Szczepan Twardoch zaliczył już kilka teatralnych romansów, jednak najnowszy „Byk” to jego pierwszy utwór, który powstał z myślą o scenie. Wydawnictwo Literackie uzupełniło scenariusz o ilustracje Bartka Arobala Kociemby (zupełnie nie moja estetyka) i wydało w formie zgrabnego tomiku. Wystarczy chwila, żeby zapoznać się z treścią, ale gwarantuję, ta krótka jednoaktówka nikogo nie pozostawi obojętnym.
Robertowi Mamokowi sypie się życie. Jakiekolwiek relacje to od dawna ułuda. Miłość? Ledwie substytut w postaci dwa razy młodszej kochanki. Nawet zawodowy sukces wisi na włosku, bo pięćdziesięciolatek uwikłał się w wizerunkowy skandal, z którego trudno będzie się wyłgać. Może jak dobrze posmaruje komuś w łapę i ruszy znajomości, to uda się załagodzić sprawę. Ale póki co mężczyzna chowa się przed dziennikarzami w domu dziadka. Bezpieczne schronienie? Niekoniecznie, bo dom, który Robert zna aż za dobrze, a w zasadzie jeden pokój, w którym rozgrywa się ta sztuka, wywołuje wspomnienia, które wcale nie pachną sielskim dzieciństwem. Odurzony adrenaliną, alkoholem i narkotykami, Robert rozpoczyna swój monolog, będący intensywnym krzykiem rozpaczy, rykiem zranionego zwierzęcia, chwilą słabości, na którą Mamok pozwala sobie prawdopodobnie pierwszy raz w życiu.
„Ja mogę gadać, kawały mogę opowiadać, mogę dyskutować, kłócić się, ale jakie, kurwa, rozmawiać? Jak ja mam rozmawiać, jak wychowałem się w ciemności i ciszy?
O tym, co ważne, się milczy, tak mnie nauczono, takim mnie stworzono. Że coś jest ważne, poznaje się po tym, że się o tym milczy. Gada się o głupotach. Nic dobrego jeszcze z gadania, z tych waszych, kurwa, rozmów nie wyniknęło”.
„Jestem nie do zajebania” powtarza bohater Twardocha, choć zdaje się, że sam nie wierzy w te słowa. Jego wściekła rozpacz ubrana w słowa wyrywa się prosto z trzewi, a odurzony mężczyzna, mieszając polski ze śląskim, wylewa z siebie całą tłumioną gorycz. Dostaje się każdemu – warszawce, szlachcie, a także Ślązakom za ich surowe wychowanie i ciszę, która rozbrzmiewała w niejednym domu. Mamok odsłania przed odbiorcami swoje wnętrze, ujawnia dziecięce traumy, strach przed surowym dziadkiem trzymającym całą rodzinę żelazną ręką, rodzinne sekrety, które zaważyły na dalszym życiu i tożsamości Roberta. Mężczyzna próbuje się usprawiedliwiać, szuka winy we wszystkich dookoła, a może po raz pierwszy zastanawia się nad sobą, nad tym cielakiem, którego zarżnął, żeby stać się bykiem. Ciężar tej metafory szalenie mi się podoba i po raz kolejny udowadnia jak genialnym pisarzem jest Twardoch i z jaką precyzją panuje nad swoim tekstem.
W „Byku” odbija się echo „Dracha”, słów Twardocha z rożnych wywiadów czy ściany na fejsie. Mocna, zatrważająca rzecz. Brawurowo napisana, okrutna, bolesna, wulgarna proza, która hipnotyzuje, obrzydza, ale też boli pierwotnym bólem mężczyzny, który bezwstydnie obnaża swoje wnętrza. Przeczytałam na bezdechu i szczerze zazdroszczę każdemu, kto będzie miał okazję zobaczyć „Byka” na deskach teatru.
Byk
Nasza ocena: - 80%
80%
Szczepan Twardoch. Wydawnictwo Literackie 2022