Gorący temat

Beata i Eugeniusz Dębscy – Jak coś idzie dobrze, to człowiek chce docisnąć pedał gazu [wywiad]

Z Beatą i Eugeniuszem Dębskimi, autorami drugiej części przygód byłego policjanta, a obecnie prywatnego detektywa Tomasza Winkera „Zimny trop”, rozmawiamy między innymi o wyzwaniach przy tworzeniu kontynuacji, wiarygodności przedstawianych wątków i pokusie napisania czegoś spoza gatunku.

Po udanym wznowieniu „Dwudziestej trzeciej” po raz kolejny trafiamy w sam środek kryminalnej afery – tym razem mocno związanej z ciemną stroną interesów. Co zainspirowało was do stworzenia takiej intrygi?

Ciemne interesy właśnie. Przy aktualnym nasyceniu rynku literaturą kryminalną jeden trup to za mało. Musiałby to być trup Lady D. czy innej znaczącej osoby, prezydenta USA, Sekretarza ChPK? Właśnie – ciekawe, nie czytaliśmy żadnego chińskiego thrillera? Nie piszą, czy nie docierają? Ale wróćmy do naszych baranów – świat, wydaje się, jest opleciony bandami, gangami, mafiami, które ścigają się w wyścigu o lepsze notowania na przestępczej giełdzie. Autorzy muszą gonić za nimi, opisują wielomiliardowe afery, kradzieże całych kopalń diamentów, obrabianie całych społeczeństw. No to i my. Co prawda, nie widzimy potrzeby zagłębiania się w meandrach światowej przestępczości, ale Polacy nie gęsi język mają, pokazaliśmy i my, jak może wyglądać w Polsce interes na skalę, przynajmniej, milionową.

A z perspektywy autorów, jakie było wasze największe wyzwanie przy tworzeniu sequela?

Dla mnie – ograniczenie i pohamowanie się. Jak coś idzie dobrze, to człowiek, i autor też, chce docisnąć pedał gazu, dołożyć pędu, ale założenie było inne. Trzymamy się tego, co dobre, bo lepsze, jak wiadomo, jest wrogiem dobrego. Czyli – jest Tomasz, jest Roma, to szkielet, dokładamy inne postacie. Rozwijamy aferę, jest zimny trop i zimny trup. No to: proszę wsiadać, drzwi zamykać! Dla mnie – uniknięcie powtórzenia schematu z pierwszego tomu. Zatem, coś należało z tymi bohaterami zrobić, żeby nie znudzić czytelnika podobną fabułą, szczególnie że premiera pierwszego tomu była w maju, a część druga ukazuje się pierwszego września. To tylko trzy miesiące przerwy.

Wydaje mi się, że „Zimny trop” bodaj jeszcze bardziej niż pierwsza odsłona łączy kryminał z obyczajem – czy pisząc książkę zastanawiacie się nad proporcjami w jakich wykorzystać poszczególne gatunki, czy raczej jest to po prostu naturalny efekt pracy nad fabułą?

Piszemy, generalnie, jak czytamy. Czyli pod siebie, ale nie ważymy czego ile odmierzyć, dodać-ująć. Wiadomo, musi być emocja, napięcie, trochę humoru, ulga i – łup! Pointa. Pilnujemy siebie wzajemnie, żeby nie były proporcje zachwiane, bo ja bym chętnie dał Tomaszowi wolną rękę i poprowadził do kilku bójek, ale nie. Jest współautor, moderuje nas!

Idąc dalej w tym kierunku, w „Zimnym tropie” znacznie bardziej zaglądamy w życie uczuciowe Winklera – czy taki był wasz cel? Przybliżyć nam głównego bohatera od strony personalnej?

Jeśli postać, główna, w końcu, występuje po raz drugi, a wiemy, że i trzeci, nie może być ciągle osłonięta ortalionowym płaszczem. Żeby polubić Tomasza musimy go lepiej poznać, to samo dotyczy Romy, a nawet niemal niewidocznych w pierwszym tomie rodziców Tomasza. To prosta życiowa droga, im dłużej kogoś znamy, tym więcej o sobie wiemy. Uważajcie więc, czytelnicy, bo Tomek też was poznaje!

Zarówno „Dwudziesta trzecia”, jak „Zimny trop” to również książki które w dużym stopniu zahaczają o środowisko policyjne. Jak radzicie sobie z oddaniem jego wiarygodności? To wasz własny research, czy może konsultacje z kimś „z wewnątrz”?

