Kobiety górą. W końcu u sterów władzy, w końcu z mocą sprawczą, która zmienia rzeczywistość. Nareszcie nie musimy przesadnie dbać o wygląd, katować się dietami, nosić seksowych szmatek, bo nasi mężczyźni cenią w nas przede wszystkim piękne wnętrza i olśniewające osobowości. Pełnia szczęście i sielanka? Tylko pozornie. Każda utopia ma swoją mroczną stronę, o czym dobitnie przekonuje Petra Hůlová w swojej najnowszej powieści „Krótka historia Ruchu”.
Ciemnoczas to już przeżytek. Nowa, lepsza rzeczywistość święci triumfy. Vera wierzy w prawdy głoszone przez Ruch. W instytucie zajmuje się terapią mężczyzn, często z użyciem drastycznych środków. Chodzi o to, żeby oduczyć facetów patrzenia na kobiety przez pryzmat ich seksualności. A że metody są drastyczne, upokarzające i kojarzą się z praniem mózgu, a klientów zgarnia się w łapankach? Oj tam, oj tam, szczegóły. Walka o wspólne dobro wymaga poświęceń. W końcu chodzi o to, żebyśmy w końcu były wolne i mogły żyć we wzajemnym szacunku. Ale czy na pewno? W końcu ośrodki dla kobiet również pękają w szwach. To tam kobiety uczą się, dlaczego bezkształtne dresy są lepsze od krótkich sukienek, dlaczego zakazano używania kosmetyków, a medycyna estetyczna jest nielegalna. Przecież chodzi o twoje wnętrze, a nie wygląd. Kiedy w końcu to zrozumiesz?
Państwo policyjne w wersji Hůlovej przypomina połączenie filmowej „Seksmisji” i „Nowego wspaniałego świata” Huxley’a. Niby mamy wolność, ale jej granice kończą się na prawdach głoszonych przez Ruch. Chcesz założyć szpilki? Możesz, ale nie powinnaś, bo buty na obcasie robią więcej szkody niż pożytku, a Gwardia Męskości nie śpi. Petra co rusz przekracza granice dobrego smaku i momentami bywa tak szokująca, że nie wiadomo jak zareagować – czerwienić się, gorszyć czy śmiać nerwowo. To prawda, że powieść jest dowcipna, ale nie jest to zwykle heheszkowanie, bo śmiech grzęźnie w gardle, a nieprzyjemny dreszcz przemyka po karku.
„Krótka historia Ruchu” to przede wszystkim opowieść o tym, że żaden radykalizm nie jest dobry. Zmiany, nawet te potrzebne i wyczekane, przyniosą więcej złego niż dobrego jeśli będą wtłaczane siłą. W powieści Petry Hůlovej słuszny wnerw przybiera skrajną formę okrucieństwa, a wyznawczynie Rity zamiast nieść kaganek oświaty, niszczą wszelkie przejawy indywidualizmu. W końcu zastraszanymi głupcami łatwiej jest kierować. Znamy to z autopsji aż za dobrze.
Mroczna, straszna, ale też zabawna i groteskowo przerysowana jest „Krótka historia Ruchu”. Petra znów zaskakuje i nie pozwala się zaszufladkować. No chyba, że mamy na myśli szufladkę z etykietką „świetna pisarka”, to wtedy się zgadza. Kolejna wyśmienita powieść Czeszki, będąca wyzwaniem dla wrażliwości i komfortu czytelnika.
PS
Jestem szalenie ciekawa czy Petra Hůlová pisała, a Julia Różewicz tłumaczyła (znakomicie, tak przy okazji) siedząc w dresie, bo ja czytałam na zmianę – w dresie i w piżamie, ale przez cały czas miałam ochotę umalować usta krzykliwą szminką w ramach buntu.
Krótka historia Ruchu
Nasza ocena: - 80%
80%
Petra Hůlová. Afrera, 2021