Komiks to sztuka. Kropka. W polskim mainstreamie wciąż jednak pokutuje przekonanie, że opowieści obrazkowe to ułomna rozrywka dla dzieci. Starszych czytelników traktuje się z politowaniem, a stereotypowy komiksomaniak to najczęściej piwniczny nerd. Takich sceptyków nie da się przekonać ani litanią wybitnych, nagradzanych tytułów, ani grubo ponad stuletnim dziedzictwem.
Postanowiliśmy zatem podejść do tematu od innej strony i poszukać odbiorców tego medium poza środowiskiem komiksowym, chcąc udowodnić, że czytanie “książek z obrazkami” to żaden wstyd. Dziś na serię pytań z naszego kwestionariusza odpowiada Marcin Sergiusz Przybyłek.
Od jakiego tytułu zaczęła się Twoja przygoda z komiksem?
Od pierwszego tomu „Tytusa, Romka i A’Tomka”. Pamiętam, że album kupiła mi starsza siostra i zachęciła do przeczytania. To w ogóle była ciekawa historia. Dostałem, chyba na urodziny, parę groszy. Zbiegłem więc (mieszkałem na trzecim piętrze) do kiosku (stał pod blokiem) i kupiłem książkę, której okładka bardzo mi się podobała. To był chyba „Dywizjon 303” Arkadego Fiedlera. Moja siostra, widząc tę pozycję, skrzywiła się, uznawszy, że jestem za mały na taką lekturę, wzięła książkę, zeszła do kiosku i za chwilę wróciła z komiksem. „Dywizjon…” kupiłem i przeczytałem parę lat później, a przygoda z Tytusem i jego przyjaciółmi stała się początkiem czegoś większego.
Jak w Twoim otoczeniu postrzega się opowieści obrazkowe?
Znajomi ze wsi, w której mieszkam, nie przeczytali chyba ani jednego komiksu. Jedna członkini mojej rodziny – Helena – czyta komiksy, które jej zaproponuję. Podobają jej się. Moja córka czasami przeczyta coś, co jej podsunę, ale bez większego entuzjazmu. Żona w czasach młodości czytała „Thorgale”. Od paru lat obwąchuje „Persepolis”.
Lubisz komiksy bo…
Szczerze mówiąc to mój ulubiony rodzaj ekspresji twórczej. Połączenie tekstu i ilustracji. W księgarniach zawsze najpierw odwiedzam stoiska z komiksami. Żałuję, że tak mało jest prawdziwie dojrzałych, zadowalających głębią, przeżyciem i przemyśleniem komiksowych opowieści. Gdyby były – czytałbym tylko komiksy.
Ulubiony komiks, którego nigdy nie zapomnisz?
Czytam teraz chyba piąty raz „Top 10”. To zdumiewające dzieło. Może nie odkrywa tajemnicy materii czy rzeczywistości, ale daje mi bardzo dużo radości. To, co się dzieje w tle, niektóre kadry, w których kilka postaci idzie w różnych kierunkach, by załatwić swoje sprawy i Ty wiesz, z jakimi problemami zmaga się każda z nich, przeplatające się losy bohaterów, niebanalne teksty (świetny przekład), rysunek doskonale oddający uczucia bohaterów, ale nie przesadzający z tym (zbyt często widzę przesadę w tej kategorii, żebym nie potrafił tego docenić). Rzadko kiedy czytam jeden komiks więcej niż dwa razy. Fakt, że „Top 10” wciąż mnie wciąga, świadczy bardzo dobrze o tej pracy.
Artysta/scenarzysta, którego prace podziwiasz?
Ze scenarzystów – Moore, ale w zasadzie tylko z „Top 10”. W „V jak Vendetta”, „Watchmen” czy „Miraclemanie” jest przegadany. Scenarzyści serii „Lobo”, wybacz, nie pamiętam ich nazwisk w tej chwili. Pat Mills i seria Slaine. Prawdziwie odkrywcza, odwracająca wartości do góry nogami. Cenię wielu innych, Arta Spiegelmana chociażby.
Co do artystów – jest wielu wspaniałych rysowników, grafików, malarzy tworzących komiksy. Często żałuję, że ich talent nie jest wykorzystywany w ambitniejszych dziełach. Na przykład Alex Ross – nadczłowiek, który nie boi się żadnej tekstury, faktury ani najbardziej złożonych układów planszy. Nie wiem, z czego zrobiony jest ten gość. Może to kosmita. Jego obrazy w „Sprawiedliwości” czy „Kingdom Come” wywołują zachwyt.
Co byś polecił/a osobie w Twoim wieku, która nigdy nie czytała żadnego komiksu?
Wiesz co, nie wierzę, żeby ktokolwiek, kto nie czuje pociągu do komiksów dał się „nawrócić” na ten środek przekazu. Może pierwszy tom „Blacksada”? „Kaznodzieję”? „Ex Machinę”? „Mausa”?
Z moich doświadczeń wynika, że ludzie, którzy nie tykają komiksów, robią to dlatego, że ich do nich nie ciągnie. Polecanie nawet najlepszych tytułów tego nie zmieni.
Pamiętam, gdy poleciłem znajomej doskonałego „Przybysza”, komiks, w którym nie pada ani jedno słowo, narysowany z wielkim talentem i wrażliwością. Odpadła w którymś momencie. Nie zrozumiała. Wtedy pojąłem, że komiks posługuje się specyficznym językiem. Jeśli ktoś nie umie odczytywać jego przekazów, będzie się męczył.
Ulubiona ekranizacja komiksu?
Oczywiście kapitalny „Watchmen” Zacka Snydera. Uwielbiam tego reżysera i to, co zrobił z komiksem Moore’a.