Przed lekturą „Green Class” trochę się obawiałem. Młodzieżówka o grupie nastolatków skonfrontowanych ze światem opanowanym przez tajemniczy wirus nieodzownie kojarzył mi się z netfixowskim serialem „The Rain”, który był co najmniej słabą produkcją. Dlatego po zapoznaniu się z opisem pierwszego tomu serii Davida Tako i Jerome’a Hamona podchodziłem do pomysłu ostrożnie, bojąc się kolejnej, średnio udanej opowiastki o dzieciakach nieporadnie walczących o przetrwanie w obliczu pandemii. Niesłusznie.
„Green Class #1: Pandemia” to naprawdę kawał dobrego komiksu, który tematycznie przypadkiem trafia w okres zwiększonego zainteresowania tematyką tego typu. W komiksie mamy tajemniczy wirus, który opanowuje ludzkość, zmieniając zarażonych w dzikie, agresywne bestie. Grupa dzieciaków z Kanady, kończąca właśnie zieloną szkołę trafia w samo centrum ewakuacji zakażonej strefy. Strefy starannie izolowanej wysokim murem – analogicznym do tego, jaki USA stawia obecnie na granicy z Meksykiem.
Sytuacja komplikuje się w chwili, kiedy służby stwierdzają zakażenie u jednego z nastolatków. Zostaje on natychmiast odizolowany, a grupka jego przyjaciół odmawia powrotu do domu, do Kanady, wybierając pozostanie na izolowanym obszarze, w geście solidarności z zainfekowanym kolegą. I się zaczyna…
Decyzja grupki nastolatków okazuje się punktem krytycznym fabuły i determinuje cały ciąg kolejnych zdarzeń. I mimo tego, że szybko oni sami dostrzegają irracjonalność swojego postępowania, to jednak, na daną chwilę wydaje się być adekwatna. Emocjonalna, dyktowana młodzieńczym zapałem, ale jednak prawdopodobna. Cóż, nie wiem, jak zachowałyby się w rzeczywistości współczesne nastolatki. Nie wiem jak – tak naprawdę – zachowałoby się w tym wieku moje pokolenie, które chyba nie miało takich problemów z wzajemnymi relacjami, jak to obecne, wychowane w świecie zaawansowanych technologii, które mocno osłabiają więzi. Jednak śmiem zakładać – może i optymistycznie – że ta zapalczywość, to kierowanie się emocjami i impulsywne działanie jest charakterystyczne dla nastolatków w każdym czasie i miejscu. Także w zakresie może i nierozważnych, ale mimo wszystko budujących, solidarnościowych gestów, jak w komiksowej opowieści.
Na opamiętanie się, na ocenę konsekwencji, na refleksję przychodzi czas później. Często, kiedy już jest za późno, kiedy nie ma odwrotu. I to właśnie dobrze oddał autor scenariusza „Green Class”. Jego historia jest spójna, nacechowana dynamizmem, impulsywnością – charakterystyczną właśnie dla nastolatków – co czyni ją po pierwsze chwytliwą, po drugie realistyczną w aspekcie portretowania zachowań. Nawet w obliczu swojego całościowego przerysowania.
Bohaterowie „Pandemii” to nadal dzieciaki. Jednak – co ma znaczący wpływ na historię – dzieciaki postawione w skrajnej sytuacji. Przyparte do muru, wyrwane z bezpiecznego status quo, rzucone w środowisko nie dość, że obce, to jeszcze na wskroś niebezpieczne. Środowisko, gdzie w każdej chwili muszą walczyć o życie, gdzie nie tylko zainfekowani są realnym zagrożeniem. I tak postępują, tak się zachowują. Są to zachowania, działania, często nieporadne, kulawe – przynajmniej w naszej ocenie – wystawianej z bezpiecznego domu, z wygodnego fotela. A przecież do ich skomplikowanej sytuacji bytowej dochodzi jeszcze znaczące obciążenie emocjonalne. Rodzą się sojusze i pierwsze, nieporadne romanse. Tworzą się grupy, pojawiają pierwsze antagonizmy w obrębie społeczności, jednak w obliczu zewnętrznego zagrożenia wszyscy zdają się zaskakująco stawać na wysokości zadania. I potrafią się zjednoczyć w imię celu, przez który tak naprawdę się w tej całej sytuacji znaleźli.
Oprócz wątku społeczno-obyczajowego w komiksie równie ważny jest ten fantastyczny, związany z tajemniczym wirusem. Opcja niby nie nowa, bo zewnętrzny czynnik, zmieniający ludzi w potwory, w swoim rdzeniu nie jest przecież przesadnie nowy, jednak Hamonowi udaje się zaprezentować go nad wyraz ciekawie, w pierwszym tomie zasugerować kilka ciekawych fabularnych rozwiązań, które tylko zaostrzają apetyt i kończą album zgrabnym twistem.
Graficznie jest świetnie. Owszem, może to i nie jest jakieś wybitne rysownicze arcydzieło, jednak pełnowymiarowy debiut Davida Tako zdecydowanie wypada dobrze. Sprawna kreska, mocno kojarząca się ze stylem znanych z komiksu „Giants” braci Valderrama, w połączeniu z żywą, dopracowaną kolorystyką okazuje się strzałem w dziesiątkę. Dobrze komponuje się z młodzieżową tematyką, zgrabnie prezentuje quasi – apokaliptyczną scenerię odizolowanej od świata mieściny, a kreacja wizualna zmienionych przez infekcję ludzi przywołuje na myśl luźną wariację na temat Cella (Komórczaka) z „Dragon Ball”.
W efekcie otrzymujemy dobrze opowiedzianą, ciekawą historię, akcentującą przede wszystkim relacje w grupie nastolatków, wrzuconych w skrajną sytuację. Ale też opowieść zgrabnie narysowaną, nawiązującą do japońskiej sztuki, ale z nieprzesadnie mangową kreską.
„Green Class” #1 – „Pandemia” mnie przekonuje i zdecydowanie czekam na więcej. A Wam wszystkim polecam, bo warto! W sam raz na czas kwarantanny, w ramach akcji #zostanwdomu.
Green Class, tom 1: Pandemia
Nasza ocena: - 80%
80%
Scenariusz: Jerome Hamon. Rysunki: David Tako. Egmont 2020