej lub bardziej otwarcie – kreujące bohaterów wojennego teatru. Uwspółcześnionych gladiatorów, walczących do ostatniego tchu, skazanych przez piekło czasów na straceńcze misje… A „Ernie Pike” jest inny. Bardziej stonowany, spokojniejszy. Ukazujący migawki z życiorysów prostych żołnierzy, z których wielu zwyczajnie stara się przede wszystkim przetrwać. Oczywiście, walczą, nie raz zaciekle i straceńczo. Ale nie mają wyjścia, los rzucił ich na front i robią, co do nich należy. Jednak siła przekazu tego komiksu, tych opowiedzianych i narysowanych tutaj historii jest fakt, że ukazują, z czego tak naprawdę, w większości składa się wojna. Z małych – w skali całego konfliktu – ale ostatecznych w odczuciu jednostki dramatów. Z czynów chwalebnych, jak i haniebnych. Z zachowa desperackich i bohaterskich. Bo wojna to nie czerń i biel, to odcienie szarości. Niestety, najczęściej podbarwione szkarłatnym kolorem krwi.
Postać Erniego Pike’a inspirowana była prawdziwym amerykańskim korespondentem wojennym Erniem Pylem, który uosabiał istotę tego niezwykle wymagającego zawodu. Pierwowzór komiksowego bohatera także, niczym jego rysunkowe alter ego, nie zwykł się kulom kłaniać (finalnie zginął od japońskich kul, na Okinawie w kwietniu 1945 roku), ale i zwykle maszerował w pierwszej linii, z żołnierzami prącymi do ataku. Niejednokrotnie sam znajdował się w sytuacji, kiedy można było iść tylko naprzód, bo nie było jak, ani gdzie się wycofać. A ta świadomość, która towarzyszy nam przy lekturze, jeszcze bardziej potęguje siłę oddziaływania tego albumu.
Oesterheld z Prattem wspięli się tu na wyżyny komiksu realistycznego, który skupia się na relacji na wskroś autentycznej, bez nadmiernych fajerwerków i przesadnego kreowania napięcia. Jednocześnie nie można powiedzieć, by poszczególne historie cierpiały na nadmiar stagnacji, w końcu Pike relacjonuje wojnę i to z pierwszej linii bitewnego pola, więc i akcji tutaj nie braknie. Jednak ponad reżyserowana epickość teatru wojny autorzy stawiają na prozaiczne losy zwykłych żołnierzy, w całym tego możliwym do ukazania tragizmie.
W warstwie graficznej to klasyczny Pratt, ze swoją minimalistyczną manierą, z pewną swoistą szorstkością rysunku i celową niedbałością względem tła, z jednoczesnym skupieniem na sylwetkach pierwszego planu, która nadaje określonej atmosfery całości. To wspaniałe graficzne uzupełnienie tej antywojennej manifestacji, w której ukazany jest możliwie całościowo wciąż aktualny wydźwięk tego, czym jest wojna. Kryje się w kolejnych kadrach brutalny dynamizm, zwyczajowo skorelowany z walką, lub śmiercią w jej wyniku, co podbija mocno szorstki, aczkolwiek boleśnie realistyczny wydźwięk samych scenariuszy. Twarze z grubsza zlewają się w jedną, mimo oczywistych różnic w nacjach, w umundurowaniu. To zawsze wyraz tej samej beznadziejnej rezygnacji, często przesłanianej bolesną, tragiczną w swojej niemożności determinacją.
Mało jest tak oczywistych i bezpośrednich antywojennych manifestów w sztuce komisu, jak niniejszy. Tym bardziej warto poznać go dziś, w niespokojnych czasach, kiedy świat znów zbliża się niebezpiecznie ku ogólnoświatowemu konfliktowi wielkich mocarstw, a krwawa wojna toczy się tuż za naszymi granicami. Idealnym podsumowaniem przekazu „Erniego Pike’a” okazuje się wszak wykorzystany w tytule niniejszej recenzji cytat, wieńczący jedną z zawartych w albumie historii, „Niemiecki porucznik”: okrucieństwo bądź zwykła bezmyślność nie mają bandery. To smutna prawda, o której popkultura czasem zdaje się zapominać. I o tym, że wojna jest złem, która budzi demony, czasem po obu stronach, nawet tych słusznych.
Ernie Pike
Nasza ocena: - 90%
90%
Scenariusz: Hector Oesterheld. Rysunki: Hugo Pratt. Tłumaczenie: Tomasz Pindel. Tłumaczenie Wstępu: Grzegorz Gryc. Wydawnictwo Lost In Time 2024