Gorący temat

Zadzwoń do Saula, sezon 6, część druga – finał najlepszy z możliwych [recenzja]

Kiedyś musiał nadejść ten moment – po ponad siedmiu latach od emisji pierwszego odcinka, spin-off “Breaking Bad” dotarł do finału. A ci z widzów, którzy po “Zadzwoń do Saula” oczekiwali wybuchowej końcówki mogą być zaskoczeni autentycznie wzruszającym zakończeniem. Czyli tak, będą spoilery, bo inaczej się nie da.

W ostatnim odcinku znakomitego serialu twórcy zresztą nie raz zaskoczyli widzów, a jednym z tych nietypowych, ale jak najbardziej pozytywnych zaskoczeń jest z pewnością nawiązanie do klasycznej powieści science-fiction Herberta George’a Wellsa, “Wehikuł czasu”. Dzięki temu mogliśmy jeszcze raz zobaczyć Saula w interakcji z Mikiem, Walterem i przede wszystkim z Chuckiem. A wszystko za sprawą niewinnego, ale jakże istotnego w kontekście fabuły obu seriali pytania o to, co wymienieni bohaterowie zmieniliby w swoim życiu, gdyby mogli przenieść się wehikułem czasu do konkretnego momentu swojej przeszłości. Każda odpowiedź jest tu fascynująca, czasem oczywista, czasem nie, a prawdziwy popis aktorski daje Bryan Cranston przypominając fanom ścisły, metodyczny umysł Waltera White’a, który być może był jedną z przyczyn jego zguby.

Natomiast odpowiedzi tytułowego bohatera “Zadzwoń do Saula” są wyraźnie jednowymiarowe i trzeba czekać do wymiany zdań z Chuckiem, by uświadomić sobie, że jednak Jimmy McGill alias Saul Goodman miał skomplikowaną osobowość . W ostatnim odcinku nie zobaczymy też dokładnie momentu, w którym  bohater podejmuje najbardziej kluczową decyzję w swoim  życiu, ale mamy świadomośc, że musiał przeżyć rodzaj epifanii, która kazała mu zrozumieć, że mrzonki o wehikule czasu i naprawieniu przeszłości po prostu nie działają. Zmiany można dokonać tylko w teraźniejszości – tu i teraz. I właśnie w ten sposób, w obliczu przeprowadzonej na własne życzenie  zmiany i co najważniejsze przy jej pełnej akceptacji żegnamy tę fascynującą postać.

Zanim jednak dotrzemy do ostatniego epizodu, rozpoczynamy drugą część szóstego sezonu od ostatecznej konfrontacji Gusa Fringa z Lalo Salamancą. To właśnie Lalo spowodował, że drogi Kim i Saula się rozeszły i dlatego nie widzieliśmy najważniejszej kobiety w życiu bohatera w całym “Breaking Bad”. Fakt, że wątek Lalo kończy się już w pierwszym odcinku drugiej części sezonu na pewno zaskoczył część widzów, którzy zastanawiali się czy teraz już wkroczymy w czasowe rejony “Breaking Bad”. Po intensywnym od akcji “Wyceluj i strzel” dostajemy ciężki od skrywanych emocji epizod “Fun and Games”, który jest pożegnaniem Saula i Kim. Ta ostatnia nie jest w stanie dźwigać brzemienia odpowiedzialności za śmierć Howarda, rozstaje się z mężem i rezygnuje z kariery adwokackiej po czym, jak wiemy z kolejnych odcinków, stara się rozpocząć nowe życie w innej części USA. Natomiast Saul, w końcówce epizodu dokonuje pełnej transformacji w postać, którą znamy z “Breaking Bad” i w nowej miejscówce rozpoczyna na całego karierę śliskiego prawnika, Saula Goodmana. 

Dla części widzów był to odcinek, który idealnie kończył serial, nawet bez udziału zapowiadanych w dalszych odcinkach Waltera White’a i Jessego Pinkmana. Jednak oprócz Saula i Jimiego, został przecież w swym czarno-białym świecie Gene Takovic i to właśnie jego postaci jest poświęcona końcówka sezonu. Owszem, dostajemy w niej znaczące retrospekcje, w tym tę z Waltem i Jessem, którzy pokażą się razem,  a potem już indywidualnie w przedostatnim i ostatnim odcinku, ale to bardziej rodzaj prezentu dla fanów, którzy bardzo na obu bohaterów czekali. A fakt, że dwa seriale zostały spięte metaforyczną klamrą dopiero w scenie, w której zobaczyliśmy razem Kim i Jessego, czyli  dwie ofiary osób, z którymi ta dwójka związała swój los, świadczy o wyjątkowym twórczym instynkcie Vince’a Gilligana i spółki. 

