Gorący temat

Zaćmione życzenie i Legendy Wrót Baldura – dwie wyprawy do komiksowego świata Dungeons & Dragons [recenzja]

Nie jest zaskoczeniem, że przy okazji premiery filmowej spod szyldu kultowej gry „Dungeons & Dragons” kto żyw zapragnie uszczknąć coś dla siebie, serwując cały wachlarz produktów z tematem związanych. Nie inaczej uczynił Egmont, sięgając po komiksowe publikacje nawiązujące do fabuły słynnego RPGa. Z różnym jednak skutkiem.

Wydawnictwo Egmont zaserwowało nam jak dotąd dwa albumy ze świata „D&D”: one-shota „Zaćmione życzenie” oraz pierwszy tom „Legend Wrót Baldura”. Oba tytuły zaliczyć można z jednej strony do klasycznej fantasy, a z drugiej śmiało kwalifikować pod szyldem young adult. Z tym, że pierwszy tytuł wypada bardzo słabo, za to drugi oferuje całkiem przyjemną, choć mocno klasyczną rozrywkę.

Za „Zaćmione życzenie” odpowiada duet B. Dave Walters (scenariusz) oraz Tess Fowler (rysunki). I jeśli z samą stroną graficzną problemu nie ma – bo to całkiem przyjemne dla oka, dynamiczne i mocno cartoonowe fantasy – tak niewiele mogę dobrego powiedzieć o scenariuszu.

To z jednej strony bardzo sztampowa opowieść inicjacyjna, kiedy grupa (bo wiadomo, w fantasy MUSI zebrać się drużyna, nie ma to tamto) młodzików przechodzi długą drogę, by stać się ekipą legendarnych bohaterów. Niby koncepcja i pomysł wyjściowy jest w porządku, mimo swojej tendencyjności i sztampowości ogólnego fabularnego szkieletu. Jednak już z samym wykonaniem gorzej. I mam wrażenie, że historię dałoby się uratować, gdyby dać scenarzyście zwyczajnie więcej miejsca. Wciśnięcie całej historii w dość skromny objętościowo (zważywszy rozmach fabularnej kreacji) album bardzo jej szkodzi i finalny efekt otrzymujemy nijaki. Historia opowiedziana jest chaotycznie, nazbyt pospiesznie, z nadmiernym przeskokiem czasowym, w którym – mam wrażenie – ktoś zabrał część główną, czyli rozwinięcie fabuły, pozostawiając standardowy początek z zawiązaniem akcji i zakończenie całą opowieść podsumowujące. Pomiędzy trzeba by było wcisnąć co najmniej kilka rozdziałów, byśmy dostali pełnoprawną, wyczerpaną fabularnie historię. A otrzymujemy – niestety – pośpieszny skrypt, nie do końca wypełniony treścią. I naprawdę piszę to z żalem, bo sam pomysł miał potencjał i można było ukuć z tego przyjemną historię fantasy, w której prócz całej galerii ciekawych postaci mamy jeszcze przecież wielkie bitwy i smoki (a smoki, wiadomo, to – wiadomo – +100 do zajefajności). Ale odnoszę wrażenie, że Walters nie miał na tyle przestrzeni, ile potrzebował. I był zmuszony ciąć, skracać, przyspieszać tempo i okrawać plan ramowy scenariusza. Jego wizja zwyczajnie nie zmieściła się w dostępną dla niej objętość.

Jak wspomniałem wcześniej, rysunki dają radę. To bardzo przyjemne dla oka prace, mocno cartoonowe, ale nakreślone i z należytym rozmachem i wyczuciem. A pełnoplanszowe rysunki okładkowe spod ręki Fowler to już w ogóle sztos. Niestety, tylko i wyłącznie ta strona „Zaćmionego życzenia” warta jest uwagi.

