Japończycy, choć z reguły nieśmiali i zamknięci w sobie, mogą poszczycić się bardzo bujną wyobraźnią, która często chadza ścieżkami niedostępnymi dla twórców z Zachodu. Ich popkultura wygenerowała ogrom nieszablonowych, oryginalnych i odważnych dzieł, które podbijają świat i ustanawiają nowe kanony. W ten trend doskonale wpisuje się “Chainsaw Man” – weirdowy dreszczowiec Tatsukiego Fujimoto.
Młody Denji jest sierotą, który musi odpracować długi swojego ojca zaciągnięte u yakuzy. Żyje w fatalnych warunkach na skraju lasu, jest niedożywiony i wyczerpany nieustającą pracą, polegającą na zabijaniu demonów. Ma proste cele i marzenia: zjeść do syta, wyspać się i poczuć bliskość płci przeciwnej. W tej syzyfowej pracy, z której cały zarobek oddaje swemu, można powiedzieć, właścicielowi, wspomaga go mały sympatyczny Pochita – demon z mocami piły mechanicznej, któremu uratował niegdyś życie. Los tego niecodziennego duetu zostaje brutalnie przerwany przez niespodziewaną zdradę, w efekcie której narodzi się zupełnie nowa istota – pół człowiek, pół demon.
Fabuła pierwszego tomu “Chainsaw Mana” przywodzi na myśl inny akcyjniak – “Człowieka psa” w reżyserii Louisa Letteriera i z Jetem Li w roli głównej. Jest tu kilka wspólnych punktów i motywów, które sprawiają, że oba dzieła można do siebie przyrównać (m.in. podobne losy głównego bohatera, dynamiczna akcja), ale im dalej w las, tym bardziej manga osuwa się w rejony fantastycznego, nieskrępowanego szaleństwa. Denji to bohater, któremu się współczuje i kibicuje na drodze do zmiany własnego położenia. Ale kilka cech charakteru, które należy złożyć na karb młodego wieku, sprawiają że nie jest to postać, z którą można się do końca utożsamić. Niemniej jego losy śledzi się z niemałą satysfakcją, zwłaszcza gdy trzeba zmierzyć się z nadnaturalnym zagrożeniem. Fujimoto wymyśla mnóstwo interesujących, odpychających potworów i sposobów na ich unicestwienie, wprowadza nowe postacie, pomału buduje też zręby filozofii i zasad świata przedstawionego. Najciekawiej wypada jednak główny bohater po przemianie w maszynkę do mielenia demonów, który z powodzeniem mógłby zasilić szeregi Cenobitów z “Hellraisera” lub być antagonistą w jakimś innym horrorze gore. Choć jego wygląd może powodować ciarki, to zachowanie godne jest superbohatera, który broni słabszych i walczy ze złem w każdej postaci.
Pod względem grafiki nie ma szału. Fujimoto rysuje prosto i skromnie, ale gdy przychodzi do przedstawienia scen grozy lub akcji, wtedy kreska autora wchodzi na wyższy poziom i zahacza wręcz o epicki rozmach, w którym dominuje mroczna atmosfera i ogromna ilość szczegółów. Szkoda zatem, że tych scen w pierwszym tomie nie ma zbyt wiele. Niemniej “Chainsaw Man” jako seria zapowiada się na intrygujący i oryginalny koncepcyjnie dreszczowiec, który warto śledzić.
Chainsaw Man, tom 1
Nasza ocena: - 70%
70%
Scenariusz i rysunki: Tatsuki Fujimoto. Waneko 2020