Gorący temat

Emilka Sza. Jak wiele to „nic”? – sza, cicho sza, czas na ciszę [recenzja]

Przełamująca stereotypy opowieść o dojrzewaniu do wyjątkowej przyjaźni.

Niewidoma Natalia ma przyjaciółkę Emilkę Sza – mima, który w życiu nie splamił ciszy swoją wypowiedzią (nigdy w tekście nie pada słowo niemowa). Mim to szczególny, zwłaszcza dla osób widzących. Natalia nie dostrzega (bo z racji swej przypadłości nie może), że Emilka fizycznie zagospodarowuje i stwarza swą „grą” przestrzeń dookoła siebie. Rzeczy niewidzialne opisywane ruchami dłoni i mimiką dziewczyny nabierają cech ciał stałych, nadal pozostając niewidzialne. Karkołomne zdanie. Ale jak opisać „nic”? Ile ono waży? Jak wielkie jest? Mawiają, że wypadki chodzą po ludziach, jednak wybić zęby o niewidzialne drzwi wydaje się przesadą, prawda? Emilka mieszka w niewidzialnym mieszkaniu, dostaje niewidzialne paczki, ale biada każdemu kto je „przeoczy”. Natalia wprowadza Emilkę w środowisko swoich znajomych. Większość akceptuje ją taką jaka jest, z małymi wyjątkami. Maja – do tej pory będąca najbliżej niewidomej bohaterki i trochę wykorzystująca ją finansowo, ma duży problem z nową znajomą. Gdy Natalia rusza na kilkudniową wycieczkę, przedsiębiorcza Maja postanawia zarobić na zdolnościach Emilki.

Maciej Kur od początku bawi się formą i językiem komiksu. Sama postać Emilki i świata, który stwarza wydaje się brakującym ogniwem pomiędzy komiksem „udźwiękowionym” dymkami dialogowymi, a takim całkowicie pozbawionym wypowiedzi bohaterów (np. Przybysz Shauna Tana). Jest też bezpośrednim odwołaniem się do dorobku kina niemego (pradziadek Emilki grał w filmach bardzo podobnych do pierwszych dokonań Disneya z Myszką Miki) i cechującego go slapsticku. Poszczególne kadry wypełnione są przerysowaną grą postaci, dużą ilością ruchu i groteskowymi, niebezpiecznymi dla zdrowia przygodami. 

Scenariuszowe wygibasy Kura byłyby niewykonalne, gdyby nie rysunki Magdaleny Kani. To ona czyni wszystko realnym. Oddaje skomplikowane ruchy mima w kilkudziesięciu pozach i setkach mimicznych skrzywień twarzy. Emilka żyje, porusza się, a jej gra jest zrozumiała dla oglądacza komiksu. Kania oddaje postmodernistyczną zabawę Kura również poprzez fizyczne oddawanie mowy w dymkach kreowanych przez Emilkę i przyjaciółki: Widzimy dymki ocenzurowane, dymki nieme, bo wysypały się z nich literki, dymki, którymi…  można nabić guza. Niewidomej Natalii Emilka pisze komunikaty na dłoni a niektóre kadry przeciekają (to trzeba zobaczyć).

Komiks ma formę krótszych lub dłuższych gagów, ale docelowo rodzi się z tego jedna długa i spójna opowieść o przemianie duchowej małej materialistki. Bohaterki to urocze psiapsiółki. Chłopcy (z wyjątkiem małoletniego Eryka – kuzyna Natalii) istnieją jako obiekty westchnień i żywszych poruszeń serduszek (u Emilki Sza widocznych gołym okiem). To rzecz o przełamywaniu stereotypów (genialna scena, gdy niewidoma żartuje z innej niewidomej) o dojrzewaniu do przyjaźni (historia pięknie dopełnia się wyjaśniając znaczenie tytułu). Całość cechuje subtelny humor i wynikający z niego niepowtarzalny, ciepły, efemeryczny i niewidzialny klimat. Nomen omen czytelnik dostaje „coś” z „niczego”. 

Emilka Sza. Jak wiele to "nic"?

Nasza ocena: - 80%

80%

Scenariusz: Maciej Kur. Rysunki: Magdalena Kania. Egmont 2021

User Rating: 5 ( 1 votes)

Waldemar Miaśkiewicz

Zobacz także

RIP, tom 6. Eugene: Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy – siły zewnętrzne [recenzja]

Po dwóch i pół roku od wydania pierwszego tomu serii wreszcie dostajemy jej finał. Tytułową  …

Leave a Reply