Sprawdź, gdzie kupić:

Drugi z serwowanych pod szyldem „D&D” albumów od Egmontu przedstawia się już dużo lepiej, choć nadal operujemy w bardzo klasycznym ujęciu fantasy, w dodatku znów spod szyldu young adult – o czym warto pamiętać. Tutaj fabuła jest o wiele czytelniejsza, historia – mimo swoistej sztampowości – bardziej składna i przystępniejsza w odbiorze, a całość serwuje historię może ciut przewidywalną, ale dla starych wyjadaczy odpowiednio grającą na sentymentach, a dla młodszych zgrabnie wprowadzającą w świat heroic fantasy, rozpisanej w dodatku z lekkim przymrużeniem oka. Tutaj za scenariusz odpowiada Jim Zub i już to, jak zaczął w pierwszym tomie (zawierającym pierwsze pięć zeszytów) pozwala dać mu kredyt zaufania na kolejne odcinki. W „Legendach Wrót Baldura” jest wszystko, czego po fantasy oczekujemy. Są smoki, elfy, łotrzykowie i herosi. Są smoki i bohaterscy paladyni. Są społeczne podziały na zadufanych, żyjących w dostatku arystokratów i biedotę, imającą się różnorakich (nie zawsze uczciwych) działań, dla przetrwania. Są epickie walki, pościgi, tajemnice i nie mniej zagadkowi antagoniści. Są spiski celujące w panujących i w ustalony porządek świata. A czasem nawet w jego strukturę i podwaliny, które trzymają go w całości. Są zgrabne, choć trochę spodziewane twisty. No i – wiadomo – zbiera się drużyna.

U Zuba ów skład formalizuje się dopiero na koniec tej pięciozeszytowej serii, zebranej w pierwszym tomie, ale to, co otrzymaliśmy daje nam solidny przedsmak tego, czego możemy się spodziewać. Jest dynamicznie, kolorowo, z odpowiednim rozmachem, ale i z przymrużeniem oka. Jako historia dla młodzieży – idealnie. Ale stare zgredy (jak niżej podpisany) też mają szansę dobrze się bawić, choćby graniem scenarzysty na sentymentach i wzdychaniu do tego, że „kiedyś, to było w fantasy…).

Za rysunki w tym albumie odpowiada Max Dunbar i trzeba przyznać, że facet dobrze odnajduje się w przyjętej konwencji. Po pierwsze – ma zamiłowanie do szczegółów, którymi starannie wypełnia także tła większości kadrów. Po drugie, ma pojęcie, co to jest perspektywa, więc te kadry nie wyglądają pokracznie i koślawo, a architektoniczne kreacje mają rację bytu i nie wyglądają, jakby miały się rozpaść. Po trzecie – jego smoki nie wyglądają, jak zmutowane kurczaki, tylko jak… no właśnie tak, jak smoki wyglądać powinny.

Po czwarte i ostatnie, umie Dunbar oddać dynamikę ruchu tam, gdzie potrzeba (a w tym albumie okazja pojawia się często, bo bohaterowie prawie na okrągło biegają gdzieś, uciekając lub ścigając, albo też walczą, w różnych konfiguracjach). Słowem, Dunbar był bardzo dobrym wyborem i trochę szkoda, że nie będzie towarzyszył Zubowi w następnym tomie. Choć wg zapowiedzi, zastąpił go w „Cieniach wampira” Nelson Daniels, artysta bardzo doświadczony (G.I Joe, Sędzia Dreed, Ghostbusters) i też z pewnością wart uwagi.

Reasumując, dwa pierwsze podejścia do komiksowej odsłony „Dungeons & Dragons” to oczywiste 1:1, z nadzieją, że kontynuowana seria będzie nadal trzymać dobry poziom. One-shot okazał się niewypałem, ale ważniejsze, że seria kontynuowana rokuje co najmniej dobrze. Okaże się, co będzie dalej.

Dungeon & Dragons. Zaćmione życzenie / Legendy Wrót Baldura, tom 1

Zaćmione życzenie - 50%
Legendy wrót Baldura - 75%

63%

Zaćmione życzenie. Scen.: B. Dave Walters. Rys.: Tess Fowler. Legendy Wrót Baldura. Scen. Jim Zub. Rys. Max Dunbar. Tłumaczenie: Marek Starosta. Wydawnictwo Egmont 2023

User Rating: Be the first one !

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

RIP, tom 6. Eugene: Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy – siły zewnętrzne [recenzja]

Po dwóch i pół roku od wydania pierwszego tomu serii wreszcie dostajemy jej finał. Tytułową  …

Leave a Reply