Gorący temat

Łupieżcy Imperiów – jasny blask płomienia rewolucji [recenzja]

W zbiorczym wydaniu komiksu Jeana Dufaux i Martina Jamara, to co paranormalne ściera się z kipiącą pod pozornie spokojną powierzchnią, lawiną społecznych emocji. Rezultatem jest niekoniecznie idealna pod każdym względem, ale z pewnością epicka w swych rozmiarach, historyczna przygoda.

Fabuła „Łupieżców Imperiów” zabiera nas do Francji 1870 roku, która krok za krokiem zmierza ku druzgocącej klęsce w wojnie z Prusami. W tym samym czasie, coraz to wyraźniejsze głosy niezadowolenia słychać wśród zepchniętej na margines ludności – z czego skrzętnie zamierza skorzystać działająca w ukryciu organizacja. W sam środek owej zawieruchy trafia Nicolas d’Assas, który nie dość, że wkrótce przekona się, że z rewolucjonistami łączy go więcej niż kiedykolwiek mógłby przypuszczać, to jeszcze stanie w oko w oko z siłami, których racjonalny umysł nie będzie potrafił zrozumieć. Siłami, która karmią się nieszczęściem, pożogą i zniszczeniem…

Jedną z największych atrakcji „Łupieżców imperiów” jest niewątpliwie osadzenie akcji w niezwykle burzliwym dla Francji okresie wojny z Prusami i Komuny Paryskiej. Już tylko setting powoduje w tym wypadku więc, że w historii Jeana Dufaux i Martina Jamara nieustannie coś się dzieje. Kolejne klęski na wojennym froncie spowodowane nieprzemyślanymi decyzjami, nietykalność chowającej się w swych willach arystokracji i wywołane taką postawą, coraz to bardziej wyraźne społeczne niepokoje – wszystko to składa się na okazję do dojmującego społecznego komentarza, a duet twórców skrzętnie z niej korzysta. I to nie do końca tak, że Dufaux i Jamar stają po jednej ze stron – raczej wnikliwie przyglądają się przegniłemu systemowi, wobec którego ci znajdujący się na samym dnie społecznej drabiny, postanowili powiedzieć dość. Jakkolwiek nie byłoby jednak rozbudowane, wojenno-rewolucyjne tło pozostaje wciąż tłem – a uwagę odbiorcy w pierwszej kolejności zaprzątać ma wątek związany z tytułową, tajemniczą organizacją.

Na tym polu jest już jednak nie tyle słabo, co jednak zauważalnie gorzej. I nie chodzi tu o to, że postaci są niekoniecznie interesujące (choć charakter pełniącego centralną rolę w opowieści Nicolasa d’Assasa można byłoby podsumować zapewne w zaledwie dwóch zdaniach), co raczej pewną przewidywalność fabuły. Ot bohater z tajemniczym znamieniem, który z biegiem czasu odkrywa swe powiązania z pozornie zupełnie mu obcymi ludźmi, w dodatku dowiadując się o grzechach swych przodków to jednak gatunkowy standard historii przygodowych, jako żywo przypominający to co czytelnicy mogą znać choćby z zeszytów „Skorpiona”.

Podobnie sprawa ma się z wątkiem paranormalnym, który choć przewija się przez całą lekturę… poza symboliką prawdę mówiąc niewiele do niej wnosi. Ktoś powiedziałby, że to wystarczająco, by przeprawę przez ponad trzysta pięćdziesiąt stron składających się na siedem rozdziałów wydania traktować w kategoriach mozolnego brnięcia ku finałowi, ale to nie do końca prawda. „Łupieżcy Imperiów” potrafią bowiem obronić się dobrym tempem i wielowątkowością i to na tyle, by w przeważającej ilości wypadków, o schematycznym kręgosłupie historii zwyczajnie zapomnieć. Intryga goni intrygę, relacje postaci ewoluują to w jedną to w drugą stronę, a nie sposób nie wspomnieć również o niebywale satysfakcjonującej, finałowej klamrze zamykającej przygodę – trudno o jednocześnie wyraźniej wybrzmiewający morał, jak i rozwiązanie fabularne wywołujące szerszy uśmiech na ustach.

Ten zresztą nie schodzi z nich tym bardziej, jeśli zwrócić uwagę na jakość wydania. Twarda oprawa i gruby papier sprawiają wrażenie (i takie są!) niezwykle solidnych, a intrygująca grafika okładkowa z miejsca przykuwa wzrok. Nie gorzej jest i z samą zawartością, bowiem szkice Martina Jamara określić można mianem kunsztownych. Mnóstwo małych detali, dynamiczne kadry i kolorystyka utwierdzają odbiorcę w przekonaniu, że obcuje z przepychem, który nie tylko dobrze będzie prezentował się na półce, ale i do którego wracać będzie warto już tylko dla samych wrażeń estetycznych.

Wydanie zbiorcze „Łupieżców imperiów” pozostają więc dziełem niezwykle intrygującym, nawet jeżeli w aspekcie fabularnym można im to i owo zarzucić. Ilość pozytywów przekracza jednak niedociągnięcia na tyle wyraźnie, że fanom komiksów przygodowych, którzy nie boją się odrobiny fantastyki, pozycję wydawnictwa Lost in Time można jedynie polecać.


Łupieżcy Imperiów

Nasza ocena: - 75%

75%

Scenariusz: Jean Dufaux. Rysunki: Martin Jamar. Tłumaczenie: Jakub Syty. Lost In Time, 2023

User Rating: Be the first one !

Maciej Bachorski

Pasjonat staroszkolnych horrorów science fiction w stylu "Obcego", "Cosia" czy "Ukrytego Wymiaru", rockowej/metalowej muzyki i przyzwoitej (znaczy, nie tylko single malt) whisky. Pisywał dla "Playboya", "PIXELA", czy "Wiedzy i Życia", a obecnie współpracuje z "Nową Fantastyką", "CD-Action" i "Netfilmem".

Zobacz także

Karmen – asystentka śmierci [recenzja]

“Karmen” to autorskie dzieło znanego z rysunków do przygód Batmana, Guillema Marcha. To intrygujący,  narysowany …

Leave a Reply