Stworzenie postaci z którymi czytelnik może się identyfikować, to wbrew pozorom nielicha zagwozdka każdego pisarza. No chyba, że autorką jest ktoś taki jak Sylwia Chutnik – bo jej niedawno wznowiona powieść dobitnie pokazuje, że przychodzi jej to z niezwykłą lekkością.
O niewątpliwym talencie urodzonej w 1979 roku pisarki moglibyśmy pisać tu godzinami – dość wymienić jednak zarówno zdobycie Paszportu „Polityki” i trzykrotną nominację do Nagrody Literackiej Nike, by uświadomić sobie, że mamy do czynienia z jedną z najważniejszych współczesnych postaci n pisarskiej scenie. Sylwia Chutnik ma tę niewątpliwą zdolność przelewania myśli na papier w sposób tyleż wywołujący uśmiech na twarzy odbiorcy, co w brutalny sposób puentujący otaczającą nas rzeczywistość. I dokładnie tak prezentują się jej „Cwaniary”.
Już niezwykle efektowna, stylizowana na „Kill Billa” okładka może w tym wypadku wiele wyjaśniać, ale przypominające niezapomnianą Beatrix sylwetka nijak ma się do diabelnie dobrze skonstruowanych bohaterek powieści. A te są cztery, każda zmagająca się z własnymi problemami. I tak Halina opłakując śmierć mężczyzny jej życia oczekuje narodzin potomka, Celina zmaga się z całym garniturem nieudanych związków, Bronka pod fasadą szanowanej bizneswoman toczy wewnętrzną walkę ze śmiertelną chorobą, a Stefa musi poradzić sobie z dwójką dzieciaków i dmskim bokserem, jakim okazał się być jej mąż. Co wszystkie te pochodzące ze zdawałoby się zupełnie różnych światów łączy? Ano to, że we czwórkę postanowiły powiedzieć dość, a na każdą wyrządzoną krzywdę odpowiadają wendetą.
A wendeta to bezlitosna, chciałoby się napisać – w ruch idą pałki, pięści i kopniaki – wszystko na przekór nędznej mokotowskiej egzystencji i życia, które skazuje na wieczne cierpienie. I nie należy przez to rozumieć, że lektura „Cwaniar” zapewni nam przeżycia w rodzaju telewizyjnych wyciskaczy łez – ale pod warstwą ironii i sarkazmu, książka Chutnik aż pęka od wściekłości i zwykłego żalu na to, że nie tak powinno przyjść bohaterkom żyć. Kiedy więc na drodze naszej małej ekipy staje uosabiający galopujący kapitalizm główny antagonista historii, możemy być pewni, że ta nie spocznie póki nie wymierzy mu sprawiedliwej kary. Błędem byłoby jednak założenie, że celowo absurdalne „Cwaniary” uciekają od konsekwencji podejmowanych przez nas działań – wręcz przeciwnie zdają się mówić: każdy bunt to narażenie się na reperkusje, a samo tylko wystąpienie naprzeciw zastanemu porządkowi świata nie jest gwarancją sukcesu.
Jako słowo się rzekło na wstępie, sposób punktowania rzeczywistości przez autorkę to zarazem charakterystyczna, jak i bodaj najbardziej magnetyzująca cecha jej pisarskiego stylu. Sama fabuła „Cwaniar”, jakkolwiek atrakcyjna w ogólnym streszczeniu, jest tu jednak potraktowana dość pretekstowo – niewiele znajdziemy tu pobocznych wątków, jeszcze mniej dialogów kreślących złożone relacje między bohaterami. Zamiast tego, Chutnik posługuje się tu bardziej strumieniem świadomości, myślowym ciągiem służącym nieustającemu komentarzowi życiowych zmagań wykreowanych przez nią postaci. Obok głównych person dramatu, tych jest zresztą znacznie więcej – i każda z nich na swój sposób stanowi skumulowane w jedność określone życiowe postawy.
Tego typu podejście do literatury sprawia, że „Cwaniary” niekoniecznie będą powieścią przeznaczoną dla każdego typu odbiorcy. Część z nich może je uznać za przeintelektualizowane, inni za nadmiernie wulgarne w swej bezkompromisowości. Istotą powieści Chutnik, pozostaje jednak wewnętrzny ogień, który nosi w sobie każdy z nas. I tylko od nas właśnie, zależy czy zdecydujemy się rozniecić go do rozmiarów pożaru prowadzącego do ostatecznego oczyszczenia. Warto przekonać się o tym samemu podczas lektury.
Cwaniary
Nasza ocena: - 75%
75%
Autorka: Sylwia Chutnik. Wydawnictwo Znak, 2020.