Gorący temat

Chapelwaite – udana adaptacja opowiadania Stephena Kinga [recenzja]

Z próbami przeniesienia prozy mistrza horroru na taśmę filmową przez lata bywało różnie, choć od momentu w którym premierę miało „To” Andy’ego Muschiettiego, wyraźnie da się zauważyć tendencję zwyżkową. Serial platformy Epix kontynuuje ten trend.

Jako słowo się rzekło, „Chapelwaite” za podstawę fabularną bierze sobie opowiadanie pisarza z Maine – a konkretnie mowa tu „Doli Jeruzalem” z 1978 roku, która stanowi prequel do jednej z najsłynniejszych powieści Amerykanina, „Miasteczka Salem”. Choć kilka wątków ulega tu zmianie, całość nadal na pierwszym planie stawia powracającego do rodzinnego miasteczka Preacher’s Corners wraz z rodziną kapitana Charlesa Boone’a, który dziedziczy posiadłość zwaną Chapelwaite. Jak się wkrótce przekona, bynajmniej nie znaczy to, że jest się z czego cieszyć: w miasteczku panuje tajemnicza epidemia za którą miejscowi obwiniają jego rodzinę, co tylko potęguje ostracyzm jaki z powodu koloru skóry doświadczają jego dzieci, a domostwo ewidentnie kryje sobie mroczny sekret. Tajemnicze wypadki wydają się mnożyć, odpowiedzi nijak nie widać – a jakby tego było mało, wkrótce przypomina o sobie również własna, mroczna przeszłość Charlesa Boone’a związana z tym miejscem.

„Chapelwaite” to jak się może początkowo zdawać, pod względem gatunkowym gotyk pełną gębą. Już sam XIX wiek w jakim osadzona jest jego akcja niejako predestynuje serial Jasona i Petera Filardich do podążania określoną ścieżką, a dodatkowo mamy tu co najmniej kilka charakterystycznych dlań schematów. Rodzinna klątwa, tonąca w mroku posiadłość, iluzoryczna granica między poczytalnością a szaleństwem i spowijające wszystko wokół niczym całun paranormalne zagrożenie razem determinują z czym mamy do czynienia – choć warto zauważyć, że mniej więcej w połowie dziesięcioodcinkowego sezonu, nastrój dość wyraźnie się zmienia. Niekoniecznie jednak na gorsze.  Trudno powiedzieć co prawda, żeby „Chapelwaite” był pozszywany z niewiadomo jak odkrywczych elementów, ale jako całość jest sprawia wrażenie opowieści wystarczająco spójnej w  ramach świata przedstawionego by nie zakłócać wypracowanej w pocie czoła immersji.

A w tę niewątpliwie włożono sporo wysiłku, bo pod kątem realizacji serial Epixa prezentuje się nadzwyczajnie dobrze. Znakomite wrażenie robi doinwestowana scenografia z samym domostwem i skąpanym w brudzie i błocie miasteczkiem na czele, na czele, zaraz za nią kroczy umiejętnie prześlizgująca się po mrocznych zakamarkach kamera, oszczędne ale dopracowane efekty specjalne i wreszcie przemyślany casting. Obsadzenie Adriena Brody’ego w głównej roli to bowiem ewidentnie strzał w dziesiątkę, a aktor doskonale oddaje wewnętrzną walkę swojego bohatera i powolne osuwanie się w odmęty szaleństwa. Słowem, trudno znaleźć tu fałszywą nutę, a wszystko to składa się nie tylko na duszną atmosferę, ale też wrażenie obcowania z czymś mającym ambicje wybijać się poza gatunkowy standard. „Chapelwaite” można też chwalić za sam sposób straszenia, który nie polega jedynie na armii jumpscare’ów. Te i owszem, w pewnych momentach się zdarzają, ale w przeważającej większości scenariusz potrafi dobrze na nie zapracować, najpierw budując nastrój niepewności i zaszczucia.

Choć ciężko stwierdzić zatem, by produkcja Jasona i Petera Filardich mogła wstrząsnąć co bardziej doświadczonymi fanami telewizyjnej czy kinowej grozy, ostatecznie i tak mamy do czynienia z serialem ze wszech miar udanym. „Chapelwaite” nie tylko wygląda i brzmi dobrze, ale ma też porządnie napisaną historię z bohaterami których można polubić na tyle, by przejąć się ich losem. A przy okazji, nieco podwyższyć sobie poziom adrenaliny we krwi. Innymi słowy, rozrywka w sam raz na nadchodzące Halloween.

Foto © Canal+ Polska

Chapelwaite

Nasza ocena: - 75%

75%

Twórcy: Jason Filardi, Peter Filardi. Obsada: Adrien Brody, Emily Hampshire, Jennifer Ens i inni. USA, 2021.

User Rating: Be the first one !

Maciej Bachorski

Pasjonat staroszkolnych horrorów science fiction w stylu "Obcego", "Cosia" czy "Ukrytego Wymiaru", rockowej/metalowej muzyki i przyzwoitej (znaczy, nie tylko single malt) whisky. Pisywał dla "Playboya", "PIXELA", czy "Wiedzy i Życia", a obecnie współpracuje z "Nową Fantastyką", "CD-Action" i "Netfilmem".

Zobacz także

Infamia – romska etiuda o dorastaniu na pograniczu dwóch kultur [recenzja]

Bardzo kusi, by określić Netflixową „Infamię” romską wersją Szekspirowskiego „Romea i Julii”. Kusi, ale chyba …

Leave a Reply