Gorący temat

Bogusław Chrabota – Pisanie powieści bardzo eksploatuje emocjonalnie i intelektualnie, ale też ubogaca [wywiad]

Z Bogusławem Chrabotą, Redaktorem Naczelnym „Rzeczpospolitej” i autorem książki „Influenza Magna. U progów wieczności” rozmawiamy między innymi o przemianach we współczesnym świecie, wewnętrznej potrzebie tworzenia i o tym, jak dziennikarskie doświadczenie pomaga w pisaniu powieści.

Od wydania „Gitary i innych demonów młodości” minęły niemal dwa lata. Jak się Pan czuje w związku z powrotem na księgarniane półki?

Wspaniale. Napisałem książkę zupełnie inną, ambitniejszą, lepszą literacko. Pełnokrwistą powieść z ambicjami. Jestem głodny reakcji czytelników.

Obowiązki Redaktora Naczelnego Rzeczpospolitej, kilkanaście wydanych książek na koncie – jest Pan niezwykle zapracowanym człowiekiem. Jak udaje się Panu pogodzić obowiązki zawodowe z pisaniem powieści? Czy ma Pan wypracowaną pisarską rutynę?

Piszę książki bo muszę. To rodzaj przymusu wewnętrznego. Nienapisana książka pożera od środka, więc trzeba pisać. A zatem znaleźć czas na pisanie. Praca dziennikarska nauczyła mnie warsztatu, choć pisarstwo to oczywiście co innego. W przypadku Influenzy narzuciłem sobie rygor pisania jednego rozdziału dziennie. Ale czasem udawało się napisać trzy… w przełożeniu na czas, to jakieś pięć do sześciu godzin.

Mimo wszystko, chyba każdemu z nas, zajmującemu się w jakimś stopniu pisaniem, zdarzają się te nieszczęsne momenty, kiedy po prostu wpatrujemy się w ekran i nie możemy ruszyć do przodu. Jak sobie Pan radzi kiedy „nie idzie”?

Nie zdarzają mi się takie sytuacje. Drabinkę, pomysł mam przemyślany zanim siadam do pisania.

Przejdźmy do książki. Wydaje mi się, że można pokusić się o stwierdzenie, że „Influenza Magna” to portret upadku epoki i nadciągających z siłą huraganu zmian. Wojna na szczęście nas nie doświadczyła, ale czy uważa Pan że obecna, postpandemiczna rzeczywistość jest pod pewnymi względami odzwierciedleniem sytuacji w jakiej znaleźli się bohaterowie powieści?

Moja książka to świadectwo głębokich przemian świata wskutek dwóch strasznych klęsk: wojny i epidemii grypy hiszpańskiej.  One redefiniują rzeczywistość. Zmieniają świat w stu procentach: pojęcie wojny, wiary, miłości i sztuki. Wychodzi z nich całkiem coś innego. Jednym udaje się przeżyć, innym nie. Ale wszyscy pukają do bram wieczności. Ocierają się o jej progi. Czy dziś dzieje się to samo? W jakimś stopniu tak. Po to napisałem tę książkę, byśmy sobie zadali te pytanie i poszukali odpowiedzi.

Niektórzy uważają, że katastrofa jest elementem niezbędnym naszej cywilizacyjnej ewolucji. Uważa Pan, że nawet tak brutalna zmiana jakiej doświadczają bohaterowie, może być dla nas pod pewnymi względami szansą?

Rzeczywistość się zmienia jak w kalejdoskopie, ale wciąż pozostaje układem kolorowych szkiełek. W przypadku moich bohaterów wojna i grypa wywróciły do góry nogami wszystko. Schiele u progu świtowego sukcesu, Greta Trakl, świetnie zapowiadająca się pianistka popada w szaleństwo a potem popełnia samobójstwo, bądź ginie zamordowana. Wittgenstein wybiera homoseksualizm i wyjeżdża do Anglii. Wiegemann traci wiarę w Boga i humanizm. Także Freud zmienia poglądy. Za kryterium ostatecznym zawsze czai się nowa szansa.

