Gorący temat

Czarny Młot ‘45 – wojenne weird tales [recenzja]

“Czarny Młot ‘45” to już siódmy album, którego akcja rozgrywa się w uniwersum stworzonym przez Jeffa Lemire’a. I choć sam w sobie jest ciekawą opowieścią nawiązującą do wojennych weird tales, to jednocześnie nie wnosi niczego nowego do całej serii.

Podczas II wojny światowej powstał elitarny aliancki Szwadron Czarnego Młota, którego zadaniem była walka z okultystycznymi oddziałami nazistowskimi, Widmowym Łowcą, czyli zabójczym pilotem państw osi oraz Czerwonym Przypływem, czyli oddziałem radzieckich mechów wojennych. Przygody związane z tymi działaniami wspominają podstarzali członkowie Szwadronu, którzy wybierają się na kolejną rocznicę tragedii jaka rozegrała się pod koniec wojny. Omawiają liczne starcia (m.in. z nazistowskimi wilkołakami), przywołują pamięć o towarzyszach broni i rozpamiętują liczne kryzysy jakie ich dosięgły w trakcie wojny. 

Narracja albumu jest typowa dla Lemire’a, mimo że za właściwy scenariusz odpowiada Ray Fawkes. A więc pojawiają się tu nostalgiczne, obyczajowe kawałki, które poruszają struny związane z przemijaniem, przeplecione szybką i efektowną akcją. W fabule jest sporo miłości do Złotej Ery Komiksu kiedy to dominowały pulpowe historyjki z cyklu weird tales, w których upychano wszelkie absurdalne motywy związane z fantastyką i eksploatowano wiele konkretnych gatunków jednocześnie. “Czarny Młot ‘45” to esencja wojennych opowieści z lat 40., kiedy to debiutował Kapitan Ameryka, a Superman wyruszał na front do Europy; sporo tu nawiązań do komiksowych klasyków pokroju “Blackhawk”, “Sgt. Fury and his Howling Commandos” czy “Sgt. Rock”. 

A zatem niniejszy album to kapitalny hołd do minionej ery, w zasadzie pasujący jak ulał do uniwersum Czarnego Młota, ale kompletnie nie rozwijający żadnych wątków z głównej serii. Dotychczas każdy z pobocznych tomów rozbudowywał w jakimś stopniu nadrzędną fabułę, a ten zdaje się być zwyczajną zachcianką autorów, chcących w jakiś sposób pobawić się okresem II wojny światowej. Tak więc wartość tego albumu należy rozpatrywać dwojako, pod kątem czysto rozrywkowym i przynależności do uniwersum. Ten pierwszy jest jak najbardziej zachowany, ten drugi już niekoniecznie.

Ciekawym eksperymentem wydaje się być też oprawa graficzna. W roli rysownika odnalazł się Matt Kindt, człowiek, który zazwyczaj siedzi po drugiej stronie twórczego stołu, pisząc masę solidnych scenariuszy. Jego ilustracje są kanciaste, nieociosane i prymitywne, bardzo przypominają kreskę Jeffa Lemire’a. Ten styl pasuje do wojennej konwencji jak ulał, a udział Kindta jako grafika w tym przedsięwzięciu to kolejny argument za tym, że “Czarny Młot ‘45” to swoisty eksperyment i pole do dobrej zabawy dla twórców.

Czarny Młot ‘45. Scenariusz: Jeff Lemire, Ray Fawkes. Rysunki: Matt Kindt. Egmont 2020

Ocena: 6.5/10

Paweł Deptuch

Redaktor, publicysta, autor kilku opowiadań i scenariuszy komiksowych. W latach 2004-2010 redaktor naczelny portalu Carpe Noctem. Od 2006 r. współpracuje z miesięcznikiem Nowa Fantastyka, a w latach 2018/2019 z polską edycją magazynu Playboy, gdzie pisał o nowych technologiach. Publikował też w zinach (Ziniol, Biceps) i prasie specjalistycznej (Czachopismo, Smash!). Od 2008 r. elektor Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego, a od 2019 r. juror Nagrody Nowej Fantastyki w kategorii Komiks Roku.

Zobacz także

8 miliardów dżinów – z wielką mocą równa się (zbyt) wielka odpowiedzialność [recenzja przedpremierowa]

Każdy miłośnik komiksowego medium wie, że z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność. Ale co …

Leave a Reply