Zacznijmy od tego, że w ogólnym ujęciu literatura spod znaku young adult – jakkolwiek szeroko rozumianego – to nie mój konik. Więc ciężko mi odnieść się w pełni do tego, jak na tle gatunku prezentuje się całościowo historia z nowej powieści Marka Zychli – „Inspektorium”.
Nie zmienia to faktu jednak, że czasem zdarza mi się czytać opowieści „młodzieżowe”, choćby spod pióra Zychli właśnie („Strychnica”), Lewandowskiego („Grzechót”), czy Ziębińskiego („Czarny staw”), które zresztą w większości pojawiły się w nowej linii wydawniczej Wydawnictwa Mięta, celującej właśnie w tą młodzieżową, ciut lżejszą odmianę fantastyki grozy.
„Inspektorium” nie jest jednak do końca horrorem, ciąży konwencyjnie bardziej ku postapokalipsie, co nie znaczy, że momentów niepokojących, czy wręcz strasznych tutaj nie uświadczymy. Ogólnie, to już typowe dla twórczości Zychli, to nie trzymanie się określonej konwencji, ten brak przyporządkowania do jednego literackiego sztafażu, a raczej płynne łączenie motywów i estetyk. Tutaj zabieg znajdziemy podobny, bo choć autor sięgnie po jeden z czołowych i najbardziej okrzepłych motywów z horrorowego instrumentarium (i horrorowego bestiariusza), to jednak zmodyfikuje go w sposób zaskakujący i w dużej mierze innowacyjny.
W otwarciu opowieści poznajemy dziwną enklawę, miasteczko, na wpół ukryte pod ziemią, zasłaniane uporczywie przez tajemniczymi Kulami, które w każdej chwili przynieść mogą zagładę. Już samo to wprowadzenie, to wejście w świat przedstawiony budzi niepokój wyobcowaniem, poczuciem wszechobecnego potencjalnego zagrożenia i zagubieniem w nieznajomym, jakże odmiennym od naszego świecie. A później jest jeszcze bardziej niepokojąco, jeszcze mroczniej i bardziej ponuro, kiedy dzieciaki z mieściny, zbliżywszy się do granicy dorosłości, zasypiają we własnych łóżkach… by obudzić się w klatkach, w zupełnie obcym miejscu, nadzorowane przez tajemnicze, ale i w tej tajemniczości bezwzględne, groźne, tytułowe Inspektorium.
Nie chcę pisać zbyt wiele o fabule, bo ukryty w opowieści suspens jest kluczowym dla budowy całego uniwersum, ale tez dla podtrzymywania początkowego napięcia. Dość powiedzieć, że to dopiero pierwszy tom cyklu. Ten, w którym poznajemy wąski, niewielki wycinek przedstawionego świata i mam wrażenie, że naprawdę zacznie „dziać się” dopiero w kolejnym tomie.
Co nie oznacza, że tutaj mamy szansę się nudzić. Przytłaczające sekrety, atmosfera ogólnego zagrożenia, ale i swoistego osaczenia, zaskakujące rozwiązania i jeszcze bardziej niespodziewana prawda budują solidną opowieść, która – nie tylko jako przygotowanie do wejścia w kreowane w fabularnym obrębie uniwersum – potrafi zaintrygować i zadowolić czytelnika. A już na pewno fanów takich powieści, jak „Więzień labiryntu” Jamesa Dashnera, a może też po części bestsellerowej trylogii „Silos” Hugh Howeya.
„Inspektorium” to ciekawie wykreowana opowieść o problemach dojrzewania, o zagubieniu jednostek w fazie przekraczania granicy dorosłości, ale zamknięta w mocno pulpowej otoczce. Przyobleczona w estetykę postapo – horroru serwuje nam gorzki obraz zagubienia młodych ludzi i odwiecznego konfliktu, jak dalece należy skupić się na opiekuńczości i trosce względem potomstwa, a w jakim stopniu winniśmy przygotowywać je na nieuchronne wyzwania i problemy przyszłego życia. Jak bardzo izolowanie od problemów i zmartwień na wczesnym etapie jest korzystniejsze od często brutalnego w formie, bezpardonowego hartowania charakteru i umiejętności, mających przyczynić się do późniejszych sukcesów, a może i w ogóle przetrwania? Ile razy każdy z nas słyszał od dorosłych, że „to wszystko dla naszego dobra?” i ile razy zżymał się na te słowa? Jak często rodził się w nas bunt, wywiedziony z przeświadczenia, że wszystko wiemy lepiej? I jak często życie w późniejszym okresie zweryfikowało takie postrzeganie, te przeświadczenia?
W „Inspektorium” autor bierze na tapet ten klasyczny konflikt pokoleniowy, przyobleka go w pulpową estetykę gatunkową i stara się mówić do młodego pokolenia niejako ich językiem, spojrzeć jego oczami. Oczywiście Zychla przerysowuje; jego „wychowywanie” przez dorosłych przybiera formy wręcz drastyczne, jednak w kontekście wykreowanego świata przedstawionego nabierają one bolesnego sensu. W zestawieniu z psychofizycznym i biologicznym ujęciem pochodzenia i natury bohaterów całość nabiera może i gorzkiej, ale jednak słuszności i racjonalności. Trochę to przewrotna lekcja dla młodzieży, jednak warta rozważenia. To, co za młodych lat wydaje się nam niesprawiedliwością, krzywdzącym obciążeniem, ograniczeniem lub bezzasadnie narzuconym prawem, w dalszym życiu okazuje się konieczną, choć z początku niechcianą lekcją, której znaczenie doceniamy dopiero po latach. Kiedy okazuje się, czy zmarnowaliśmy okazję, czy jednak nie.
„Inspektorium” bardzo udanie wpisuje się w młodzieżową serię fantastyki grozy id Wydawnictwa Mięta. Widać pewien sens w jej prowadzeniu i konsekwentną realizację w obrębie doboru tekstów. Oczywiście, jako fan przede wszystkim grozy „dorosłej”, mógłbym na to utyskiwać, jednak w zestawieniu z nową, horrorową linią wydawniczą Muzy trudno nie zauważyć, ze polskie duże wydawnictwa dostrzegły w horrorze pewien potencjał komercyjny, zgrabnie dobierając dla siebie docelowe grupy czytelnicze. Co do samej powieści Zychli, to warto po nią sięgnąć. Okazuje się „Inspektorium ciekawym otwarciem cyklu, którego nie powstydzilibyśmy się na rynkach zachodnich. W myśl powiedzenia: cudze chwalicie, swego nie znacie, powiem: mamy swojego Jamesa Dashnera, po co nam importowany?
Sprawdź, gdzie kupić:
Inspektorium
Nasza ocena: - 80%
80%
Marek Zychla. Wydawnictwo Mięta 2025