Gorący temat

Cygan – bohater nie na nasze czasy [recenzja]

Komiks Enrico Mariniego i Thierry’ego Smolderena, pod mało poprawnym politycznie dzisiaj tytułem to żywy dowód na to, jak w ciągu nie tak znowu długiego czasu zmienił się sposób konstruowania historii i postaci w komiksie rozrywkowym. “Cygan” to miejscami urzekająca swoją bezpretensjonalnością macho-rozrywka, choć trzeba przyznać, że podana z pewną dozą autoironii.

Enrico Marini to twórca, którego Egmont wydaje od lat, a po latach także wznawia. Tak jest w przypadku serii “Cygan”, opublikowanej w pojedynczych albumach w pierwszej dekadzie XX wieku. Nowe, zbiorcze wydanie to wszystkie sześć tomów komiksu Mariniego, który jest tu rysownikiem oraz odpowiedzialnego za scenariusz, mało znanego w Polsce Thierry’ego Smolderena. Album został wzbogacony o dodatki, które przedstawiają nie tylko szkice postaci, ale również uzupełniają historię z komiksu słowami jego kobiecej bohaterki, siostry tytułowego Cygana, Oblivii. 

Oryginalnie, pierwszy tom “Cygana” ukazał się we Francji w 1992 roku. To już szmat czasu, sam marini miał wtedy zaledwie 23 lata i to właśnie lata dziewięćdziesiąte są można powiedzieć symptomatyczne dla tej właśnie historii. To science fiction (choć mamy też elementy fantasy) zaglądające mniej więcej do drugiej dekady XXI wieku, do świata, który ma za sobą katastrofę klimatyczną i rządzi się innymi prawami. Wymiana handlowa odbywa się w nim jedynie  drogą lądową, na międzykontynentalnej autostradzie PA3K, po której podróżuje autem tytułowy bohater, Rom Cagoj, co i rusz wplątując się, najczęściej na własne życzenie w jakąś niebezpieczną przygodę. 

Zanim jednak rozpoczniemy właściwą fabułę, dostajemy retrospekcję z dzieciństwa Cagoja i jego młodszej siostry, pokazującą ich rozstanie. Drogi tych dwojga znowu się jednak połączą po latach, ale nic już nie będzie takie samo. Oblivia to bowiem wyedukowana, młoda i ambitna dama, zaś Cagoj to nieokrzesany, brutalny macho, z osobliwym (jak to u macho)  poczuciem humoru. W pierwszych trzech tomach będziemy świadkami ich naprawdę niesamowitej przygody, głównie w mroźnej, syberyjskiej scenerii, potem jednak w tej komiksowej maszynie coś się zatrze i trzy kolejne tomy nie będą miały już takiej mocy bezpretensjonalnej rozrywki jak pierwsze odsłony i koniec końców “Cygan” okaże się porzuconym dzieckiem swoich twórców, którzy z jakichś powodów nie domknęli w tej historii wszystkich wątków. Szkoda, choć to niedopowiedzenie też ma swój urok. 

Rysunki Mariniego, którego znamy jako reprezentanta stylu rysowania linge claire (czystej kreski) mogą z początku zadziwić, bo kojarzą się z mangą, ot choćby z “Akirą”, nadając pierwszym opowieściom ze zbioru rodzaju emocjonalnej ekspresji, która wybrzmiewa w fabule pół żartem i pół serio. To tak, jakby mangę pomieszać ze stylem opowiadania Alejandro Jodorowskiego i mamy obraz rozpoczętego w latach dziewięćdziesiątych “Cygana” Fabuła jest tutaj szalona, często mało wiarygodna, z bohaterem, który w naszych współczesnych oczach ośmiesza się swym zachowaniem, choć całkiem na serio zabija, uprawia seks i troszczy się o swoją siostrę. Od odzywek Cagoja aż bolą nas uszy (tak, one na serio nam w uszach wybrzmiewają)  ale mają też swój oldskulowy urok (tak, zaledwie po 30 latach), stając się jednym z najważniejszych elementów charakteryzujących bohatera. Całkiem ciekawa, choć momentami mało składna fabuła trzech tomów kończy się niespodziewanie tragedią i od tego momentu nic w tej serii nie jest już takie same, mimo że twórcy jeszcze starają się ciągnąć kluczowy wątek tajemniczej sekty pod nazwą Białe Skrzydło i należącej do niej, ważnej dla fabuły “Cygana”, seksownej Czarownicy.

Trzy kolejne tomy ze zbiorczego wydania to już inny rodzaj opowieści ( w czwartym nie występuje choćby Oblivia). Twórcy skaczą po różnych częściach świata  szukając dla swojego bohatera nowego zajęcia i nowych dróg. Stąd też elementy magii, czy nawet pożyczone od gatunku postapo wątki zarazy i żywych trupów. Czegoś już jednak w tych fabułach brakuje, choć z drugiej strony mamy okazję obserwować jak zmienia się, jak szlachetnieje kreska Mariniego. W w końcu jest tak, jakby twórcy sami sobie powiedzieli, nie tędy droga, nie z takim bohaterem, który coraz mocniej wygląda jak relikt przeszłości i mimo wyraźnych, ironicznych podtekstów, po prostu powinien zejść ze sceny. Dziwne uczucie, także podczas lektury, bo z początku czujemy się tak, jakbyśmy trafili do świata młodości, takiego mniej skomplikowanego z bohaterami akcji rodem z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, a potem po prostu trzeba ów świat i jego bohaterów nagle porzucić. Choć i tak, w momentach nostalgii, będziemy z tęsknotą oglądać się przez ramię za tamtymi czasami, tamtymi filmami i komiksami.

Cygan

Nasza ocena: - 70%

70%

Scenariusz: Thierry Smolderen. Rysunki: Enrico Marini. Tłumaczenie: Maria Mosiewicz. Egmont 2023

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

RIP, tom 6. Eugene: Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy – siły zewnętrzne [recenzja]

Po dwóch i pół roku od wydania pierwszego tomu serii wreszcie dostajemy jej finał. Tytułową  …

Leave a Reply