Gorący temat

Horrorstör – straszenie katalogiem sklepu meblowego może się udać? [recenzja]

„Horrorstör”, debiutancką powieść Grady’ego Hendrixa otrzymujemy jako jego czwartą z kolei publikację na naszym rodzimym rynku. I z jednej strony to nie zaskakuje – niniejsza pozycja jest dość nietypowa w formie, przez co wydawca zdecydował się na jej wydanie u nas już w momencie, kiedy autor będzie miał stosunkowo ugruntowaną na rynku pozycję. Z drugiej, aż żal, że przyszło nam na nią tyle czekać. Bo choć zawiera pewne typowe dla Hendrixa elementy, to jest to zdecydowanie jedna z najbardziej nowatorskich, nietuzinkowych pozycji, jakie horrorowa oferta w Polsce ma do zaproponowania.

Amy pracuje w jednym z salonów meblowych Orsk i nie jest to jej wymarzona praca. Powiedzieć, że jej nie lubi, to mało, ale jednocześnie pozycja społeczno – ekonomiczna zmusza ją do codziennego zjawiania się na swoich zmianach i wykonywania raz po raz nielubianych czynności, bowiem Orsk płaci. Niespecjalnie dużo, ale na czas, a w dodatku wystarczająco, by przetrwać, by utrzymać choćby minimalny poziom egzystencji. Dlatego też – kiedy w Orsk zaczynają dziać się dziwne rzeczy, Amy przystaje na propozycję swojego kierownika zmiany i godzi się zostać na noc, w celu odkrycia, co też (bądź – kto) powoduje tajemnicze zniszczenia, demoluje meble i rozbija dekoracje w salonie. Tak zaczyna się najbardziej niezwykła opowieść o nawiedzonym domostwie, jaką widział współczesny horror.

Powieściowy Orsk to sieciowy sklep meblowy, nomen omen wzorowany na jakże popularnej także u nas sieci Ikea. Cóż, niewiązania są na tyle oczywiste i bezpośrednie, że nie sposób ich nie zauważyć i nie odnotować. Co warto jednak podkreślić, mam wrażenie, że Hendrixowi nie chodziło o napiętnowanie samego szwedzkiego giganta meblarstwa sensu stricte, co bardziej tego, co owa sieć symbolizuje. Konsumpcjonizm, od którego coraz bardziej się uzależniamy. Nijaka masowość, i pragnienie dorabiania uduchowionej filozofii do wszystkiego, choćby tak prozaicznego, jak mebel – przedmiot przede wszystkim użytkowy i nie pretendujący (w skali masowej produkcji) do tworu wyjątkowego, dzieła sztuki. Hendrix akcentuje miałkość naszych pragnień, skoro nijakość, powieloną w milionach sztuk traktujemy jako coś, bez czego nie potrafimy się obejść, co stało się nieodzownym elementem naszego życia, fundamentem, na którym budujemy naszą codzienność. Hendrix nie wykpiwa Ikei, jako takiej – choć mocno na jej symbolice się opiera – ale całość masowości. Powszechności, której na siłę próbujemy dokleić łatkę niezwykłości, poprzez podniosłe hasła, chwytliwe slogany i pseudofilozofie. Ale to jest tak naprawdę jedynie tło do opowieści o kulturze korporacyjnej, którą autor bezpardonowo piętnuje w swojej książce. Korporacje zabijają indywidualizm. Wtłaczają bezlitośnie każdą jednostkę w ramy, maksymalnie uogólnione, pozbawiające jakiegokolwiek indywidualizmu. Czynią kolejne jednostki własnymi kalkami, dla których nie ma miejsca na samodzielne, twórcze myślenie, bo wszystko musi równać do wyznaczonej przez zarząd linii. A cała gama podniosłych, coachowych haseł i sloganów, budujących obraz miejsca pracy, jako domu i współpracowników, jako (koniecznie szczęśliwej) wielkiej rodziny służy jedynie maksymalizacji zysków poprzez emocjonalne przywiązanie pracownika do struktur firmy i motywowanie go do całkowitej podległości i zależności (także ekonomicznej) od zatrudnienia w jej strukturach. I niejako wygaszanie w nim poczucia, że zmiana jest możliwa, czy nawet potrzebna.

