Mimo upływu lat, Daniel Radcliffe wciąż ma problem z odcięciem się od tytułowej roli w serii o Harrym Potterze. Zupełnie niesłusznie zresztą, bo zdążył już udowodnić, że potrafi odnaleźć się w zupełnie różnych filmowych produkcjach. Nawet takich, które ciężko wpasować w konkretne gatunkowe ramy.
Jeśli pominiemy aferę związaną z osoba reżysera i jego wątpliwymi tweetami, które skutecznie zablokowały premierę kinową, to właśnie tak przedstawia się główny problem z „Guns Akimbo” – nie do końca wiadomo czym wizja … miała być. Czarną komedią? Thrillerem akcji z elementami sci fi? A może kryjącą się pod płaszczykiem wymienionych, opowieścią o braniu odpowiedzialności za własne życie? Wszystko to i nawet więcej znalazło w produkcji swoje miejsce – jednocześnie żadne nie zostało wykorzystane w stu procentach swego potencjału.
A początkowo mogłoby się wydawać, że rozterek wielkich nie będzie, bo i nie bardzo skąd miałyby się takowe wziąć – prosta jak drut fabuła zapoznaje nas bowiem z programistą gier komputerowych i łowcą internetowych trolli po godzinach, który nieopatrznie wdając się w wymianę zdań z przedstawicielem organizującego nielegalne pojedynki przestępców Skizmu, zostaje wkrótce wcielony w jego szeregi jako jeden z uczestników, a na jego rywalkę wyznaczona zostaje dotychczasowa liderka rankingu, nieobliczalna i bezwzględna Nix. Tym samym, wyposażony teraz w wwiercone w jego dłonie pistolety bohater, musi szybko przystosować się do zmian w jego poukładanym życiu. Albo niechybnie straci życie.
Guns Akimbo utrzymane jest w krzykliwej, kiczowatej estetyce komiksu i to głównie temu kierunkowi podporządkowuje kolejne akapity scenariusza. Przy odpowiednim dystansie do materiału, stwarza to spore możliwości komediowe i rzeczywiście, początkowe momenty filmu, kiedy bohater uczy się zasad funkcjonowania w nowej rzeczywistości, to całkiem udana zabawa groteską i slapstickiem. Jest szybko, jest całkiem krwawo i z pełną celowością bezsensownie, a my bawimy się przy tym świetnie. Początkowe znakomite wrażenie nieco maleje, gdy z biegiem czasu orientujemy się, że owo szaleństwo rozgrywa się na mocno ugrzecznionych warunkach, a Guns Akimbo ewidentnie brakuje chęci (odwagi?) by zafundować nam kilka shockerów na poziomie podobnego gatunkowo Upgrade, czy Korpo. Podobny błąd popełniony zostaje przy postaci Nix, której nie wiedzieć czemu postanowiono zafundować zaplecze fabularne w postaci wyjątkowo pretekstowej rodzinnej dramy i poniekąd nie pozwalając dwojącej się i trojącej Samarze Weaving na pełne rozwinięcie skrzydeł. To mogła być bohaterka kultowa, ale znów – zabrakło postawienia wszystkiego na jedną kartę.
Kręgosłup historii również niedomaga, nawet nie próbując nadać historii krztyny oryginalności. Mimo tego więc, ze dzieje się dużo i całkiem efektownie mimo wyraźnie widocznego, niewielkiego budżetu, Guns Akimbo z biegiem czasu coraz bardziej nuży przewidywalnością. Szkoda w tym wszystkim głównie dwójki aktorów – wspomnianej Samary Weaving i bardzo dobrego Radcliffe’a, którzy wyraźnie wybijają się tu ponad wyznaczony przez całość poziom.
Mimo oczywistych wad, Guns Akimbo wciąż da się oglądać bez zgrzytania zębami. To półtorej godziny niezobowiązującej rozrywki, które z pewnością ma dużo większe szanse powodzenia u widzów zakochanych w odjechanym komiksowym stylu, z minimalnym naciskiem na strone fabularną. Jeżeli do takowych należycie, do końcowej oceny spokojnie możecie doliczyć sobie jeden punkt.
Foto: Mayfly
Guns Akimbo
Nasza ocena: - 60%
60%
Reżyser: Jason Lei Howden. Obsada: Daniel Radcliffe, Samara Weaving i inni. Niemcy/Nowa Zelanda/Wielka Brytania, 2020.