W powieści z powodzeniem łączy Pan wątki historyczne z obyczajem, niejako rozbudowując portrety psychologiczne bohaterów. Jak dalecePana zdaniem autor powinien pozwalać sobie na zmiany i reinterpretacje przedstawianych wydarzeń?

Od czasu Homera wiemy że jest to dozwolone. Jeśli obraz jest mocny, to daje nieśmiertelność. I wtedy nie jest ważne, czy i kim był bohater. Zostaje w ludzkiej kulturze kreacja artysty. Dla mnie osobiście ważne jest w takich „dopowiadanych” biografiach, by nie przeczyć powszechnie znanym faktom. Zatem Homer tak, Tarantino nie.

A jak to wygląda z doświadczeniem dziennikarskim? Pana zdaniem ułatwia ono podejście do researchu przy pisaniu powieści bądź co bądź opartej na faktach, czy wręcz przeciwnie – zbytnia dociekliwość szkodzi?

Zdecydowanie pomaga. Ja cyzeluję szczegół. Łowię barwy, zapachy, impresje, dźwięki. Raca dziennikarska przez warsztat pomaga w pisaniu. Łatwiej formułuje się myśli, łatwiej obleka je w słowa. Tyle, ze pisarstwo musi być odważniejsze. Poza tym to domena wyobraźni. Granica dla wielu dziennikarzy nieprzekraczalna.

Sprawdź, gdzie kupić:

Wracając do postaci, jednym z najbardziej fascynujących wątków „Influenzy Magny” jest zarysowany w powieści konflikt pomiędzy Egonem Schiele a jego mistrzem Gustavem Klimtem. Stare ściera się w nim z poszukującym za wszelką cenę doskonałości nowym. Czy tego właśnie potrzebuje sztuka by wzbić się na nowy poziom? Ludzi, którzy nie boją się przekraczać granic?

To się nazywa postęp w sztuce. Przewartościowanie, oplucie mistrza, zabicie w sobie artystycznej lojalności. Coś jak miłość i nienawiść w jednym. To jest właśnie treść rozdygotanej osobowości obrazoburcy i pornografa – Schielego. To rzeczywiście chyba najbardziej fascynująca cześć książki. Osobiście uważam, że Schiele był geniuszem na miarę Picassa. W trakcie 13 lat malowania przeszedł kilka metamorfoz, jak Picasso. Zostawił wielkie dzieło, a żył – przypomnę 28 lat. To książka o geniuszu.

Obok całej galerii intrygujących bohaterów, „Influenza Magna” stoi też niezwykle trafnymi, rozbudowanymi i kiedy trzeba – dosadnymi opisami świata przedstawionego. Jaki jest sekret pisania tego typu fragmentów, tak by czytelnik nie poczuł, że stoi przed „ścianą tekstu”?

Nie wiem. Chyba zmysł obserwacji i odrobina talentu. Obserwacji i oddawania obrazu świata uczyli mnie tacy mistrzowie, jak Nabokov, czy Lawrence Durrell. Ta książka bez wątpienia bez nich by nie powstała.

A czy może nam pan zdradzić jakie są Pana dalsze pisarskie plany? Myśli Pan już o kolejnej powieści, czy raczej póki skupia się na promocji „Influenzy Magny”?

Mam rozpoczęte dwie powieści. Kompletnie różne, ale na razie czekam przyczajony. Pisanie powieści bardzo eksploatuje emocjonalnie i intelektualnie. Ale też ubogaca. Chwilowo odpoczywam. Ale tylko chwilowo…..

Maciej Bachorski

Pasjonat staroszkolnych horrorów science fiction w stylu "Obcego", "Cosia" czy "Ukrytego Wymiaru", rockowej/metalowej muzyki i przyzwoitej (znaczy, nie tylko single malt) whisky. Pisywał dla "Playboya", "PIXELA", czy "Wiedzy i Życia", a obecnie współpracuje z "Nową Fantastyką", "CD-Action" i "Netfilmem".

Zobacz także

Daniel Rosołek – osobiście nie widzę obecnie różnicy pomiędzy Ślązakiem a Polakiem [wywiad]

Z Danielem Rosołkiem, autorem powieści „Pomrok”, wydanej niedawno przez Wydawnictwo Mroczne rozmawiamy o tożsamościowych dylematach …

Leave a Reply