Gorący temat

Żelazny wilk – trochę young, trochę adult [recenzja]

“Żelazny wilk” to nietypowa literatura fantasy, w której zamiast towarzyszyć bohaterom podczas epickiej wyprawy, częściej spędzamy czas na wąskich ulicach i w zamkniętych pomieszczeniach, które jednak kryją przerażające i zarazem domagające się odkrycia tajemnice. 

Dla polskich czytelników nie jest to pierwsze spotkanie z prozą Siri Pettersen, jednak przy okazji premiery nowej powieści, niektórzy zapewne sięgną po książkę norweskiej pisarki po raz pierwszy. Pomimo że “Żelazny wilk” stanowiący pierwszą część cyklu “Vardari” rozgrywa się w uniwersum znanym z wcześniejszej trylogii “Krucze Pierścienie”, to można go czytać bez znajomości tego cyklu. Idea kryjąca się za uniwersum stworzonym przez Pettersen jest taka, że istnieją równoległe światy, do których wybrańcy można podróżować przez specjalne bramy/portale przy wsparciu magicznej energii nazywanej Evną – taki zresztą był tytuł ostatniej części cyklu “Krucze pierścienie”. A zatem opowieść ze świata “Żelaznego wilka” może toczyć się swoim torem, ponieważ poza Evną i jej właściwościami, w zasadzie niewiele łączy ją z fabułą wcześniejszej trylogii. Być może do czasu. 

Okładki zawsze były tym, co wyróżniało książki Siri Pettersen. Cykle fantasy zazwyczaj kojarzą się z grafikami przedstawiającymi scenę z bohaterami książki, najczęściej w akcji, jednak w przypadku i “Kruczych Pierścieni” i “Żelaznego wilka” mamy obrazy fragmentów anatomii i to niekoniecznie ludzkiej. W pierwszej odsłonie cyklu “Vardari” jest to grafika z dwoma wyglądającymi na zwierzęce kłami, które leżą od siebie w pewnej odległości znacząc podłoże odpryskami krwi, jakby zostały brutalnie wyrwane. Dosyć szybo dowiadujemy się, że takie właśnie kły rosną u ludzi dotkniętych zarazą wilkowatości rozprzestrzeniającej się na zimnej i ponurej wyspie Naklav, na której w głównej mierze rozgrywa się fabuła powieści. I chociaż można ją streścić w kilku zdaniach, to z każdą przewracaną stroną robi się ona coraz bardziej skomplikowana, również dla głównej bohaterki powieści, młodej Juvy.

Juvę poznajemy podczas polowania na wilka wraz z grupą jej męskich towarzyszy. W tej pierwszej sekwencji z bohaterką nie obędzie się bez poważnych problemów, ale cel zostanie osiągnięty, wilk zostanie zabity, następnie trzeba będzie spuścić z niego krew i dostarczyć ją do miasta. Symbolika krwi jest niezwykle istotna dla “Żelaznego wilka” i jeszcze wcześniej, w prologu przedstawiającym jednego z Vardarich, obserwujemy go podczas procesu nakłuwania ikry i wypełniania jej krwią. Czerwony płyn, który krąży w ludzkich i zwierzęcych arteriach ma w powieści różne funkcje – otwiera bramy przez które można się przemieszczać do innych miejsc w tym świecie, ale jest też rodzajem narkotyku, które ważnej grupie bohaterek – czytającym krew – daje możliwość przepowiadania. Krew jest też przyczyną zarazy, która tworzy z ludzi wilkowatych – ludzkie bestie, które tracą nad sobą kontrolę i wpadają w morderczy szał. Widać zatem, że Pettersen połączyła tu w jedno motywy wampiryczne i wilkołacze, tworząc rodzaj mrocznego misterium, na którym oparty jest skonstruowany w Żelaznym wilku” świat przedstawiony. 

