Moje dotychczasowe relacje z twórczością Olgi Niziołek należały raczej do tych skromnych. Ot, nieliczne poznane opowiadania, czy to przy okazji lektury recenzenckiej „Neolegend krakowskich”, czy też powergraphowej „PoznAI przyszłość”. Jednak to dopiero debiutancka powieść Niziołek pozwoliła jej nie tylko w pełni rozwinąć literackie skrzydła, co dodatkowo sprowokować uważniejsze skupienie soczewki uwagi na swojej twórczości wszystkich zainteresowanych świeżą krwią w polskiej fantastyce. Bo zdecydowanie to debiut, który warto zauważyć.
Postapo zdążyło nas już przyzwyczaić do określonego konstruktu fabularnego, jak i do mocno przewidywalnej scenografii. I choć estetyka powieści postapokaliptycznych niejako zmienia się i w skromnym zakresie ewoluuje, przystosowując się do najnowszych, najaktualniejszych wizji futurystów, zwyczajowo zaniepokojonych kierunkiem cywilizacyjnych i społecznych dążeń, to jednak rdzeń nie odbiega od schematu społecznego podziału na wąską grupę trzymającą władzę (a tym samym pieniądze, pozycję społeczną itd.) oraz całą resztę, funkcjonująca na granicy przetrwania i uzależnioną od decyzyjności wspomnianej władzy. Zresztą, na podobnym założeniu opierają się także wszelkie dystopie, kreślące możliwe scenariusze rozwoju struktur społecznych, ciążące zwyczajowo ku mniej lub bardziej oczywistym dyktaturom. W powieści Niziołek – co samo w sobie już jest ciekawe – możemy zaobserwować zgrabną syntezę tych dwóch wspomnianych konwencji. Postapokaliptyczna sceneria opiera się na powszechnym niedostatku wody, co wprost prowadzi do ograniczenia zasobów żywności oraz degradacji środowiska naturalnego, wraz ze spotęgowaniem efektu cieplarnianego. Dystopijna estetyka przejawia się poprzez zaprezentowany społeczny system, oparty o hierarchiczną strukturę zarządzaną przez wszechwładną Radę, regulującą podstawowe społeczne relacje i swobody obywatelskie. I dodatkowo, z każdym krokiem, mocniej ograniczającą prawa i przywileje społeczne, rekompensowane zresztą substytutami w formie minimalnego wsparcia socjalnego, oferującego „ucieczkę” w doznania wirtualne, co docelowo ma odwrócić uwagę od obniżającego się standardu egzystencjalnego. Na co zresztą liczne grono członków społeczeństwa przystaje, zbyt obrosłe konformizmem, by niekorzystnym zmianom jakkolwiek się przeciwstawić. A ci, którzy próbują walczyć – manifestując swoją niezgodę – są zbyt nieliczni, zbyt słabi w swojej ograniczonej masie, by stanowić realną grupę nacisku dla władzy. W takiej – z pozoru prostej i znajomej – scenografii autorka osadza pierwszą, intrygującą nowalijkę – kult pajęczej Bogini, której symbolika jest niezwykle ciekawa interpretacyjnie, a i co do samej jej genezy zdają się pojawiać pewne tropy w powieściowej treści. Ale o tym później.
Samo założenie wielkiej pajęczycy, jako nadrzędnej Bogini wypoczwarza świat przedstawiony, wykoślawiając go i oddalając od poczucia, że to nasza, realna przyszłość. Sceneria poniekąd znajoma, ale przecież zupełnie obca, inna, dziwaczna w swoim religijnym założeniu. To więc nasz świat, czy nie? To nasza, czy zupełnie obca, alternatywna przyszłości innej Ziemi?
Bohaterowie to zgrabny przekrój przez społeczne warstwy, od nizin, po sam szczyt. Od młodej rozwozicielki pizzy, poprzez wycofanego, izolującego się (i dzięki odszkodowaniu za śmierć rodziców, bardzo zamożnego, a tym samym samowystarczalnego) miłośnika pająków, czy też zbuntowanych squattersów, sprzeciwiających się społecznym regulacjom, wreszcie po samego przewodniczącego Rady miejskiej. Pozorny miszmasz osobowościowy stanowi przyczółek dla prezentacji różnych obliczy metropolii a tym samym i odmiennych postaw społecznych i światopoglądów, ale jednocześnie, poprzez coraz to nowe korelacje pomiędzy postaciami, także ciekawe rozwinięcie fabuły, które prowadzi do naprawdę zaskakującego zakończenia. Nie chcę za dużo zdradzać, ale wystarczy powiedzieć, że jest to jedno z ciekawszych ujęć mechanizmu sprawowania władzy, na jakie mamy szansę trafić we współczesnej literaturze fantastycznej. Tylko pozornie tendencyjne, ulega – wraz z rozwojem wydarzeń – zaskakującemu przepoczwarzeniu z jednoczesnym obnażeniem mechanizmów współczesnej polityki. Bardzo realnie ukazanych zresztą.