Cztery ostatnie odcinki “Zadzwoń do Saula”, w tym jeden z nich zatytułowany “Breaking Bad” to swojego rodzaju coda dla całej historii wymyślonej w dwóch genialnych serialach. Gene, nowe wcielenie głównego bohatera po miesiącach monotonnej pracy zaczyna się nudzić i nie pozostaje mu nic innego, jak zaplanować nowy przekręt. Po dwóch odcinkach, w których pożegnaliśmy się z częścią bohaterów znanych z “Breaking Bad”, w tym z Gusem Fringiem w rewelacyjnej sekwencji z degustacją wina, w “Nippy” dostajemy chwilę oddechu i sporo humoru, kiedy Gene, wplątując w swój przekręt nieporadnego szantażystę sprawia, że przypominają się stare, dobre czasy z pierwszych sezonów “Zadzwoń do Saula”. Z tymi dobrymi czasami to oczywiście sarkazm, ale nie sposób się uśmiechnąć więcej niż raz obserwując do pewnego momentu koronkową realizację przekrętu w centrum handlowym, a potem nagłą improwizację, kiedy wydaje się, że plan Gene’a spalił na panewce..

Później jednak atmosfera robi się coraz bardziej ciężka, a główny bohater zaczyna balansować na krawędzi czynu, do którego nigdy nie był zdolny. Oglądanie Boba Odenkirka w scenach, w których jest o krok od użycia przemocy ma w sobie coś elektryzującego, co każe niemal wstrzymywać oddech. To jest coś, do czego nigdy się nie dopuścił i to jest bardzo znacząca cecha tej postaci. Ostatecznie Gene musi ratować się ucieczką, podczas której – znowu znacząca scena – wyląduje w śmietniku, a potem, już schwytany przez organy ścigania, wkrótce będzie miał możliwość, by ponownie wcielić się w Saula i dać występ w jego stylu.

Jednak to, co najważniejsze wydarzy się w międzyczasie i to nie przy udziale głównego bohatera, tylko Kim Walker. Dwoje dawnych kochanków będzie miało okazję porozmawiać po latach przez telefon i to obudzi w Kim uciszone, ale nie pogrzebane poczucie winy i zmusi do działania. Przyznanie się przez Kim do przestępstwa i opowiedzenie całej historii prowadzącej do śmierci Howarda jego żonie będzie miało w sobie oczyszczającą moc, nawet jeśli na jej historię nie ma już dowodów ani świadków. Aby móc zobaczyć Kim przeżywającą te wyznanie będziemy musieli poczekać do poruszającej sceny w autobusie, która powie nam wszystko o psychicznym stanie głównej bohaterki. To co zrobiła Kim będzie katalizatorem dla Saula, który nagle zmieni zasady gry, gdy dowie się o czynie Kim, a potem zobaczy ją na sali sądowej. Ponownie – nie zobaczymy jego reakcji na te wieści, ta przemiana dzieje się w duszy głównego bohatera i po najpierw po konfrontacji z wdową po Hanku Schraderze (poruszające cameo Betsy Brandt), a potem po sądowej rozprawie zaprowadzi go prosto do więzienia stanowego w rytm skandowanych przez współpasażerów więziennego transportu słów – Better Call Saul! Genialna scena. I jeszcze nie ostatnia taka w serialu.

Ostatnie sekwencje należą już do Jimmy’ego i Kim, którzy tak jak przed laty wypalą wspólnie papierosa, a potem pożegnają się gestami i spojrzeniami na więziennym dziedzińcu. To także sygnał dla widzów, że to nie był serial tylko i wyłącznie o Saulu, ale w takim samym stopniu o jego partnerce z równie skomplikowaną osobowością. W ich czarno-biały świat, w którym Jimmy może wreszcie dotknąć Kim wkrada się po chwili żarzący się żółto-pomarańczowym światłem punkcik papierosowego ognia i to w zasadzie wyjaśnia wszystko. Bo jednak nie wszystko zostało stracone, bo można się zmienić, bo to zakończenie najlepsze z możliwych. Jeszcze tylko markowane strzały, ostatnie spojrzenia, biała ściana i to by było na tyle. Dziękujemy. Będziemy tęsknić. 

Foto © AMC

Zadzwoń do Saula, sezon szósty, część druga

Nasza ocena: - 100%

100%

Twórcy: Vince Gilligan. Występują: Bob Odenkirk, Rhea Seehorn, Jonathan Banks i inni. AMC 2022

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

Infamia – romska etiuda o dorastaniu na pograniczu dwóch kultur [recenzja]

Bardzo kusi, by określić Netflixową „Infamię” romską wersją Szekspirowskiego „Romea i Julii”. Kusi, ale chyba …

Leave a Reply