Boleśnie tendencyjny początek „Damy z blizną” – nowej powieści Izabeli Szylko – to tylko zgrabny zabieg, by zmylić czytelnika. Bo w tej książce nic nie jest takie, jak się wydaje. A choć da się wyczuć, kto jest głównym winowajcą w powieści już mniej więcej w jej połowie, to jednak przeczucie przeczuciem, ale na pełny obraz musimy cierpliwie czekać do ostatnich stron. I bardzo dobrze.
Mam problem z klasyfikowaniem tej powieści jako kryminały sensu stricte. Chętniej kwalifikowałbym go jako thriller polityczny, choć tutaj znów – za małą, mimo wszystko, rolę odgrywa w całości polityka. Owszem, jest kandydat na prezydenta, jest brudna kampania i oczywiste, zdawałoby się, granie na emocjach potencjalnych wyborców. Ale perspektywa, jaką obiera autorka bliższa jest do powieści obyczajowej, niż klasycznego political fiction. Oczywiście taki brak jednoznacznego przyporządkowania gatunkowego nie jest bynajmniej wadą, a wręcz świadczy o atrakcyjności powieści. Bowiem po boleśnie sztampowym początku, okazuje się, że był on tylko elementem większej układanki. Przemyślanym, starannie zaplanowanym punktem wyjścia dla całej, wielopoziomowej intrygi. I muszę przyznać, że w dużej mierze udało się Szylko podtrzymać tę aurę napięcia w trakcie lektury, to poczucie nerwowego oczekiwania na kolejny rozdział historii. I choć zacząłem mniej więcej w połowie przeczuwać, kto stoi za zbrodnią, to na wyjaśnienie, „dlaczego” oraz „jak” musiałem poczekać, aż autorka będzie skłonna sama to wyjawić. Słowami swoich bohaterów zresztą.
Problemem – mam wrażenie – jest okładkowy opis, który zdradza za dużo, zbyt wcześnie. Bo zabójstwo kandydata na prezydenta, wspominane na okładce zdarza się dopiero w połowie lektury. Więc długo musimy czekać na moment, po którym spodziewamy się punktu wyjścia do całej opowieści, a nie jednego z kluczowych twistów, który ma za zadanie na otworzyć fabułę, ale wywrócić ją do góry nogami w trakcie jej trwania. A to trochę odbiera radość z czytania – bo od początku spodziewamy się, co się stanie. Ba, wiemy to, zostało nam to bezpośrednio zaznaczone już na wstępie, jeszcze przed rozpoczęciem faktycznej lektury! W moim odczuciu, zupełnie niepotrzebnie.
Fabuła „Damy z blizną” osadzona jest mocno w naszym, współczesnym środowisku politycznym i analogie do rzeczywistych postaci, mniej lub bardziej subtelne (choćby wzmiankowana, ale mocno wyczuwalna w tle postać Pierwszego) są nad wyraz czytelne dla każdego, kto ma choćby ogólne pojęcie o krajowej polityce. Obrazuje też dosadnie polityczne deklaracje samej autorki, mocno przebijające z ogólnego wydźwięku całej opowieści.
Abstrahując jednak od tych naleciałości politycznych przekonań Szylko, całość książki jest zgrabnie rozplanowana z umiejętnie rozłożonymi w odpowiednich miejscach akcentami, zmianami tempa i twistami, zmieniającymi nasze wyobrażenie o tym, co już wiemy. