Gorący temat

Batman Knightfall, tom 2: Upadek Mrocznego Rycerza – Batman udręczony [recenzja]

W drugim tomie cyklu “Knightfall” wreszcie zobaczymy jedną z najbardziej wstrząsających scen z życia Mrocznego Rycerza. Słynny moment, w którym superbohater z Gotham został pokonany przez Bane’a.

Tę scenę, czyli moment złamania Batmana przez złoczyńcę – dosłownie i w przenośni – widzimy nie tylko wewnątrz komiksu, ale też na okładce drugiego tomu zbiorczego wydania “Batman Knightfall”. Aby doszło do tego przełomowego wydarzenia twórcy musieli najpierw napisać i narysować setki stron historii prowadzącej do tej pamiętnej konfrontacji. Jej lwią część poznaliśmy w pierwszym tomie cyklu, razem z różnymi, na pierwszy rzut oka pobocznymi wątkami, które jednak, nitka po nitce prowadziły do tego epokowego starcia. Tym właśnie różni się pierwszy tom “Knightfall” od drugiego. W jedynce ta droga była długa i bardzo kręta, natomiast w drugim tomie pierwsze zeszyty prostą drogą wiedą nas do owej kanonicznej sceny. I tak też można traktować “Upadek mrocznego rycerza”, jako historię podzieloną na dwie części: bezpośrednio przed i bezpośrednio po upadku.

Co zatem dzieje się przed? Jak dobrze pamiętamy z poprzedniego tomu, uciekinierzy z Azylu Arkham rozlali się po całym Gotham, co oznacza, że Batman będzie miał pełne ręce roboty. A że z Batmanem po całej historii z Venomem ostatnio nie jest dobrze, wiedzą  doskonale ci z bohaterów, którzy mają z nim styczność na co dzień. Natomiast Bane, choć nie zdaje sobie sprawy z  wielu aktualnych problemów superbohatera robi wszystko by go osłabić, zdezorientować i zmusić – na swoich prawach – do konfrontacji. W kilku zeszytach, w których Batman musi walczyć między innymi z Szalonym Kapelusznikiem, Strachem na Wróble czy Jokerem czujemy przede wszystkim jego postępującą udrękę i wyczerpanie – ani wcześniej ani później nie było to chyba aż tak dogłębne i dosadne, a czytelnikom nie pozostaje nic innego jak odliczać czas do konfrontacji z Bane’m. A czytając tę historię w komplecie, dużymi partiami, bardziej niż rodzaj podziwu dla Bane’a za ogranie Batmana rośnie w nas rodzaj sprzeciwu  dla jego oszukańczych praktyk – bo ta konfrontacja wcale nie jest jak równy z równym, tylko z bohaterem, który jest daleko od swej życiowej formy. Z drugiej strony dostajemy rodzaj poręczenia, że tylko w ten sposób Bane mógł pokonać Batmana, w innym wypadku mogłoby to wyglądać zupełnie inaczej.

Nawet będąc na skraju wycieńczenia Batman, krok po kroku jakoś radzi sobie z uciekinierami z Arkham. Te pierwsze historie, w których Bane jest gdzieś tam daleko w tle, w pewnym momencie zaczynają nużyć swoją powtarzalnością i nie ma co ukrywać, także stroną graficzną, nawet jeśli odpowiadają za nią takie graficzne tuzy, jak choćby sam Norm Breyfogle. Lata dziewięćdziesiąte w większej dawce po prostu potrafią zmęczyć, ale jak tylko historia wskakuje w nowy tryb – czyli już po upadku Mrocznego Rycerza, od razu czuć w niej dużo więcej twórczej świeżości, jakby i scenarzyści, i rysownicy wyszli z chwilowego letargu i wreszcie mogą pokazać pełnię możliwości.

Drugą część “Upadku mrocznego rycerza” po prostu lepiej się czyta. Cóż, pokiereszowany bohater i to w takim olbrzymim stopniu to zawsze paliwo napędowe dla fabuły, bo przecież im dłużej trwa ów stan, tym mocniej mu kibicujemy w powrocie do formy i wymierzeniu sprawiedliwości. Tym razem jednak nie jest to proste i to nie tylko ze względu na to, że Bruce Wayne ma złamany kręgosłup i porusza się na wózku. Twórcy bowiem zagęszczają atmosferę poprzez wyeksponowanie na pierwszym planie zastępcy Batmana, czyli Azraela paradującego w kostiumie Człowieka-Nietoperza. A znając jego metody i jego niepewny psychiczny stan możemy się spodziewać poważnych komplikacji i takie właśnie dostajemy. I co najważniejsze, w jakiś sposób godzimy się z myślą, że to nie Bruce Wayne stanie w kostiumie Batmana do  ponownej konfrontacji z Banem, tylko Jean-Paul Valley.

Lata temu, kiedy cykl “Knightfall” był wydawany regularnie, czytelnicy musieli przeżywać w tym samym stopniu i tortury i ekscytację. Tortury, bo ta historia przecież ciągnęła się i ciągnęła wystawiają cierpliwość na próbę, natomiast ekscytacje rodzić musiały nie tylko fabularne przewrotki, ale także sceny, których dotychczas nie było dane fanom zobaczyć – czyli Bruce Wayne na wózku inwalidzkim, czy Azrael w nowym, budzącym podświadomą grozę kostiumie Batmana. Ciekawe, ze głosem rozsądku stał się w tej historii nie tyle Alfred, co młody Tim Drake w roli Robina, coraz mocniej zaniepokojony rozwojem sytuacji i próbujący wcześniej przemówić do rozsądku Batmanowi, jak i potem Azraelowi. Jednak najważniejsza wydaje się ciągłość tej historii – w pewnym momencie wydaje nam się, że oglądamy bardzo długi serial, w tym przypadku niech będzie to drugi sezon, a po finale z niecierpliwością czekamy na kolejny. Teoretycznie i współczesne opowieści o Batmanie zachowują podobną ciągłość, ale dzieje się tam wiele, czasami zbyt wiele, że wydaje się niemożliwe, że jakikolwiek superbohater byłby w stanie unieść tę brzemię. Tutaj zaś dostajemy opowieść o tym, że brzemię było zbyt duże i musiało po prostu dojść do tytułowego upadku. A to, że Batman przecież będzie musiał się podniesc, to już tak naprawde może nie inna, tylko dalsza historia. 

Batman Knightfall. Upadek Mrocznego Rycerza, tom 2

Nasza ocena: - 80%

80%

Scenariusz: Chuck Dixon i inni. Rysunki: Graham Nolan i inni. Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz. Egmont 2022

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

RIP, tom 6. Eugene: Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy – siły zewnętrzne [recenzja]

Po dwóch i pół roku od wydania pierwszego tomu serii wreszcie dostajemy jej finał. Tytułową  …

Leave a Reply