U Hendrixa mamy całą galerię postaci, jakże różnych, skomplikowanych wewnętrznie, niedopasowanych do siebie, przez co tworzą one kipiący tygiel emocji, różnorakich pragnień i motywacji! Co ważne jednak, oni wzajemnie nie zdają sobie z tego sprawy. Dostrzegają – pracując razem – jedynie powierzchowność, bez zagłębiania się we własne charaktery, bez próby zrozumienia wspomnianych motywacji czy zachowań. Przyjmują zachowawcze, często krytyczne względem innych oceny, bo to swoiste, wygodne uproszczenie. Podobne do tego – w samym trzonie – co prezentuje także zarząd Orsk. Liczy się ogół, nie jednostka, a próby wpasowania się w ten model nieustannie rodzi konflikty, ale też powoduje swoiste wyalienowanie poszczególnych osób. Paradoksalnie, to, co miałoby – w korporacyjnym założeniu – zbliżać ich do siebie, mocno zwiększa między nimi dystans. I dopiero sytuacje ekstremalne powodują, że więzi się tworzą, zacieśniają. Budują, choćby wątłe, kruche relacje. Bohaterowie w sytuacjach zagrożenia otwierają się, obnażają swoje prawdziwe ja, pozwalają sobie wzajemnie się zrozumieć, przynajmniej częściowo. Zaglądają pod maskę pozorów, które sami innym narzucili.

„Horrorstör” to powieść przetwarzająca motyw nawiedzonego domu – uwspółcześniająca go, wtłaczająca w nowocześniejsze ramy dużego salonu meblowego. Czerpie garściami z estetyki powieści gotyckiej, jednocześnie odpowiednio przekształcając go na potrzeby nowego estetyki miejsca akcji. I zaskakująco się to udaje. Powieść miejscami straszy, miejscami śmieszy – jednak zwykle jest to ironia bardzo gorzka, podszyta strachem i zwątpieniem. To pastisz klasycznej opowieści o nawiedzonym miejscu, który wypoczwarza go, by móc pokazać paradoksy współczesnego świata i biznesowego modelu opartego na fałszowaniu przekazu, ubieraniu go w quasi-filozoficzne dyrdymały.

Fabuła podejmuje także wątek panoptykonu, który jest oparty na rzeczywistym projekcie więzienia, stworzonym przez filozofa Jeremy’ego Benthama. Jego koncepcja opierała się na modelu umożliwiającym wręcz ciągłą, nieprzerwaną obserwację więźniów, z założeniem, że oni sami nie mieliby wiedzy nt tego, kiedy rzeczywiście są obserwowani. I choć Bentham, mimo próby, nie zbudował nigdy więzienia wg swojego projektu, to jednak w późniejszych latach na podwalinach jego konceptu powstało kilka zakładów karnych w różnych częściach świata. A sam Panoptykon stał się symbolem permanentnej inwigilacji jednostki. Podjęła taki wątek nawet nasza noblistka, Olga Tokarczuk, w powieści „Czuły narrator”, gdzie panoptykon staje się symbolem życia współczesnego człowieka, poddanego ciągłemu monitorowaniu.

W „Horrorstör” Grady Hendrix robi to, co potrafi najlepiej – sięga po klasyczne horrorowe motywy, by przepoczwarzyć je w zupełnie nowe opowieści, uciekając od wtórności, tendencyjności motywów z jednoczesnym sięganiem po ważką problematykę społeczną. I jak zdążył nas przyzwyczaić już we wcześniej wydanych u nas tytułach – groza jest dla niego dodatkiem, uzupełnieniem opowieści przede wszystkim o człowieku. O jego słabościach, o niedopasowaniu do współczesnego świata, o cywilizacyjnych bolączkach, które go trapią.

„Horrorstör” jest książką wyjątkową nie tylko ze względu na treść, bowiem w jej przypadku kolosalne znaczenia w odbiorze całości ma także forma. To najbardziej popartowa publikacja, jaką miałem okazję czytać. W formacie nawiązującym do katalogu IKEI, z planszami otwierającymi każdy rozdział, na których znalazły się projekty mebli (i nie tylko mebli) ORSK, opatrzonych odpowiednio skandynawsko brzmiącymi nazwami, wraz z adekwatnie dobranymi sloganami. A do tego plany sklepu, fotokopie kwestionariuszy osobowych i karty ocen pracowników – to wszystko dodaje smaku i uzupełnia opowieść Hendrixa, która przestaje być kolejną zwyczajną opowiastką grozy, a staje się gorzkim obrazem naszego współczesnego społeczeństwa, uwikłanego w korporacyjne mechanizmy, zapatrzonego w zachłanny, bezpardonowy konsumpcjonizm.

Horrorstör

Nasza ocena: - 85%

85%

Grady Hendrix. Tłumaczenie: Lesław Haliński. Wydawnictwo Vesper 2022

User Rating: Be the first one !

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

Lavondyss – wyjątkowa opowieść z pogranicza światów [recenzja patronacka]

„Wszystko jest znane, ale większość zapomniana. Trzeba specjalnej magii, aby to sobie przypomnieć” – ten …

Leave a Reply