Jakie w tym mrocznym obrazie ma miejsce tytułowy Żelazny wilk”? Być może niektórzy czytelnicy pamiętają, że Żelazny wilk jest motywem znanym w słowiańskich bajkach i z reguły opisuje postać, która ma w sobie zarówno cechy wilka i człowieka, ale jeszcze w innej interpretacji jest uważany za odpowiednik diabła. I właśnie jedno ze wspomnieć Juvy, która w dzieciństwie stanęła oko w oko z diabłem naznaczyło lękiem i niepewnością całe jej życie i skierowało na inną drogę, niż pozostałe kobiety z jej rodziny. Jej matka i młodsza siostra są bowiem czytającymi z krwi, które kultywują obowiązującą od stuleci tradycję i w przepowiedniach potrafią ostrzec ludzi przed złem. Rzecz w tym, że Juva nie wierzy w ich intencje czytających i na własne życzenie staje się outsiderką, która nie ma zamiaru kultywować obowiązującej w Naklavie tradycji. Te i jeszcze inne elementy fabuły składają się na skomplikowany psychologicznie portret młodej dziewczyny stojącej na rozstaju dróg tuż przed wejściem w dorosłość. Wszystko jednak wskazuje na to, że Juva na taką inicjację nie jest jeszcze gotowa i mimo że stara się rozegrać swoją partię niczym dorosły gracz, to każda jej decyzja wydaje się obracać przeciwko niej. A co to oznacza dla czytelnika?

Zapewne niektórzy przeczytawszy te słowa uznają, że mamy tu do czynienia z fantasy z obrębu literatury young adult. Trochę tak i trochę nie. Młodych bohaterów mieliśmy również w trylogii “Krucze pierścienie” i skołowana emocjonalnie Yuva jest postacią wydawałoby się emblematyczną dla tego typu literatury. Jednak dzięki skandynawskim korzeniom Siri Pettersen, w “Żelaznym wilku” pisarka ucieka od typowych łatek i motywów charakterystycznych dla young adult i przeprowadza szczegółową wiwisekcję psychologiczną głównej bohaterki, niczym w mrocznych, skandynawskich kryminałach. Kluczem do tego, co się dzieje z dziewczyną jest trauma z dzieciństwa, w której fałsz miesza się z prawdą w takim stopniu, że zakłóca ogląd rzeczywistości. Dlatego emocjonalne stany Yuvy nie są w takim stopniu irytujące, jak u bohaterek literatury young adult, ponieważ mają bardzo solidnie umotywowane psychologiczne podłoże. To wszystko jeszcze łączy się z piętrzącymi się przed bohaterką tajemnicami, które w końcu wybuchają jej w twarz po kilkuset stronach lektury, po czym jak przystało na literaturę fantasy, zaczynają ważyć się losy jej świata.

Można narzekać na pewną fabularną dysproporcję “Żelaznego wilka”, ponieważ mniej słów jest  poświęcone na rozgrywki między pogrążonymi w konflikcie stronami, a bardziej na miotającą się we mgle pozorów bohaterce. A tytuł cyklu przecież zobowiązuje. Powieść zaczyna się od sceny z Nafraimem, ponad sześciusetletnim mieszkańcem  Naklavu, które przez stulecia, jako wieczny Vardari kształtował obraz swojej ojczyzny. To też najciekawszy (dla niektórych czytelników pewnie prawie najciekawszy) osobowościowo bohater cyklu, na którym wieczne życie odcisnęło swoje piętno. Po kilku rozdziałach może się wydawać, że to właśnie Nafraim oraz zarażony wilkowatością Rugen będą równoprawnymi postaciami na równi z Yuvą, ale z biegiem lektury te proporcje mocno się zmieniają na korzyść bohaterki.

Trochę szkoda, ponieważ wydaje się, że autorka za mało słów poświęciła przedstawieniu grupy Vardarich razem z ich zachowaniami i motywacjami, ale to przecież pierwszy tom cyklu i w kolejnych akcenty mogą być przesunięte w innym kierunku. Sam finał też nie jest porywający, bez niespodzianek, na które zapewne liczył czytelnik, choć konsekwentnie wynikający z fabuły. Trzeba też wziąć pod uwagę, że Siri Pettersen potrafi zaskakiwać w każdej swojej kolejnej książce i kontynuacja “Żelaznego Wilka” może wprowadzić czytelnika w nieprzewidywalne rejony. Chciałoby się, żeby tak właśnie się zadziało, portale do innych światów tylko czekają, by zaprowadzić bohaterów poza mroźną krainę Naklavu. Na ten moment trzeba będzie jednak dłużej poczekać, na razie muszą nam wystarczyć emocje, które przeżywaliśmy podczas lektury pierwszej części nowego cyklu Siri Pettersen.

Żelazny wilk

Nasza ocena: - 70%

70%

Siri Pettersen. Dom Wydawniczy Rebis 2021.

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

Wściek – manifest na miarę naszych czasów? [recenzja]

Firma badawcza Colossal Biosciences zapowiada nie tylko możliwość wskrzeszenia mamutów i innych wymarłych gatunków, ale …

Leave a Reply