Gorący temat

Czeluść – w otchłani niepamięci [recenzia]

0 0
Read Time:5 Minute, 55 Second

„Czeluścią” Anna Kańtoch powraca na łono fantastyki. Albo inaczej – jak sama wspomina, odchodzi od estetyki kryminału. Co, abstrahując od przyjętej konwencji, nadal stanowi przykład literatury z najwyższej półki.

Powraca Kańtoch do kryminału, wg swoich własnych słów i choć wpierw nieco mnie to autorskie stanowisko zaskoczyło – bo wciąż mam w pamięci pokaźny dorobek fantastyczny autorki – to jednak mus przyznać, że nawet utrzymany w fantastycznym anturażu cykl o Domenicu Jordanie prezentował prozę typowo detektywistyczną. Ale, gwoli sprawiedliwości, osobiście jest mi z grubsza obojętne, w jakiej konwencji Kańtoch pisze, bo na każdą kolejną książkę i tak czekam z niecierpliwością. Z jednej strony – bowiem nie stronię od większości literackich konwencji. Po drugie zaś – warsztatowo autorka czy to cudownego „Czarnego”, czy też „Łaski”, zawsze zawyża literacką poprzeczkę dla rodzimych twórców. Co „Czeluścią” tylko i wyłącznie potwierdza.
Zresztą i najnowsza powieść zdaje się oscylować blisko estetyki kryminału, czy może thrillera bardziej, gdzie pierwsze skrzypce gra tajemnica sprzed lat – motyw przez autorkę lubiany i na różne sposoby wykorzystywany w dotychczasowym dorobku. To też niejedyny charakterystyczny dla pisarstwa Kańtoch motyw, bo kolejnym często przejawiającym się w jej prozie jest niepamięć.
Czy to swoisty lęk przed niepamięcią, jaka rodzić się może albo z wiekiem, albo może w wyniku choroby, czy zwyczajna nośność przyjętego schematu, jego konstrukcyjny potencjał? Trudno orzec jednoznacznie, prędzej odpowiedzieć by mogła na to pytanie sama autorka. Jednak wydaje się ten wątek zapominania, lub niepamięci właśnie jest elementem, na którym chętnie buduje Kańtoch swoje – jakże różne przecież – fabuły.
Tutaj, w „Czeluści” mamy Agnieszkę – kobietę starzejącą się nieuchronnie, która coraz mocniej traci własną poradność, wraz z zanikającą powoli pamięcią. A to zaburza jej spojrzenie na świat, ten otaczający, realny, jak i świat wspomnień. To, co wydawało się dotąd rzeczowe i stabilne, powoli ulega nieuchronnej erozji. Entropia ogarnia coraz to kolejne wspomnienia, ale też kładzie się cieniem na prozaicznych chwilach codzienności. A jak radzić sobie z dnia na dzień, jeśli ufać nie można własnym zmysłom? Własnemu umysłowi, osobistemu kojarzeniu faktów, odtwarzaniu dopiero co wykonanych czynności. Ogarniająca bohaterkę niepamięć – paradoksalnie najmniej dotykająca wydarzeń sprzed lat, z okresu młodości, bo te zdają się powolnie, acz konsekwentnie wynurzać z mroków zapomnienia, być może przez ich traumatyzujący charakter – coraz bardziej przeraża. Nie tylko ją samą, ale i nas, czytelników, towarzyszących jej w tej quasi – podróży w przeszłość, do pamiętnego lata nad zalanym kamieniołomem, kiedy wydarzyło się…
Coś. Coś niedookreślonego, nieuchwytnego, ukrytego właśnie w niepamięci i stanowiącego – nie wiedzieć czemu – ostateczną ostoję, ostatnią deskę ratunku, jakiej chwyta się bohaterka, nim zupełnie pogrąży się w tytułowej czeluści zapomnienia. Jakby odkrycie tego największego sekretu z własnej przeszłości, tajemnicy ukrytej przed nią sama, miało dla Agnieszki fundamentalne znaczenie.
Wspaniale buduje Kańtoch tajemnicę, rozrzucając pojedyncze tropy, ale i myląc je, fałszując, podbarwiając subiektywnymi omyłkami, zaprzeczeniami, czy wręcz kurczowo chwytanymi nadziejami samej bohaterki, na odkrycie, co naprawdę stało się tamtej nocy w kamieniołomie. Ostatniej nocy niewinności.
„Wszyscy mamy w zakamarkach swojej pamięci takie rzeczy, o których wolelibyśmy nie pamiętać, które próbujemy wypchnąć ze świadomości. One jednak wciąż tam są i w pewnym momencie zaczynają się odzywać. Jeśli je zignorujemy, może być różnie” – stwierdza sama autorka w rozmowie nt. „Czeluści” w audycji „Kulturalna Jedynka” na antenie Programu Pierwszego Polskiego Radia. I to całkiem udatnie charakteryzuje brzemię fabularne w powieści. Agnieszka stara się usilnie wydobyć z coraz mocniej zaciemnionej pamięci szczątki wspomnień, ostatki ówczesnych zdarzeń, jakby to one stanowić miały – może rzeczywiście mają? – szansę na ocalenie przez zupełnym zaniknięciem, zupełnym zapomnieniem. Na określenie, co jest prawdą, co fikcją, na oznaczenie jej genezy, istoty, odkrycie własnego ja. Jednak im bardziej kurczowo chwyta się bohaterka tych wydobywanych z własnej (nie)pamięci okruchów zdarzeń minionych, tym trudniej jest uzyskać pełniejszy obraz, dokładniejsze zobrazowanie tamtej nocy. Jakby ta pamięć była na tyle bolesna, na tyle przerażająca, że umysł, podświadomość, chroni Agnieszkę przed nią samą, wzbraniając jej dotarcia do sedna.
Jest coś zarówno przerażającego, jak i fascynującego w tej potyczce woli z gasnącym umysłem. W tej, z góry skazanej na klęskę, walce nie tyle nawet o zachowanie pamięci, co o wydarcie z czeluści zapomnienia ostatnich faktów, ostatnich wspomnień. Ostatnich, choć przecież tak odległych, a zarazem definiujących ją, jej istotę, to, czym jest.
Arcyciekawym elementem jest pewne techniczne wycofanie Agnieszki. Nie korzysta z dobrodziejstw współczesnej techniki, można powiedzieć, że trwa w zamiłowaniu do retro, ale to jest coś więcej, co – w kontekście finalnego rozwikłania tajemnicy – zdaje się oczywistym zawieszeniem w czasie, swego rodzaju zatrzymaniem na pewnym etapie obcowania z technologicznymi rozwiązaniami, które – z oczywistych, po poznaniu tajemnicy, powodów – nie miały szansy się rozwinąć, poszerzyć. Jakby zawieszona została bohaterka w czasie, w minionej już z grubsza epoce i nie podążała razem z rozwojem świata współczesnego, odcięta, odizolowana od postępu, pozostawiona w czasie minionym, w jego określonym momencie, oddzielona od zwyczajowych, cywilizacyjnych bodźców.
Kolejnym, niesamowicie nośnym elementem powieściowej konstrukcji jest zogniskowanie uwagi na „tu i teraz” na tym momencie aktualnym, nawet w kontekście wspominania przeszłości. Wszystko, co widzimy, co słyszymy, co obserwujemy – czynimy za sprawą Agnieszki, jej zmysłami, na bazie jej wspomnień, w dodatku wspomnień referowanych niejako „na żywo”. Brak tu więc miejsca, brak możliwości, na dopowiedzenia, na uzupełnienie, już nie odautorskie nawet, ale formułowane przez samą bohaterkę. Skoro ona sama nie jest zdolna ufać sobie, swoim wspomnieniom, swoim zmysłom, to jak my – odbiorcy mielibyśmy to zrobić? To zawiesza nas w pozycji wyjątkowego oczekiwania. Oczekiwania, na wyjaśnienie, na fabularną finalną wykładnię, która nie nadchodzi, którą zmuszeni jesteśmy wysnuć sami. Pozostawieni sami sobie, z materiałem fabularnym, musimy te zawikłane puzzle sami ułożyć, sami zgłębić sekrety i dojść do sedna. A czy nam się to uda, czy nie, to inna sprawa. Nikt – zwłaszcza Kańtoch – niczego nam nie poda na tacy, niczego ad hoc nie ofiaruje. I to jest wartością dodaną tej powieści, ten przymus intelektualnego wysiłku, tak rzadko spotykany we współczesnej prozie.

