Gorący temat

Prószyński. Odwieczne pieśni – cudze chwalicie… [recenzja]

Koncepcja edukacji za pomocą komiksu nie jest w naszym kraju szerzej rozpowszechniona, a te nielicznie pojawiające się projekty, niestety wiosny nie czynią, tym bardziej, że różnie jest z ich jakością. Dlatego wydawnictwa takie, jak „Prószyński. Odwieczne pieśni” to doskonały przykład, że można zrobić w Polsce dobry komiks edukacyjny.

Słyszeliście kiedyś o Kazimierzu Prószyńskim? Spokojnie, ja też nie. To jedna – nie pierwsza i nie ostatnia zresztą – wybitna polska osobowość, która współcześnie, mimo licznych zasług dla polskiej nauki i kultury, została praktycznie zupełnie zapomniana. Całe szczęście, działają instytucje takie jak Narodowe Centrum Kultury Filmowej w Łodzi, starające się przywrócić pamięć o wybitnej postaci. Postaci, której dorobku nie sposób przemilczeć, jako że był on znaczącym wkładem nie tylko w rozwój polskiej myśli naukowej oraz kulturowego kształtowania się naszej narodowej tożsamości, ale i całej, światowej kinematografii.  Smutnym pozostaje, że szkolnictwo w naszym kraju tak bardzo po macoszemu traktuje znaczące dla naszej rodzimej historii postacie, skutecznie przemilczając ich istnienie. I tym mocniej należy wspierać inicjatywy takie, jak poniżej omawiany komiks.

Prószyński był nie tylko polskim przedsiębiorcą, ale też reżyserem i operatorem filmowym, a przede wszystkim wybitnym konstruktorem, bez którego polska kinematografia z pewnością nie rozwinęła by się na tak wczesnym etapie względem Europy i świata. To Prószyński właśnie odpowiada za skonstruowanie biopleografu, którym nakręcił pierwszy polski film „Powrót birbanta”. Fascynujące? A jakże. Smaczku całości historii dodaje fakt, iż staraniem NCKF w Łodzi udało się odtworzyć zniszczoną w okresie Powstania Warszawskiego aparaturę Prószyńskiego, oraz zrekonstruować za jej pomocą owe kinematograficzne dzieło. Tym bardziej więc cieszy fakt, iż tak niezwykła dla polskiej wynalazczości i kultury postać odnalazła niejako drugie życie w komiksie, za który odpowiadają Piotr Komorowski (scenariusz) i Rafał Szłapa (rysunek).

Komorowski podszedł do sprawy z dużą wiedzą na temat samej postaci, ale też z otwartą głową. Jako że biografia Prószyńskiego obfituje w liczne luki i „białe plamy”, a pamiątek po wybitnym twórcy nie zachowało się zbyt wiele – znaczna ilość uległa zniszczeniu w czasie II wojny światowej – autor scenariusza pozwala sobie na pewną swobodę w kreacji. Co daje ciekawe efekty, poprzez rozbudowanie uniwersum świata przedstawionego, opartego na solidnych historycznych podstawach, do poziomu niezwykłej rzeczywistości ze zgrabnie zaimplementowanym wątkiem science fiction. Z jednej strony mamy precyzyjne odtworzenie kontekstu historycznego i realiów społeczno – politycznych tamtego okresu, a z drugiej scenarzysta serwuje nam zajmującą opowieść sensacyjno – fantastyczną, sięgającą od Berlina czy Liege, poprzez Warszawę i Tomsk, aż po tunguskie pustkowia. Nie brak tu postaci znanych z kart historii (jak kompozytor Mieczysław Karłowicz, od którego ostatniego z opublikowanych za życia utworu wziął swój tytuł pierwszy tom trylogii „Prószyński), nie brak również emocjonujących wydarzeń, pościgów i tajemnic z przeszłości, związanych z dziadkiem Kazimierza Prószyńskiego.

Graficznie jest spodziewanie dobrze. Spodziewanie, bowiem nazwisko Rafała Szłapy zapowiada nie tylko klasyczną kreskę, ale także ciekawe kadrowanie i umiejętne odwzorowanie fabularnych niuansów w kolejnych planszach. Autor „Blera” realizuje się w typowym dla siebie stylu, z pewną oszczędnością względem tła w kadrach, poświęcanego bardziej na rzecz uwypuklenia postaci, ale też skupienia na zbliżeniach pojedynczych, kluczowych dla sceny elementów. Osobiście mam sentyment do warsztatu Szłapy, więc jego praca przy projekcie była niejako kluczowym czynnikiem, wzbudzającym moje zainteresowanie albumem. Po lekturze tym bardziej przyznaję, że wybór twórcy „Blera” na autora rysunków do tego komiksu było słuszną decyzją. To artysta bardzo klasyczny, może nieprzesadnie eksperymentujący z formą – ale to akurat uważam za klucz do sukcesu komiksu historycznego.

Czy dostrzegam jakąś wadę w tym komiksie? Chyba jedynie jego objętość, która przez swą skromność zdąża co najwyżej rozochocić czytelnika, nim skończy się i zmusi do oczekiwania na ciąg dalszy. Jeśli jednak dwie pozostałe, planowane części utrzymają poziom, mamy szansę otrzymać nie tylko naprawdę interesujący komiks historyczny z domieszką fantastyki, ale też przykład, jak w sposób skuteczny i ciekawy prowadzić działania edukacyjne i przypominać o naszych – często niesłusznie przemilczanych przez historię – bohaterach.

Prószyński. Odwieczne pieśni.

Nasza ocena: - 80%

80%

Scenariusz: Piotr Komorowski. Rysunek: Rafał Szłapa. Narodowe Centrum Kultury Filmowej 2020

User Rating: Be the first one !

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

Jazz Maynard tom 3. Live in Barcelona – przesycona jazzem współczesna opowieść noir [recenzja]

Chociaż dość długo kazali autorzy serii „Jazz Maynard” czekać na kolejną odsłonę o muzyku – …

Leave a Reply