Etatowych podpowiadaczy nie mamy, to są raczej obserwacje własne, literatura i film, opowieści znajomych i nieznajomych. Jednak, kiedy czujemy, że nie można zaufać „guglowi” , sięgamy do starych znajomości, na komendzie na przykład, albo w prokuraturze. Uważamy, że przesadna dbałość o detale może spowodować, że samo środowisko detektywów uzna nas za ignorantów. „W naszej sekcji nigdy nie mogłoby dojść do takiej sytuacji!”. Nie dążymy do prowadzenia dzienników pewnego prawdziwego detektywa, od tego są inni, jest ich legion, dobrze się znają na swojej robocie, opisują i gangsterów i ścigających ich policjantów. A my wymyślamy jednych i drugich, to są nasi ludzie, my ich znamy najlepiej i opisujemy ich tak, jak chcemy i jak na to zasługują!

Po raz kolejny okrasą całej fabuły jest pełna sardonicznego poczucia humoru relacja miłośniczki sudoku i dobrych trunków Romy z jej wnukiem. Pozwalacie swoim bohaterom pod tym względem na odrobinę wolności, czy jesteście zwolennikami realizowania z góry ustalonego planu, tak by osiągnąć zamierzony efekt?

Plan jest taki: Roma jest odgromnikiem, koi nerwy wnuka, podsuwa ruchy, pozornie z boku obserwując rozgrywane partie szachów, jest też jego bezpiecznikiem – przypominam, że gdy Tomasz „wychodzi na akcję” to babcia czuwa i w odpowiednim umówionym przedziale czasowym uruchamia alarm, o ile – odpukać! – zajdzie taka potrzeba. Oczywiście oboje, już jakby ulepieni, zyskują pewną wolność, pewne ruchy wynikają z ich charakterów, pasji, mentalu. Trochę – jak dziecko, które stawia pierwsze kroki – odsuwają nasze opiekuńcze dłonie: „Ja siam!”.

A czy planujecie by Roma w kolejnych powieściach odgrywała jeszcze większą rolę w fabule?

Nic nam o tym nie wiadomo, ale strzał jest dość celny. Uznaliśmy wspólnie i jednogłośnie, że w „Zimnym tropie” Roma miała inną rolę, jej sytuacja była dość nietypowa i bolesna, dlatego trochę mniej mamy Romy w romanie, i dobrze. Czytelnik musi być trochę zaskakiwany, nie wolno dawać mu za dużo czasu na kimanie!

Zdaję sobie sprawę, że gatunkowo to zupełnie inne rejony, choć biorąc pod uwagę doświadczenie Eugeniusza w literaturze science fiction… nie ciągnie was czasem, by wpleść w losy Winklera jakieś elementy fantastyki naukowej?

Absolutnie nie! Wręcz przeciwnie! Kryminały z Winklerem to właśnie odskok od fantastyki, trochę wymuszony przez żonę, która jakby nie wierzyła, że mogę napisać coś innego niż duperele z zielnymi guimonami. Dlatego postanowiłem udowodnić, że umiem, a dla wzmożenia efektu zaprosiłem Beatę do współpracy. Nieświadoma ogromu cierpień dała się namówić. I teraz w duecie bawimy się i smucimy, i przeżywamy.

Wiemy, że chcecie stworzyć całe uniwersum Winklera, a trzeci i czwarty tom jego perypetii zbliżają się do nas coraz większymi krokami. Co tym razem stanie na przeszkodzie byłego policjanta?

Trzeci tom ma być najbardziej mrocznym i przejmującym. Nie dlatego, że Winklera zamkną w lochu, ale zetknie się on ze środowiskiem dość dobrze nam znanym ze szwedzkich kryminałów. Bo dość dziwne wydało nam się, że ta czysta, schludna, elegancka, nowoczesna Skandynawia, celuje w ukazywaniu najmroczniejszych w Europie mordów, zdrad, tortur i innych niegodziwości. Stąd tytuł „Szwedzki kryminał”. Poza tym, że tytuł dość dobrze zapowiada mrok, łzy i krew, to jest łatwy do zapamiętania. I zawsze można zapytać w księgarnie: „Przepraszam, czy jest „Szwedzki kryminał””? Na co księgarz odpowie z lekką kpiną: „Oczywiście, cała półka, o tam!”.

Maciej Bachorski

Pasjonat staroszkolnych horrorów science fiction w stylu "Obcego", "Cosia" czy "Ukrytego Wymiaru", rockowej/metalowej muzyki i przyzwoitej (znaczy, nie tylko single malt) whisky. Pisywał dla "Playboya", "PIXELA", czy "Wiedzy i Życia", a obecnie współpracuje z "Nową Fantastyką", "CD-Action" i "Netfilmem".

Zobacz także

Maria Deskur – czytanie, wbrew pozorom, jest czynnością społeczną [wywiad]

  Z Marią Deskur, prezeską i współzałożycielka Fundacji Powszechnego Czytania rozmawiamy o ich najnowszej akcji …

Leave a Reply