Nie chcę zdradzać zakończenia, bo – rzecz jasna – najważniejsze jest móc podążać z Agnieszką jej fabularną ścieżką i próbować zrozumieć ją i ten ogrom wciąż spiętrzających się wokół niej tajemnic. A rozwiązanie niejednego zaskoczy, dla niektórych zostanie wręcz zakryte, niezrozumiałe. Bo jest w tej powieści Kańtoch chyba najbardziej hermetyczna fabularnie, przynajmniej od czasów „Czarnego”. Tutaj ponownie stawia autorka na otwartość zakończenia, na niedopowiedzenie, pozostawiając pole do osobistej interpretacji. I tylko najuważniejsi czytelnicy, najbardziej skupieni na lekturze odbiorcy zdołają uchwycić ostateczny sens fabuły i jej puentę. Ale warto jednocześnie zmierzyć się z tym niedopowiedzeniem, z tym zawoalowanym przekazem, który przekuwa niby prosta opowieść o szukaniu prawdy nt. zdarzeń sprzed lat na wyjątkową, fantastyczną w samym swoim sednie, historię i uciekaniu od gorzkiej prawdy w akceptowalną, możliwą do udźwignięcia kreację. Kreację nie wieczną, nie stałą, ale silną i trwałą na tyle, na ile sama jej stworzycielka.

Nie jest „Czeluść” ani typową fantastyką, ani typowym kryminałem. Balansuje na pograniczu gatunkowym, jakby nie było jej do niczego potrzebne takie określenie własnej konwencji. To zresztą prawda – literatura na tym poziomie nijak nie potrzebuje etykiet. Broni się językowym urokiem, warsztatową sprawnością, a w końcu fascynującą, choć wzbudzającą podskórny niepokój (a może właśnie dlatego fascynującą?) opowieścią. „Czeluść” to książka wybitna, ale nie jest to z kolei jakimś wielkim zaskoczeniem w przypadku autorki o takim poziomie i literackim dorobku, jak Anna Kańtoch. Jest znakomicie i tym razem w jej prozie – ale niczego innego się nie spodziewałem.

About Post Author

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.
Happy
Happy
0 %
Sad
Sad
0 %
Excited
Excited
0 %
Sleepy
Sleepy
0 %
Angry
Angry
0 %
Surprise
Surprise
0 %

Czeluść

Nasza ocena: - 95%

95%

Anna Kańtoch. Wydawnictwo Powergraph 2024

User Rating: Be the first one !

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

Gryzę grozę. Notatki o kulturze literackiej polskiego horroru – otrzeźwiające spojrzenie na rodzimą grozę [recenzja]

Na „Gryzę grozę. Notatki o kulturze literackiej polskiego horroru” – nie ukrywam – niecierpliwie czekałem …

Average Rating

5 Star
0%
4 Star
0%
3 Star
0%
2 Star
0%
1 Star
0%

Leave a Reply