Gorący temat

Antebellum – nie tak sprytnie jak by się chciało [recenzja]


Warning: A non-numeric value encountered in /home/platne/serwer269681/public_html/badloopus.pl/wp-content/plugins/taqyeem/taqyeem.php on line 613

Warning: A non-numeric value encountered in /home/platne/serwer269681/public_html/badloopus.pl/wp-content/plugins/taqyeem/taqyeem.php on line 616

Sytuacja na świecie nie rozpieszcza tych którzy chcieliby czas z filmami spędzać przede wszystkim w kinach. Na wysokości zadania stają za to serwisy VOD – i uczciwie przyznając, czasem to lepiej, że tylko na nich się kończy.

Film Gerarda Busha zaczyna się wyjątkowo enigmatycznie. Na pierwszy rzut oka sytuacja wydaje się oczywista – wraz z główną bohaterką Eden znajdujemy się na plantacji bawełny w Luizjanie, gdzieś pośrodku konfliktu Konfederacji z Unią, a dla niej samej, ze względu na kolor skóry jest to najgorsze miejsce w jakim mogłaby się znaleźć. Tyle, ze w całej sytuacji coś jest nie do końca jest tak jak powinno być, zwłaszcza że bohaterka doskonale pamięta wydarzenia z rzeczywistości tak odległej w czasie i przestrzeni, że mogłaby pomylić je z zupełnie innym życiem. Jeśli zechce zawalczyć o swoje życie, będzie musiała podjąć się próby odkrycia prawdy.

„Antebellum” to jeden z tych filmów, które w całości opierają swoją siłą uderzeniową na kluczowym fabularnym twiście. Zabieg zazwyczaj w kinematografii to mocno ryzykowny, bo ostateczne wrażenia jakie z seansu wyniesie widz, uzależnione są od tego jak wiele mylnych tropów dostanie jeszcze przed wielkim odkryciem. W przypadku obrazu Gerarda Busha, potencjał na ciekawe zawiązanie akcji niewątpliwie jest – znacznie gorzej natomiast wypada już jego realizacja.

Podstawowy grzech, to pozwolenie odbiorcy na zorientowanie się „o co to tak naprawdę chodzi” zdecydowanie za wcześnie – kluczowe dla dalszego odbioru filmu sceny dostajemy bowiem już w jego połowie. Od tego momentu ciekawość rozkręcona przez pierwsze minuty zauważalnie spada, a na pierwszy plan wybija się cokolwiek schematyczny motyw walki tych dobrych ze złymi. Brak odcieni szarości u przedstawianych nam bohaterów to zresztą kolejna bolączka – scenariusz w „Antebellum” jest bowiem zdecydowanie bardziej prostolinijny niż byśmy chcieli. Trudno w związku z tym o większe emocjonalne zaangażowanie w to co dzieje się na ekranie – z góry możemy zakładać bowiem jedyny słuszny jego rezultat.

Tyle dobrego, że nawet pomimo tych potknięć „Antebellum” do końca pozostaje dość dynamiczne – w każdym razie na tyle, by rozczarowanie zaskakująco miałką historią nie przyczyniło się do natychmiastowego uczucia senności. Gorzej sprawa ma się z warstwą horrorową, o której należy wspomnieć o tyle, ze właśnie jako film grozy, „Antebellum” zdecydowano się promować. Będąc brutalnie szczerym – kompletnie nie mam pojęcia czym została podyktowana taka decyzja. Nie dość bowiem, że w filmie nie uświadczymy ani jednego charakterystycznego dla gatunku elementu, to i sam ton historii kręci się zdecydowanie bardziej wokół thrillera pożenionego z quasi-historycznym dramatem. I wcale nie znaczy to, że w filmie Busha nie ma się czym emocjonować – jednak do grozy daleko mu niezmiernie.

Po stronie plusów, „Antebellum” policzyć można za to niezłą realizację i przyzwoite aktorstwo. Siłą rzeczy pierwsze skrzypce gra tu  Janelle Monáe i ze swojej roli wychodzi z tarczą, nawet jeśli jej Eden z pewnością nie znajdzie się w pierwszej lidze najbardziej rozbudowanych protagonistek w historii. Na drugim planie równie dobrze spisuje się z kolei Jena Malone – choć tu również można byłoby doczepić się do cokolwiek jednowymiarowego charakteru jej postaci.

I tak też właśnie prezentuje się „Antebellum” – jak na film który usilnie chciałby zaskoczyć nas nowatorstwem, jest zdecydowanie zbyt prosty. Próba przemycenia społecznego komentarza i morału to nie wszystko. Obok szczytnego celu, przydałby się bowiem po prostu dobry film.

Foto © QC Entertainment / Bush+Renz / Lionsgate

Antebellum

Nasza ocena: - 50%

50%

Reżyseria: Gerard Bush. Obsada: Janelle Monáe, Jack Huston, Jena Malone i inni. USA, 2020.

User Rating: 0 ( 2 votes)

Maciej Bachorski

Pasjonat staroszkolnych horrorów science fiction w stylu "Obcego", "Cosia" czy "Ukrytego Wymiaru", rockowej/metalowej muzyki i przyzwoitej (znaczy, nie tylko single malt) whisky. Pisywał dla "Playboya", "PIXELA", czy "Wiedzy i Życia", a obecnie współpracuje z "Nową Fantastyką", "CD-Action" i "Netfilmem".

Zobacz także

Sisu – mniej znaczy lepiej [recenzja]

Kinowe eksperymenty z formą i treścią z pewnością należy cenić za przełamywanie utartych schematów, ale …

Leave a Reply