Gorący temat

Aquarica – nieprawdopodobna historia, która miała być filmem [recenzja]

„Aquarica” to album, który z początku wcale nie miał być komiksem. Miał być filmem i to z takim założeniem obmyślali go twórcy. A myśleli długo, bo zgoła dwadzieścia lat trwały starania, by finalnie album w ogóle się ukazał. I jeden z twórców niestety nawet tego nie doczekał…

Roodhaven, rok 1930. Mała rybacka mieścina, która nie podniosła się po katastrofie kutra wielorybniczego, będącego niegdyś chlubą miasta i nadzieją na prosperity tej lokalnej gałęzi przemysłu. Mieszkańcy coraz mocniej pogrążają się w marazmie, zajęci głównie rozpamiętywaniem przeszłości i kultywowaniem pamięci tych, którzy zginęli na morzu. Kiedy pewnego dnia morze wyrzuca na brzeg gigantycznego kraba, Roodhaven zmieni się na zawsze i nic już nie będzie takie, jak dawniej… Wypłyną na wierzch dawne żale, ale też wyjaśnią się tajemnice z przeszłości. Tylko czy wyjaśnienia okażą się akceptowalne dla lokalnych mieszkańców? I czy nie przyniosą więcej szkody, niż pożytku?
Aquarica to tytułowa bohaterka niezwykłej, mocno romantyzującej historii, która z jednej strony zachwyca rozmachem kreacji, a z drugiej mocno napina nasze nadwątlone w trakcie lektury poczucie logiki. Bo to, że autorzy mocno folgują własnej wyobraźni, niekoniecznie zważając przy tym na spójność przedstawionego świata i ciągi przyczynowo – skutkowe, nie ulega wątpliwości. Ale jednocześnie artystyczny rozmach wizualny (i poniekąd fabularny także) rekompensuje konieczność tak pokaźnego zawieszenia niewiary, jakiego lektura od nas wymaga. Owszem, można powiedzieć, że to fantasy, gdzie pewne sprzeczności z realizmem naszego świata są dopuszczalne, a nawet pożądane. Rzecz w tym jednak, by odrealniać na tyle zgrabnie, by czytelnik nie słyszał trzeszczenia osnowy rzeczywistości. A tutaj twórcy bawią się w najlepsze, wymyślając i kreując koncepcję świata skrajnie nieprawdopodobną, ale jednocześnie nie pozbawioną uroku i tej iskry rodem z klasyki kina przygodowego, który rozbudza wyobraźnię i sprawia, że mimo nagromadzenia oczywistych absurdów w fabule, i tak nie przeszkadza nam to czytać z wypiekami na twarzy.

Tajemnice podmorskiego świata, gigantyczne wieloryby, niosące na grzbietach całe wyspy, na wpół żywe, na wpół mechaniczne stworzenia, połączone z tytułową bohaterką niezwykłą, quasi-telepatyczną więzią to tylko kilka elementów składowych tej niezwykłej opowieści, za którą odpowiada duet nietuzinkowych twórców: Benoit Sokal i Francois Schuiten.

Pierwszy znany być może polskiemu odbiorcy z popularnych gier serii „Syberia”, ale też z komiksu z cyklu „Inspektor Canardo” (nad Wisłą wydanego jako „Detektyw Kaczor na tropie – Ręce niani splamiła krew”). Drugi to ilustrator m.in. popularnej serii „Mroczne miasta”, która cały czas się ukazuje.

Sokala i Schuitena łączyła nie tylko zawodowa praca przy wielu projektach, ale także bliska przyjaźń. To podczas wspólnych wakacji w roku dwutysięcznym narodziła się pierwsza koncepcja „Aquarici”… jako scenariusza filmowego. Pomysłodawcą konceptu był Sokal, jednak przez cały proces przygotowań panowie przeszli razem. I mimo braku finalnego sukcesu zarówno w temacie pełnometrażowej animacji, ale też gry komputerowej, w końcu narodził się konspekt komiksu. Komiksu, którego Sokal dokończyć nie zdołał. Zmarł przed ukończeniem prac, pozostawiając jednak przyjacielowi bardzo szczegółowe wytyczne i storyboardy, jak mają ostatecznie wyglądać końcowe plansze. Schuiten narysował kilkanaście ostatnich, dopełniając tym samym wspólnego dzieła, a komiks miał szansę się ukazać. Graficznie – przyznaję, bliżej mi do maniery Sokala, jako plastyczniejszej, bardziej szczegółowej i dopracowanej, niż w przypadku kreski Schuitena. Sokal miał nieprawdopodobny talent do rysowania postaci ludzkich, ich sylwetek, rysów twarzy. Dobrze też radzi sobie z oddaniem dynamiki. Wspaniała jest scena z końmi, w których aż czuć bryzgającą spod kopyt wodę i piach! Tak samo, jak w planszach z nurkującą dwójką bohaterów, kiedy mamy wrażenie, że zanurzamy się pod wodę razem z nimi, a bąble powietrza otaczają nie tylko ich, ale i nas! Z pewnością kunszt graficzny Sokala jest tu największym atutem. Jego portretowanie bohaterów, zwłaszcza starych wielorybników to naprawdę przykład najwyższego kunsztu.

I tym samym pal sześć nielogiczności i dość naciąganą fabułę, jeśli całość prezentuje się tak dobrze wizualnie. Ostatnie strony, rysowane przez Schuitena cechuje większa delikatność, mniejsza plastyczność. Wyraźniejsze są tu linie szkicowania, bardziej stonowana kolorystyka, nie próbująca wybijać się na pierwszy plan, jakby poszczególne kadry po kolorowaniu były jeszcze retuszowane ołówkiem. Nie są to oczywiście złe prace. Są inne i przemawiają nieco słabiej, niż te autorstwa Sokala. I tyle.

Szkoda, że „Aquarica” nie stała się filmem animowanym, bo przy współczesnych możliwościach branży, powstałoby naprawdę niesamowite dzieło. Ale dobrze, że powstał komiks, że dzieło, pomysł, konspekt nie trafił do szuflady, by zmarnieć w zapomnieniu, niedokończony. To nie tylko epicka, nakreślona z rozmachem historia fantastyczno – przygodowa, która za nic ma realizm kreacji, bo ważniejszy jest rozmach wizji. To jednocześnie opowieść o wspaniałej przyjaźni, nie tak znów częstej w świecie artystycznym, dla której niewątpliwa tragedia – śmierć jednego z twórców – nie stała się przeszkodą w ukończeniu wspólnego tworu. I choćby z tego powodu warto po „Aquaricę” sięgnąć. Są dzieła, które zwyczajnie, muszą powstać.

Aquarica

Nasza ocena: - 75%

75%

Scenariusz i rysunki: Benoit Sokal i Francois Schuiten. Tłumaczenie: Jakub Syty. Wwydawnictwo Lost In Time 2022

User Rating: Be the first one !

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

RIP, tom 6. Eugene: Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy – siły zewnętrzne [recenzja]

Po dwóch i pół roku od wydania pierwszego tomu serii wreszcie dostajemy jej finał. Tytułową  …

Leave a Reply