Gorący temat

Arka – space opera w starym, dobrym stylu [recenzja]

„Arka” to komiks ciekawy, chociaż – na etapie pierwszego tomu – nie jest to koncept fabularny jakoś przesadnie oryginalny. A o jakości historii świadczyć będzie to, jak twórca ją skończy. Bo zaczął całkiem nieźle.

„Arka” to komiks oparty na powieści scenarzysty, Romaina Benassayi, pod tytułem „Pyramides”, oryginalnie wydanej przez francuskie wydawnictwo Critic. I choć zarys fabuły zdaje się naprawdę kuszący, to jednak dla obytego w komiksowej fantastyce czytelnika oczywistym będą konotacje z choćby takim (również francuskim) klasykiem, jak „Rozbitkowie czasu” tom 2 od Paula Gillona, w którym nasi bohaterowie – w ramach licznych perypetii trafiają do wnętrza olbrzymiego kosmicznego robaka, gdzie trafiły wcześniej rozliczne statki kosmiczne i zaczęto – w nieświadomości co do rzeczywistej proweniencji pochodzenia dziwnego tworu przestrzennego – budować zalążki surowej cywilizacji technologicznej. Choć tutaj autor oscyluje dalej od granicy absurdu, niż robił to Gillon, to jednak nadal rozmach kreacji w powiązaniu z gigantyczną kosmiczną strukturą, w której zostaje uwięziony statek naszych bohaterów, wskazuje mocno na punkty styczne obydwu pomysłów. Czy to źle? Niekoniecznie, bowiem Benassaya sam deklaruje się jako wielki fan science fiction, więc nie powinny dziwić odniesienia i nawiązania do innych dzieł gatunku. Poza tym autor „Arki” nie podąża na ślepo wymyślonymi przez poprzedników tropami (w tym Gillona), ale buduje coś swojego, własnego, interesującego. Bo trzeba mu przyznać, historia potrafi zaciekawić, potrafi kusić obietnicą eksploracji nieznanego labiryntu, który zdaje się nie mieć granic.

To również ciekawe portretowanie społecznych napięć w relacjach grup odizolowanych od bodźców kulturowych oraz skonfrontowanych z zagrożeniem, którego nawet nie są w stanie zdefiniować ani określić jego skali.

Kolejnym autorem, który niewątpliwie może kojarzyć się w zakresie porównawczym obydwu dzieł, jest nikt inny jak mistrz kosmicznych epopei – Leo. Autor „Aldebaranu”, czy „Betelgezy” jest wprawiony w kreowaniu światów może niemających za wiele wspólnego z twardą nauką, ale za to z pewnością niestawiających granic wyobraźni. Światy tworzone przez Brazylijczyka może dalece wykraczają poza logikę i prawa fizyki, ale za to są nakreślone z epickim rozmachem i zasiedlone wspaniałymi (choć często niebezpiecznymi) stworzeniami, od (nie)zwyczajnej flory i fauny po istoty obdarzone inteligencją, często przewyższającą ludzką.

U Benassayi jest podobnie, bowiem labirynt – pułapka stał się domem dla wielu ras rozbitków, które z racji swojej wielopokoleniowej obecności w tajemniczym obiekcie zdołały nawet rozwinąć i zrealizować procesy ewolucyjnego rozwoju. To nagromadzenie niezwykłości, która wpierw eksplorować muszą niespodziewanie wybudzeni bohaterowie, a później niektórzy z nich, po podróży „wewnątrz” po raz kolejny konfrontowani są przed nieznanym i nowym postępem czasu, wywracającym na nice ich dotychczasową wiedzę o swoim otoczeniu.

A ten otaczający ich świat potrafi zachwycić. Potrafi skusić tajemnicą, jaką kryje ów kosmiczny labirynt, a który ograniczony zdaje się być jedynie przez wyobraźnię swojego stwórcy.

Tom pierwszy sprawia naprawdę dobre wrażenie. To science fiction z potencjałem, mające rozmach kreacji oraz budujące zajmującą opowieść w duchu space – opery. Jak pokazują nam ostatnie plansze z rysunkami, „podróż trwa” i jeszcze wiele przed bohaterami, a tym samym przed nami, czytelnikami opowieści. Mimo pewnych oczywistych fabularnych i kreacyjnych skojarzeń w zakresie samej historii, jak i sposobu budowania świata przedstawionego, jestem zadowolony z efektu, jaki uzyskał Benassaya i z pewnością dam mu kredyt zaufania dla kontynuacji.

Zwłaszcza że „Arka” jest pięknie namalowana przez Joana Urgela, zdolnego francuskiego rysownika, który każdą planszę rysuje ręcznie. Jego grafiki są dopracowane, choćby w zakresie anatomii, czy rysów twarzy – czym bije na głowę choćby wspominanego wcześniej Leo – a i poszczególne przestrzenne lokacje okazują się starannie dopracowane i nakreślone z pietyzmem, jaki winien zadowolić wymagającego odbiorcę. To stara szkoła rysunku, mam wrażenie. Brak tu chodzenia na skróty, brak lekceważenia wagi dopracowanie tła, brak marginalizowania tego, co poza głównym elementem kadru się znajdzie. A to z jednej strony pokaz kunsztu, z drugiej zaś zwykły szacunek dla czytelnika.

„Arka” to przykład science fiction ze starej szkoły, gdzie liczy się opowieść o odkrywaniu obcych, tajemniczych światów, kontakty z nieznanymi rasami, często przewyższającymi nas inteligencją oraz przemierzanie bezmiernej pustki kosmosu z niezachwianą wiarą, że gdzieś tam musi być coś lepszego. I ta nadzieja jest siłą napędową zarówno bohaterów, jak i samego komiksu, który w gąszczu sekretów i zaskakujących komplikacji bezustannie wzbudza w nas właśnie to poczucie nadziei na szczęśliwe zakończenie i triumf ludzkości na krańcach Wszechświata. A czy będzie im to dane? Mam nadzieję, że za jakiś czas, w drugim tomie się o tym przekonamy.

Arka

Nasza ocena: - 75%

75%

Scenariusz: Romain Benassaya (na podst. własnej powieści) Rysunki: Joan Urgell. Tłumaczenie: Paweł Łapiński. Wydawnictwo Lost In Time 2023

User Rating: Be the first one !

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

Bajania – nie tylko koszmary [recenzja]

“Bajania” to album niespodzianka dla wielbicieli „Sandmana”, ale także dla fanów komiksowych “Baśni”. Za zbiór …

Leave a Reply