Co do tropów i symboliki wspomnianej pajęczej Bogini, to jawi się ona nie tylko swoistym ideowym nośnikiem dla wierzeń bohaterów, ale też pewnego rodzaju alegorią naszego, globalnego zespolenia w jednej sieci informacyjnej. Tkwimy w globalnej bańce informacyjnej, podobnej do pajęczej sieci właśnie, połączonej wzajemnie nićmi zależności, węzłami powiązań, z jednoczesnym odizolowaniem od obrazu całości. I choć poruszenie jednej nici, niczym w pajęczej sieci, zdolne jest rezonować z pozostałymi, to jednak przenoszone poprzez kolejne węzły „drgania” naturalnie ulegają deformacji. Czyli zaburzają pierwotny wydźwięk, rzeczywisty obraz informacji. Dociera finalnie do nas echo początkowego przekazu, które przyjmujemy za prawdę, bo nie mamy ani chęci, ani środków dla weryfikacji prawdziwości źródła, będąc pozornie połączonymi, ale w efekcie zbyt odległymi elementami, względem tegoż źródła.
Być może to moje luźne dywagacje, być może mylny zupełnie trop, jednak pewne sugestie, co do pierwotnych archeologicznych znalezisk, będących podwaliną kreacji wizerunku pajęczej Bogini, jakie zaszyła w treści Niziołek, siłą rzeczy prowadzą do wniosków, że jest to swego rodzaju symbol zniekształcania pierwotnego obrazu poprzez usilną, często nietrafioną interpretację, wynikłą ze zbyt szczątkowego zasobu wiedzy odbiorcy. Słowem, ludzie dopisują treści i znaczenia, reinterpretując fakty, ponieważ brakuje im kompetencji do rzeczywistej oceny informacji. I w wyniku tego powstają różne teorie spiskowe, niczym właśnie wyobrażenia pajęczej Bogini w powieści. Bogini, jaka stała się powszechną, narodową religią.
Oczywiście nie braknie tutaj również typowo fantastycznej afirmacji, jak choćby „dary”, jakimi obdarza Bogini swoich najwierniejszych orędowników, co wyrywa ją z okowów wyłącznie symbolu, a czyni czymś realniejszym, manifestacją prawdziwej, sprawczej siły, mającej rzeczywisty wpływ na realne środowisko, na jakie oddziałuje.
W ujęciu całościowym kult ten stanowi również swoiste wypełnienie emocjonalnej pustki obecnej w życiu bohaterów. Pozbawieni rodzin – czy to w sposób trwały, w wyniku osierocenia, czy pośredni, poprzez rozpad relacji, rozwód etc. – poszukują emocjonalnego substytutu bliskości i relacji. Znów symboliczne okazuje się to ujęcie w kontekście czasów współczesnych, kiedy emocjonalne kalectwo w realu staramy się zapełnić cyfrowymi zależnościami, równie ulotnymi i nierealnymi, jak wyobrażenie pajęczej Bogini.
Powieść Niziołek to kopalnia interpretacji i alegorycznych odzwierciedleń współczesnych społecznych zjawisk – jak ogólny konformizm i zaniechanie działania pomimo niekorzystnego dla nas, w ujęciu społecznym, prawodawstwa, postępująca dystrofia społecznych i rodzinnych relacji, wreszcie, ogólne, społeczne i ekonomiczne rozwarstwienie i zanikanie tego, co można by ogólnie określić klasą średnią (pozostaje wąskie grono klasy wyższej oraz cała reszta) – ujęte w dodatku w zgrabną, trzymającą w napięciu i starannie, szczegółowo nakreśloną wizję rzeczywistości. To świat w dużej mierze pokrewny naszemu, więc potrafimy się w nim odnaleźć, odnieść go do naszych realiów, a jednocześnie na tyle odrealniony i obcy, by kusić możliwością poznania, a zarazem zaskakujący w formie. Dodatkowo oferuje on, niby w krzywym zwierciadle, gorzki portret nas samych i naszego (braku) zaangażowania, nad które przekładamy konformizm i (pozorną) stabilizację. Czy to wizja możliwa do spełnienia? Niestety, w wielu aspektach, tak. Niziołek, w pewnych warstwach mocno oddala się do estetyki fiction, na rzecz zbliżania do szeroko rozumianego futuryzmu. Książka ta winna więc być lekturą – przestrogą. A może chociaż przyczynkiem dla osobistego rachunku sumienia? Na ile potrafimy oddzielać fakty od fejków? Na ile jesteśmy zdolni zaakceptować ograniczenia, w imię zachowania zastałego – by nie rzec, zatęchłego – status quo? Na takie pytania warto sobie samemu odpowiedzieć. A książkę przeczytajcie koniecznie. To kolejna – po „Wścieku” Magdaleny Salik – pozycja w portfolio Powergraphu tak umiejętnie zadająca pytania, dokąd właściwie, jako ludzkość, zmierzamy? I czy na pewno chcemy tam właśnie dotrzeć?
Dzieci jednej pajęczycy
Nasza ocena: - 90%
90%
Olga Niziołek. Wydawnictwo Powergraph 2024