Gorący temat

Cywilizacje – kronika innego świata [recenzja]

Nam, którzy przyglądamy się wróżbom długo po tym, jak historia świata wydała już wyrok, wydają się one bezlitośnie jasne. Ale prawda teraźniejszości, choć bardziej paląca, głośniejsza i mówiąc wprost – żywsza, pojawia się często w postaci bardziej mglistej od prawdy przeszłości, a czasem nawet przyszłości. Te słowa przeczytamy w nowej powieści Laurenta Bineta, która wznosi się ponad gorączkę teraźniejszości i pomaga spojrzeć na dzieje jako proces, zależny o wyborów jednostek dysponujących władzą i patrzących dalej niż sięga ich jednostkowe życie. To przywódcy i królowie, którzy wykonali kilka kroków odmiennych od tych, jakie znamy z podręczników historii.

Czytając „Cywilizacje” nie skupiamy się wyłącznie na losach pojedynczych bohaterów, a obserwujemy całe społeczności. To duża zmiana w opowiadaniu alternatywnych historii, bo w większości powieści należących do tego gatunku – jak choćby w „Fatherlandzie” Roberta Harrisa, „Człowieku z wysokiego zamku” Philipa K. Dicka czy „Mirażu” Matta Ruffa – śledziliśmy indywidualnych bohaterów i z ich punktu widzenia obserwowaliśmy losy ludzkich zbiorowości. Binet zrezygnował z głębi psychologicznej postaci decydując się na gawędę o losach całych narodów. Mamy tu do czynienia z kroniką, opisem kluczowych momentów w dziejach cywilizacji. Nie całą historią powszechną, a jedynie tymi jej elementami, które wpłynęły na wielkie zmiany. U Bineta wystarczyły trzy momenty, w których czas popłynął odrobinę inaczej, żeby diametralnie odmieniły się losy całych kontynentów. Na początku „Cywilizacji” śledzimy losy potomków wikingów w Ameryce Środkowej, osiedlając się za oceanem oddziałują oni na jej mieszkańców głównie kulturowo. Przywożą im też konie, kilkaset lat wcześniej niż w znanej nam historii. Druga zmiana to wyprawa Kolumba, która kończy się zupełnie inaczej niż w naszej ścieżce dziejów. Trzecia, to już historia postaci kluczowej dla fabuły „Cywilizacji” – Atahualpy. Inkaski władca w tej wersji historii nie wpada w ręce Francisco Pizarra, a korzystając z okrętów pozostawionych przez Kolumba pokonuje ocean i odkrywa Nowy Świat. Dzięki serii niezwykłych zbiegów okoliczności, umiejętnym zabiegom dyplomatycznym i ciekawości odkrywanej kultury, zdobywa coraz większą władzę w Europie. Kontynent stopniowo zmienia się w Piątą Połać imperium Inków. Ostatnia część powieści– opisująca już wynik powyższych zmian – to losy pechowego wojaka, który więcej czasu niż na polu walki spędza w niewoli – Miguela de Cervantesa. O dziwo losy przyszłego pisarza są u Bineta bardzo zbliżone do jego rzeczywistych przeżyć. Dzięki śledzeniu przygód szeregowego świadka historii poznajemy życie zwykłych ludzi w czasach inkaskiego renesansu i z niższego szczebla drabiny społecznej obserwujemy dalszy rozwój dziejowych wypadków.

Pisanie „Cywilizacji” musiało być przyjemnością, autorską zabawą, w której znane elementy naszej historii i kultury, ukazane w świetle odmiennych wydarzeń, nabierały całkiem innych znaczeń. Razem z przestawieniem cegiełek dziejowej budowli zmieniały się losy jednostek. El Greco prowadzi w powieści awanturniczy żywot chrześcijańskiego żołdaka i tworzy jedynie w wolnych chwilach, Tycjan zamiast Karola V z psem maluje Atahualpę z pumą na smyczy, a Tomasza Morusa dręczą odrobinę inne dylematy. To jedynie początek z długiej listy historycznych postaci, które muszą zareagować na pojawienie się w Europie inkaskiej dynastii.

