Trzeci tom “Hellblazera to już ostateczny dowód na to, że to co najlepsze w serii o niepokornym, proletariackim magu, wyszło spod ręki Jamiego Delano. A reszta to już tylko przypisy.
Jeśli można znaleźć porównanie dla runu Jamiego Delano z innym komiksowym tytułem, to niech to będzie drugi tom “Potwora z Bagien” określany jako “Amerykański Gotyk”. To jest przede wszystkim ten sam ciężki klimat, także ówczesnych społecznych zmian i nakładającej się na nie dotychczasowej historii, podobna narracja, pełna momentami ocierających się o pretensjonalnosć porównań i metafor oraz groza, która często wychodzi od błahych wydarzeń, od zmęczonych życiem ludzi, groza obejmująca, czy wręcz oblepiająca bohaterów, od której wydaje się, że nie ma ucieczki. Trzeci tom “Hellblazera” w wykonaniu Delano, który zakończył (z późniejszymi, małymi wyjątkami) swoją przygodę z Johnem Constantinem na czterdziestym numerze serii to jedna z najmroczniejszych komiksowych opowieści, która przytłacza tak samo czytelnika jak i jej bohatera. I bardziej tu chodzi o wewnętrzny strach, którego Constantine nie jest w stanie pokonać, niż rozgrywki nawet z najbardziej przerażającymi demonami. Czytając, czujemy jakby jakaś straszliwa, złowieszcza choroba toczyła Johna i świat wokół niego.
Lekturę rozpoczynamy od zakończenia historii z seryjnym mordercą, Domatorem ( w oryginale to Family Man), pamiętając, że wcześniej udało się zniszczyć Maszynę Strachu i teoretycznie sprawy powinny mieć się lepiej. Cóż, nie w “Hellblazerze”. Nawet jeśli w trzecim tomie dostajemy rozdział z rozbudowanym życiem Johnem w historii “Niedziele są inne”, to i tak w końcówce ta historia wydaje nam się nierzeczywista, jakby bohater na chwilę zaliczył swoisty sen na jawie.
Snem na jawie nie jest niestety rozgrywka z przebiegłym Domatorem, która uruchomi w Constantinie wewnętrzne strachy, a potem, już po roztrzygnięciu, John będzie zmuszony rozliczyć się z przeszłością. To najważniejszy aspekt trzeciego tomu, w którym dowiemy się wiele na temat relacji Johna z jego ojcem, ale to i tak będzie jedynie preludium do innego etapu, w którym bohater rozpocznie konfrontację ze swojego rodzaju alter ego – więcej nie zdradzajmy, żeby nie psuć przyjemności z lektury.
W trzecim tomie pojawiają się też bohaterki z poprzednich odsłon, czyli Zed, Marj i Mercury. Te trzy kobiety są niezwykle istotne w życiu Johna, ale próżno je znaleźć w runach kolejnych scenarzystów serii Vertigo. Wszystko dlatego, że run Delano stanowi rodzaj zamkniętego etapu w życiu bohatera, o czym szczególnie świadczy ostatni, czterdziesty zeszyt („Mag”) z niepokojącymi rysunkami samego Dave’a McKeana. Ta ostatnia prosta Delano to rzecz wyjątkowa, dostaniemy tu nawet pieśń (piosnkę?) o życiu Constantine’a i cały ów rozdział jawić się nam będzie jako rodzaj elegii, choć podpartej sarkazmem bohatera. Coś niesamowitego.
W tym tomie znajdują się jeszcze inne opowieści autorstwa Delano. Między innymi zeszyt z numerem osiemdziesiąt cztery („W innej części piekła), w którym znowu poznajemy co nieco z przeszłości Johna, ale też Chasa. To spotkanie z demoniczną matką tego drugiego i jej małpą, która stanie się w tej historii ciężkim orzechem do zgryzienia dla młodego Constantine’a. Sporo tu czarnego humoru, ale opowieść sama w sobie trzyma złowieszczy klimat wcześniejszego runu. Po raz pierwszy miałem okazję czytać ją wiele lat temu w zbiorze “Rare Cuts” ze szczególnymi historiami z “Hellblazera” (jest tu na przykład dwuzeszytowa historia Granta Morrisona z rysunkami Davida Lloyda), a wspominam o tym dlatego, że w tym właśnie wydaniu czytałem tę historię na druku offsetowym, z nieco przygaszonymi kolorami, które o wiele bardzie pasowały do nastroju tych opowieści niż kredowy papier z egmontowego wydania runu Delano. Niemniej cieszmy się, że w ogóle mamy je po polsku
Ostatnią część albumu wypełnia nietypowa dla scenarzysty, prześmiewcza i dosyć długa historia”Zła krew” z nieco karykaturalnymi rysunkami Philipa Bonda, w której skaczemy do 2025 roku (notabene w przyszłym roku John Constantine skończy 70 lat, gość urodził się w 1953 roku). To groteskowa wizja przeszłości, mająca może niewiele wspólnego z aktualnymi realiami w Wielkiej Brytanii, ale w wielu aspektach udanie tnąca ostrzem satyry przeróżne społeczne zjawiska. Do pośmiania, ale też do refleksji.
Kończymy ten tom krótką historią o partii pokera („Kartki świąteczne” z rysunkami Davida Lloyda), w której John jest jedynie obserwatorem. Opowieść zaskakuje, ponieważ nie kończy się mocnym uderzeniem tylko małym promykiem nadziei, który czasem potrafi się przedrzeć przez obszar wydawałoby się nie do pokonania. Ten ostatni akcent witamy z rodzajem ulgi po wszystkich udrękach, które spadały na Johna, wiedząc, że i tak posypią się na niego kolejne. Znamy już przecież run Gartha Ennisa, Warrena Ellisa i Briana Azzarello i wiemy, że nigdy nie będzie łatwo.
Jednak jest tak, że po lekturze runu Delano to jego historia wydaje się być najbardziej autentyczna, odpowiednio mroczna i ciężka, dołująca wręcz do tego stopnia, że być może w chwili jej powstawania wydawcy z ulgą przekazali ją w ręce Gartha Ennisa. Odtąd “Hellblazer”, choć nadal intrygujący i świetnie napisany, był bardziej rodzajem scenopisarskiej popisówy, niż historią, która potrafiła w pełni opisać skomplikowany charakter jej bohatera, razem ze wszystkimi próbami Johna, żeby wyjść na ludzi, co zazwyczaj było przeciwskuteczne. I nawet burzliwa historia Ennisa o miłości Johna i Kat nie sięgnęła poziomu relacji z ta grupą, z którą John włóczył się po Wielkiej Brytanii. Zed, Marj, Mercury i Errol, oni wszyscy pewnie chętnie włóczyliby się z nim tak po kres czasu. I podejrzewam, że on sam odwzajemniłby to pragnienie.
Hellblazer. Jamie Delano, tom 3
Nasza ocena: - 95%
95%
Scenariusz: Jamie Delano, Rysunki: Marc Buckingham i inni. Tłumaczenie: Jacek Żuławnik. Egmont 2022