Alison Bechdel stworzyła komiks, którego tematyka jest z pozoru lekka, jednak końcowy efekt przypomina intelektualną bombę. I nie, Bechdel nic tu nie wysadza, ale zapewnia nam rodzaj autorskiej i w pewien sposób alternatywnej wizji świata, która jak to bywa u tej autorki, musi obejmować także jej życiorys.
O tym, że w Polsce komiksowi fani nie czytają jedynie superbohaterów i “Thorgala” świadczy fakt, że “Fun Home” Alison Bechdel ma już u nas czwarte wydanie. Rozliczeniowa opowieść o ojcu komiksowej autorki uczyniła ją niegdyś sławną, posypały się nagrody i inne benefity, a sam komiks stał się jednym z najważniejszych tytułów w historii tego medium. Po kolejnym komiksie, czyli “Jesteś moją matką? najwyraźniej Bechdel została opowieść, w której to ona sama jest w jej centrum i to potrójne doświadczenie jest w dziedzinie nie tylko komiksu, ale ogólnie literatury czymś szczególnym – rzadko kiedy ktoś ma odwagę obnażyć siebie i swoje osobiste doświadczenia aż do takiego stopnia, bez upiększeń, czasem z brutalną szczerością, ale częściej z wnikliwą, psychologiczną analizą. A fakt, że w “Sekrecie nadludzkiej siły” Bechdel opowiada o wszystkim na kanwie swoich doświadczeń sportowych, czyni ów komiks jeszcze bardziej wyjątkowym.
Z pisarzami, z intelektualistami, generalnie z twórcami związany jest stereotyp siedzącego trybu życia, a sport to coś, czym ta grupa ma głównie pogardzać. W dzisiejszych czasach to już nie jest tak oczywiste (weźmy za przykład choćby wysportowanego Remigiusza Mroza), a w przypadku Alison Bechdel kult sfery fitness jest rodzajem narkotyku i alternatywą dla tego, co autorka przeżywa w innych obszarach życia. Te niemal wyczynowe bieganie, jeżdżenie na nartach, które Bechdel kultywowała od wczesnych dziecięcych lat nie jest jednak ewidentnym przykładem eskapizmu, a bardziej poszukiwaniem czegoś nie do końca określonego, co w samym komiksie nazwane jest tytułowym sekretem nadludzkiej siły. Z początku owe określenie wywodzi się z broszury reklamowej promującej sztuki walki, jednak z czasem nabiera większego znaczenia i staje się swoistym odbiciem świętego Graala, który można zdobyć łącząc w jedność przymioty ludzkiego ciała i umysłu. To coś wykraczającego poza samą twórczość Bechdel, coś czego poszukiwali w nirwanie mędrcy ze Wschodu, coś trudnego do opisania, bo ukryte poza strukturą języka i doświadczane jedynie w chwilach, kiedy zapominamy o własnym ja i tracimy podmiotowość, rozpływając się we własnej fizyczności.
No tak, ktoś mógłby powiedzieć, o czym innym mogłaby pisać lesbijka o lewicowym skrzywieniu i zapatrzeniu na duchowe mody ze Wschodu. Rzecz w tym, że o ile jest to postawienie sprawy jak najbardziej zasadne, bo przecież tak widzi siebie Bechdel, to “Sekret nadludzkiej siły” wykracza poza stygmatyzowaną feministyczną estetykę i daje bardziej kompleksową i jakże aktualną wizję naszej współczesności, która systematycznie wyłaniała się z różnych aspektów przeszłości. Dlatego w komiksie Bechdel te wybrane aspekty są co jakiś czas przywoływane i opierają się choćby na życiowych doświadczeniach romantycznych poetów – Samuela Coleridge’a i Williama Wordswortha, a także na podanych w fascynujący sposób fragmentach życiorysu Margaret Fuller, pierwszej kobiety dziennikarki pracującej w XIX wieku dla “New York Tribune”. Na przykładach tych historycznych postaci widać dokładnie ile lat, ile dziesięcioleci było potrzebne, by ktoś taki jak Bechdel mógł narysować i napisać to, co dotąd napisała i żyć, tak jak żyje. Przywołując swoje dzieciństwo Bechdel opisuje inny świat, który zaczął intensywnie zmieniać się po rewolucji kulturowej w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku, jednak kolejne kamyki układały się na ten obraz dużo wcześniej i choć był to ciąg wydarzeń z pewnością nie usłany różami, to jednocześnie nie do zatrzymania.
O tym wszystkim Bechdel opowiada w ciepły i humorystyczny sposób, choć zdarzają się tu fragmenty, w których czujemy wyraźnie manifestowany protest przeciwko opisywanemu stanowi rzeczy. Ale o tym, że to właśnie zastany stan rzeczy jest do przełamania opowiada Bechdel, u której aby zacząć żyć w mniej opresyjnym świecie, należy zacząć od siebie, bo to najczęściej my sami jesteśmy dla siebie najbardziej opresyjni. Ta droga to ciągłe wchodzenie na szczyt, którego osiągnięcie nie jest możliwe. Z rozbrajającą szczerością, na własnym przykładzie, Bechdel uzmysławia czytelnikom, że częściej się poddajemy, niż przekraczamy szczyty, rzecz w tym, żeby w tych staraniach nie ustawać, co wcale nie jest takie łatwe. Kultura fitness jest w tym sensie również metaforą pokonywania ograniczeń nie tylko własnego ciała, ale i umysłu. O tym, że trzeba do tego dążyć, otwierać się na inne doświadczenia niż jedynie te, w obrębie których nas wychowano jest właśnie ten komiks. Przenikliwy, pełen fascynujących faktów i zarazem pomagający ułożyć sobie pewne rzeczy w głowie oraz zachęcający do pracy nad sobą w najlepszym tych słów znaczeniu.
Sekret nadludzkiej siły
Nasza ocena: - 80%
80%
Scenariusz i rysunki: Alison Bechdel. Timof COmics 2021.