Gorący temat

Conan, tom 6: Pieśń o Belit – miłość do zatracenia [recenzja]

Szósty tom “Conana” w całości poświęcony jest postaci Belit. Dla czytelnika jest to o tyle istotne, że przygody Cymeryjczyka będą miały inny charakter niż miało to miejsce dotychczas.

Już w poprzednim tomie, w “Grozie w podziemiach” dało się zauważyć jak potężny wpływ nie tylko na samego bohatera, ale też na prowadzenie fabuły i sposób narracji miało pojawienie się Belit. Nagle wątek miłosny stal się ważniejszy od krwawych przygód Conana, a on sam zachowywał się niczym zaczarowany, przez co  same wydarzenia zaczynają mieć w sobie dużo z sennego marzenia, które i tak finalnie zmienia się w koszmar. Jednak wielbiciele Cymeryjczyka i tak nie są chyba przygotowani na to, co dla zakochanej pary przygotował w szóstym tomie serii Brian Wood. Scenarzysta podjął bowiem kontrowersyjną decyzję, że im mniej w fabule heroic fantasy, tym lepiej dla opisania kolejnych perypetii Conana i Belit. 

Zaczynamy tę opowieść niespodziewanie, bo od wizyty dwojga zakochanych w Cymerii. Tak, Conan w „Granicy gniewu” po raz kolejny wrócił do domu, ale to właśnie dzięki Belit doświadczamy nieprzyjaznej, mroźnej aury tej krainy. A sam fakt, że piracka królowa jest traktowana przez tubylców niczym nadwrażliwa panienka jest nieoczekiwanym dodatkiem w tej historii. Zmagania bohaterki z Cymerią w pewnym momencie schodzą na drugi plan, ponieważ Conan musi zająć się tajemniczym osobnikiem, który podając się za naszego bohatera urządził po okolicznych wioskach krwawy rajd. Finał tej opowieści, po pierwszym zeszycie z planszami Becky Cloonan rysowanej w dość nietypowej manierze przez Vasilisa Lolosa j est dość zaskakujący, bo wnika w odległą przeszłość Conana, a rezultat konfrontacji bohatera z przeciwnikiem przynosi złe wspomnienia i poczucie winy. 

I właśnie tego rodzaju psychologizowanie staje się – nie ma co ukrywać – główną areną przygód zakochanej pary. Brian Wood dotyka nie tyle przemilczanych, co wcześniej niewykorzystywanych wątków w heroic fantasy i dalej idzie już grubo – w ponurej opowieści „Śmierć” o dotykającej załogę Tygrysicy zarazie wszystko jest podporządkowane finałowej rewelacji, która wystawia związek Conana i Belit na wyjątkową próbę. I aby ją przejść, bohaterka porzuca ukochanego i swoją załogę, w wyniku czego zrozpaczony Conan w „Kobiecie na murze” znajdzie się w Shem, kraju pochodzenia Belit, wplątując się w oblężenie fortecy Ramah En Ram. Teoretycznie wracamy w ten sposób na znane, gatunkowe tereny, ale to tylko pozory, bo „Kobieta na murze” jest bardziej opowieścią o porzuconym kochanku miotanym przez los, niż o pewnym siebie i swojego miecza barbarzyńcy.

„Kobieta na murze” to ważny sprawdzian dla trwałości uczucia Conana i Belit, ale Brian Wood jest do tego stopnia nieubłagany, że szykuje im kolejny. W trzyzeszytowym „Koszmarze na mieliźnie” kochankowie wspólnie zażywajanarkotyk żółty lotos i udają się w halucynogenną podróż, w której przeżywają swoją hipotetyczną przyszłość. Tego chyba jeszcze w “Conanie” nie było, ale Wood traktuje ten fragment opowieści z całą powagą, próbując wpisać obie postacie w przyszłość, która raczej nie jest im pisana, ale ma w sobie -z arówno dla bohaterów i czytelników – coś pociągającego, coś innego niż zazwyczaj. Już w “Życiu i śmierci Conana” Jason Aaron próbował na swoich warunach zreinterpretować postać Cymeryjczyka, ale jak widać na przykładzie historii Briana Wooda takie próby były wcześniej udziałem innych twórców.

Trochę więcej przygody spod znaku heroic fantasy i wreszcie z udziałem magi mamy w udanych “Czarnych kamieniach”, w których Belit i Conan z cennym artefaktem ruszają śladem tajemniczego kultu i jest to opowieść chyba najbliższa dotychczasowym przygodom Conana w tym cyklu. Natomiast w finale albumu nadchodzi czas na jego tytułową opowieść, czyli “Pieśń o Belit”.  I nie ma co ukrywać – jej lektura robi na czytelniku duże wrażenie. Nieprzyjazna kraina, w której ląduje cała załoga “Tygrysicy” ma w sobie coś lovecraftowskiego, a to co się dzieje potem to już koszmar naprawdę dużej próby. Finału możemy się domyślać, ale niedopowiedzenia które mu towarzyszą naznaczają Conana na zawsze i również nie pozostawiają obojętnym czytelnika. W szóstym tomie “Conana”, także dzięki różnorodnym stylistycznie rysunkom udało się połączyć tradycyjne aspekty opowieści tworzonych niegdyś przez Roberta E. Howarda z nietypową jak na ten typ literatury wizją scenarzysty. Nie w każdym przypadku to psychologizowanie połączone z heroic fantasy zdawało egzamin, ale trzeba docenić starania Briana Wooda i zespołu grafików pragnących wyniesc opowiesc o Conanie na inny, chciałoby się powiedzieć wyższy poziom. Czy to się udało? Czytelnicy z pewnością będą co do tej kwestii podzieleni.

Conan, tom 6: Pieśń o Belit

Nasza ocena: - 70%

70%

Scenariusz: Brian Wood. Rysunki: Declan Shalvey i inni. Tłumaczenie: Dariusz Stańczyk. Egmont 2022

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

8 miliardów dżinów – z wielką mocą równa się (zbyt) wielka odpowiedzialność [recenzja przedpremierowa]

Każdy miłośnik komiksowego medium wie, że z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność. Ale co …

Leave a Reply