Był taki czas w zawodowym kobiecym tenisie, kiedy siostry Williams zgarniały wszystkie możliwe laury, po drodze rozjeżdżając kolejne rywalki. Film Reinaldo Marcusa Greena zagląda za kulisy ich sukcesu… i udowadnia, że oprócz talentu, trzeba jeszcze mieć plan.
„King Richard: Zwycięska rodzina” to jeden z tych dramatów sportowych, które zamiast na samej dyscyplinie, w pierwszej kolejności koncentrują się na swoich – bądź co bądź rzeczywistych bohaterach. Co ciekawe jednak, choć kluczowe dla całego widowiska, Venus i Serena Williams niekoniecznie są tu łownymi bohaterami spektaklu. Ta rola przypada ich ojcu – człowiekowi z planem, który postanowi udowodnić całemu światu, że jego córki to przyszłe legendy sportu. Tym samym film Greena koncentruje się na wczesnym etapie kariery tenisistek, kiedy kwestią kluczową było pozyskanie odpowiednich trenerów i wyrobienie sobie odpowiedniej rozpoznawalności. Zadanie to dla biednej, wielodzietnej rodziny z Compton niewątpliwie z tych diablo trudnych – ale cóż może powstrzymać człowieka który determinacją mógłby obdarzyć połowę tenisowego światka.
Biorąc na warsztat historię sukcesu sióstr Williams, Reinaldo Marcus Green z całą pewnością nie miał łatwo. Z jednej strony materiał na emocjonalny dramat sportowy to wyjątkowo dobry, ale z drugiej – niewiele w takich wypadkach potrzeba, by z wypełnionej uniwersalnymi wartościami historii uczynić rzecz skrojoną pod rolę kolejnego Oscar-baita i banalnego wyciskacza łez. I zgoda, „King Richard” rzeczywiście nie grzeszy najbardziej subtelnym na świecie przekazem, aż buzuje od emocji, a i konstrukcyjnie wypełnia w zasadzie wszystkie znamiona podobnych gatunkowo produkcji jakie widzieliśmy przez lata, przy okazji zręcznie pomijając co bardziej kontrowersyjne momenty z życia bohatera.
Mimo tego jednak, scenariuszowi Zacha Baylina udaje się w jakiś sposób na tyle skutecznie manewrować po kluczowych punktach historii, że wszystkie te komunały w postaci pochwały rodziny, wytężonej pracy na drodze do celu i pokory wobec sukcesu chłoniemy z szeroko otwartymi oczyma, nawet nie zdając sobie sprawy kiedy mijają imponujące dwie i pól godziny poświęcone na seans. Dobre tempo, właściwie wyważone sceny kipiące niewymuszonym humorem i takie w których których mamy poczuć ucisk w gardle to niezbędne składniki każdego „feel good movie”, a w przypadku filmu Reinaldo Marcusa Greena są jeszcze dodatkowo doprawione doskonałymi występami zaangażowanej obsady.
Nie da się ukryć, że „King Richard” to prawdziwy tour de force Willa Smitha, który dominuje w zasadzie w każdym momencie w jakim pojawia się na ekranie. Jego Richard Williams to nie tylko zestaw manieryzmów jakie kojarzą fani tenisa, ale przede wszystkim osobowość z jasno nakreślonym celem i determinacją, których nie są w stanie złamać żadne przeciwności losu. Smith nie szarżuje – wręcz przeciwnie, zazwyczaj zdaje się emocjonalnie wycofany. Kiedy więc jego bohater w którymś momencie opuszcza gardę, „oczy nam się pocą” razem z nim. To definitywnie świadectwo doskonałego zrozumienia odgrywanego charakteru, które z wielkim prawdopodobieństwem zakończy się przynajmniej nominacją do Nagrody Akademii za najlepszą rolę pierwszoplanową. Na samym Smithu jednak się nie kończy, a prawdziwych perełek możemy wypatrywać i na drugim planie, gdzie świetnie spisują się Tony Goldwyn i Jon Bernthal w rolach trenerów, jakich na różnych etapach tenisowego rozwoju spotykają na swojej drodze przyszłe tenisowe mistrzynie.
Można oglądając film Greena zżymać się, że cała historia obliczona jest na wywołanie konkretnych emocji w widzu, a zamiast co bardziej wnikliwej analizy drogi prowadzącej na szczyt dostajemy jednostronną, mocno wybielającą swoich bohaterów opowieść ku pokrzepieniu serc – i trudno temu wszystkiemu zaprzeczyć. Ale czasem to właśnie tego typu produkt popkultury, w późnojesienne wieczory potrzebny jest najbardziej – i jeśli właśni takiej rozrywki pożądacie, King Richard spełni wasze oczekiwania w stu procentach.
Foto © Warner Bros. Entertainment Polska Sp. z o. o.
King Richard: Zwycięska rodzina
Nasza ocena: - 85%
85%
Reżyseria: Reinaldo Marcus Green. Obsada: Will Smith, Aunjanue Ellis, Saniyya Sidney, Demi Singleton, Tony Goldwyn, Jon Bernthal i inni. USA, 2021.