Gorący temat

Koleje losu – opowieść nieobecnego [recenzja]

Paco Roca po długim czasie nieobecności na polskim rynku, powrócił w tym roku dwoma albumami. Kilka miesięcy temu ukazał się bardzo chwalony, obyczajowy “Dom’”, a teraz przyszedł czas na historyczne “Koleje losu”, opowiadające o wojennej tułaczce uciekinierów z hiszpańskiej wojny domowej.

Jakoś dzieje się tak, że to właśnie z komiksów z dziedziny literatury faktu możemy lepiej poznawać zarówno problemy współczesnego świata, jak i te fragmenty historii, o których w Polsce wiemy jedynie co nieco. Niedawno mieliśmy okazję prześledzić historię syryjskiego imigranta w “Odysei Hakima”, a teraz na przykładzie “Kolei losu” możemy przyjrzeć się opowieści z przeciwległego krańca wojennej Europy, która ma wiele wspólnego z odyseją polskiej armii gen. Władysława Andersa, nawet jeśli ideologiczne zapatrywania obu stron są od siebie tak bardzo odległe. 

Tak jest, historia którą przytoczył Paco Roca w swoim historycznym komiksie opowiada o wojennych tułaczach z Hiszpanii, republikanach, a tak naprawdę w większości  komunistach,  którzy walczyli z faszystowskimi wojskami generała Franco podczas przegranej wojny domowej. Porównanie ich doświadczeń z tymi będącymi udziałem Polaków walczących o wolność Francji czy Anglii wypada jakże podobnie i aż przejmuje dreszczem wobec ponurego rechotu historii, która obu tym grupom zgotowała po wojnie w zasadzie taki sam los, z dala od ojczyzny, poświęconej, a w zasadzie porzuconej po wojnie przez Aliantów. 

Nie bez powodu przywołałem wyżej “Odyseję Hakima”, ponieważ oba komiksy mają podobną formułę. Oto komiksowy autor postanawia w formie historii obrazkowej opowiedzieć niezwykłą historię tułaczki. Jest jednak podstawowa różnica. W “Odysei Hakima” Fabien Toulme naprawdę prowadził rozmowy z bohaterem komiksu i na ich podstawie napisał tę historię. Teoretycznie ten sam zabieg mamy w “Kolejach losu” – Paco Roca występuje w fabule jako komiksowy autor, który odnalazł wiekowego weterana domowej wojny w Hiszpanii, a potem członka 9 Kompanii (część 2 dywizji pancernej generała Leclerca) złożonej z żołnierzy tej narodowości, która jako pierwsza dotarła w 1944 roku do Paryża. Rzecz w tym, że to spotkanie autora komiksu z wojennym weteranem to nic innego jak fikcja – czyli coś raczej niespotykanego w dziełach z dziedziny literatury faktu. Jednak to właśnie ten zabieg, posiłkujący się prawdziwymi losami Miguela Camposa, o którym wiadomo, że zniknął nagle z pola widzenia i wręcz rozpłynął się w powietrzu już po wyzwoleniu Paryża, robi istotną różnicę. Owszem, Roca oparł swoją opowieść na wielu dokumentach z epoki, ale też poprzez ów zabieg nasycił tę historię niezwykle osobistą wizją, która z na poły prawdziwej, na poły wymyślonej historii Camposa/Ruiza uczyniła prawdziwie uniwersalną w swym wymiarze opowieść.

Początek “Kolei losu” pokazuje nam niezwykle wstrząsające wydarzenia z marca 1939 roku, kiedy w porcie Alicante zebrały się setki republikańskich uchodźców czekających na międzynarodowy transport, który miał ich zabrać poza zasięg zbliżających się wojsk generała Franco. Oglądamy na przemian dantejskie sceny razem z kameralnymi, niezwykle poruszającymi w swej wymowie śmierciami poszczególnych postaci, którym nie udało się dostać na okręt. Ów fakt, że wolą zginąć własnej ręki, niż dostać się w ręce wroga pokazuje nam prawdziwą wartość ludzkiego życia w ogarniętej wojną Hiszpanii, która wówczas stała się poligonem wojennym dla przyszłych stron wojennego konfliktu. A fakt, że Paco Roca stosuje tutaj formalnie prostą, balansującą na granicy cartoonu kreskę, tylko wzmacnia siłę przekazu.

Wydarzenia w Alicante to zaledwie prolog wojennej opowieści, która ciągnie się przez wszystkie lata nadchodzącego, światowego konfliktu pokazując ciężki los hiszpańskich tułaczy, którzy dopiero po kilku latach w obozach pracy we francuskich koloniach doświadczyli możliwości wzięcia udziału w walce. Roca nikogo tu nie gloryfikuje, nie raz pokazuje ideologiczną zawziętość swoich bohaterów, a jednocześnie mamy wrażenie, że pochyla się nad nimi z rozwagą i współczuciem, jak nad ofiarami pędzącej bezlitośnie historii i ideologicznego szaleństwa tamtych czasów. 

Efekt jest taki, że powstał komiks jedyny w swoim rodzaju, łączący pasję i niecodzienny koncept jego twórcy z prawdziwymi, historycznymi wydarzeniami. Ta opowieść nieobecnego, który w komiksie staje się jak najbardziej obecny dała twórcy szansę pogłębionego i bardzo autorskiego spojrzenia na historyczną prawdę. Roca nie epatuje wojennym bestialstwem, a jeśli już musi pokazać sceny nagłej przemocy, to przede wszystkim pokazują one tragizm, ale i bezsens ludzkich doświadczeń i działań w czasie dziejowej zawieruchy. Te ostatnie, podyktowane nie tylko wolą przetrwania, ale też ciążącymi nad głowami bohaterów niczym klątwa ideologicznymi pobudkami, wybrzmiewają najmocniej. Dlatego ów bohater, stary, nieistniejący (choć kto wie?) Miguel Ruiz/Miguel Campos stara się o wszystkim zapomnieć, wręcz wypiera swoje wojenne doświadczenia. I choć te  doświadczenia naszych przodków jak najbardziej  powinniśmy wszyscy pamiętać, lepiej by było gdyby nigdy się nie wydarzyły. 

Koleje losu

Nasza ocena: - 80%

80%

Scenariusz i rysunki: Paco Roca. Tłumaczenie: Katarzyna Sajdakowska. Timof Comics 2021

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

8 miliardów dżinów – z wielką mocą równa się (zbyt) wielka odpowiedzialność [recenzja przedpremierowa]

Każdy miłośnik komiksowego medium wie, że z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność. Ale co …

Leave a Reply