Tom piąty zbiorczego wydania „Hitmana” wieńczy słynny i bezkompromisowy cykl duetu Ennis / McCrea. I nie ma co ukrywać, ani nie widać tutaj przesadnego zmęczenia materiału (który, przykładowo, wyczuwalny jest w finalnym tomie „Goona” Erica Powella), ani nie wyczerpuje całości potencjału szalonych przygód niezwykłego duetu i ich przyjaciół.
Ten album, a zwłaszcza jego główna historia „Pora zamykać” zawiera w sobie wszystko, za co kochamy Hitmana. Choć otwierający album zeszyt „Supergość” skupia się na postaci jednego z pobocznych bohaterów – Sixpacka, to jednak w obydwu wspomnianych historiach wyczuwalnym tonem jest domykanie wątków i dążenie do wielkiego finału. A ten jest godny samego Tommy’ego Monaghana i jego ekipy. Nie brak tu efektownych strzelanin, szaleńczych pościgów, ton zużytej amunicji… Ale też wzruszeń, gorzkich rozstań, bolesnych wspomnień i zaskakujących sojuszy.
I choć miejscami absurdalny humor i soczysty sarkazm zaczyna wręcz boleśnie zbliżać się do akceptowalnej granicy (hipersześcian umiejscowiony… no, sami zgadnijcie, w której części ciała pewnego laboranta…) to jednak twórcom udaje się utrzymać swoje specyficzne poczucie humoru w ryzach, jednocześnie serwując odpowiednie dawki kiczu, ale i powagi, śmiechu i nostalgii.
Najważniejsze w tym tomie jest to, że Ennis potrafi godnie i z wyczuciem doprowadzić wszystkie kluczowe wątki do końca. Nie zostawia białych plam na historii Hitmana, nie pozostawia niedokończonych spraw. Wszystkie długi zostają spłacone, stare sprawy zakończone, a wrogowie rozliczeni. I nawet Baytorowi uda się wszystkich zaskoczyć…
Mam wrażenie, że niewielu komiksowych bohaterów doczekało się tak dobrze rozpisanego finału własnej historii, jak Tommy „Hitman” Monaghan. Graficznie mamy to, co zawsze, czyli nieco niedbałą, nonszalancką kreskę McCrei, która stała się tożsama z opowieściami o Hitmanie i trzeba przyznać, że w niczyim wykonaniu Monaghan i jego przyjaciele nie wyglądają tak dobrze. Zwłaszcza, że mamy tutaj porównanie, w bonusowych materiałach, jakimi jest zeszyt „Ten głupi bękart”, w którym Monaghan mierzy się z samym Lobo (tu za rysunki odpowiada Doug Mankhe, który zgrabnie odnajduje się w stylu charakterystycznym dla komiksów z Ostatnim Czarnianem”) oraz „Jak być superbohaterem” (znów w roli głównej SixPack oraz towarzyszący mu sam Człowiek ze Stali), rysowany przez Nelsona De Castro.
Dwuczęściowa „Po niewidocznej stronie Księżyca” to historia niekoniecznie warta uwagi, może tylko w kontekście obecności samej Ligi Sprawiedliwości. I choć traktować ją należy bardziej jako uzupełniający dodatek, niż znaczący element całości, to dopełnia zbioru hitmanowych historii.
Znakomita jest w tym tomie okładka – boleśnie minimalistyczna i jednoznacznie sugerująca koniec serii. Osobiście, moje Top 10 wśród komiksowych okładek.
Tom 5 „Hitmana” to niewątpliwie finał godny bohatera. I z jednej strony czuję żal, że to już koniec i niewielkie są szansę, że Tommy Monaghan jeszcze pojawi się w dłuższych historiach, a z drugiej muszę przyznać, że ruch twórców tej postaci budzi mój szacunek. Nie eksploatują serii do zupełnego zużycia, ale wiedzą, kiedy ze sceny zejść niepokonanym. I w epickim stylu. A to nie tak znów częsty przypadek w komiksowym światku.
Hitman, tom 5
Nasza ocena: - 80%
80%
Scenariusz: Garth Ennis, Rysunki: John McCrea. Tłumaczenie: Marek Starosta. Egmont 2021