We wspomnianym „Mirażu” Matta Ruffa odwrócone zostały kulturalno-historyczne znaczenia Zachodu i Bliskiego Wschodu. Do ataków z 11 września 2001 roku nie doszło w Stanach Zjednoczonych, a w nowoczesnym i rozwiniętym związku państw arabskich. Do podobnego odwrócenia dochodzi w „Cywilizacjach”, z tym, że jest ono opisane z większą dbałością o szczegóły i Binet miejscami zamienia Nowy Świat ze Starym. Konkwistadorami są u niego inkascy i meksykańscy najeźdźcy. W obu powieściowych przypadkach zabieg odwrócenia pozwala czytelnikowi ujrzeć jak niewiele trzeba było, aby nie powstał(znany nam dziś) pozornie niezniszczalny układ sił.

Powieść Bineta czyta się jak doskonale opowiedzianą historię Europy – z małym wypadem za ocean – w której dzieje kontynentu ukazane są poprzez wybory wpływających na nie jednostek. Oprócz „alternatywnego dziejopisarstwa”, mamy tu strzępy historycznej korespondencji i wypisy z najważniejszych aktów prawnych epoki syna Słońca. Te elementy uwiarygodniają fikcyjną przecież opowieść. Czytelnik przywiązany do gatunkowych podziałów i księgarz, rozważający gdzie ustawić „Cywilizacje”, będą mieli kłopot. Alternatywna historia to oczywista fantastyka, ale już pobrzmiewająca w tle refleksja nad procesami historycznymi i przedstawienie postaci w sposób typowy dla opisu dziejów, a nie rasowej beletrystyki, wprowadzają niezły zamęt. Idąc śladem literackich nagród, które zebrał Laurent Binet – powieścią „HHhH” wywalczył sobie Nagrodę Goncourtów, a „Siódma funkcja języka” przyniosła mu prestiżowe Prix Interallié oraz Prix du Roman Fnac – jego nowa powieść zostanie zapewne zaliczona do prozy głównego nurtu i wyląduje na półce z literaturą piękną. Może i słusznie, bo tak naprawdę mamy do czynienia z przyjemnym eksperymentem literackim, niewinnym flirtem z historią, który prowokuje porównywanie rzeczywistych losów postaci historycznych, do tych przerysowanych przez autora. Choć w renesansowej Europie mało wiarygodna wydać się może dominacja kultu Słońca nad chrześcijaństwem – oraz kilka innych historycznych zakrętów – to warto pamiętać, że „Cywilizacje” są jedynie literacką zabawą i niespełnioną wróżbą. To zamglona prawda o przeszłości, bo choć opowieść jest tu fikcyjna, ludzkie wybory i mechanizmy działania jak najbardziej realne.

Cywilizacje

Nasza ocena: - 90%

90%

Laurent Binet. Wydawnictwo Literackie, 2020

User Rating: Be the first one !

Piotr Jezierski

Urodzony na warszawskiej Woli. Wychowanek osiedlowej wypożyczalni filmów wideo, prymus klasy z rozszerzonym VHS. Od najmłodszych lat chory na fantastykę, w międzyczasie złapał bakcyla kryminału. Przyjmowanie coraz większych dawek popkultury poskutkowało aktywnością twórczą, której objawy to zbiory esejów „Siła strachu” i „Wektory wyobraźni” oraz powieść kryminalna „Kochankowie brzydszej córki”. Podczas jednej z prób samoleczenia zrobił doktorat z kulturoznawstwa. W chwilach wolnych od pochłaniania książek, filmów i seriali dziennikarz oraz realizator telewizyjny. Zawsze wierny Cronenbergowi, Motörhead i kapitanowi Zissou.

Zobacz także

Serce pustyni – awanturniczo – przygodowa seria, jakiej nam brakowało [recenzja]

Robert Karcz powraca. A ja, jeśli przy pierwszej części – „Honor złodzieja” – jeszcze wahałem …

Leave a Reply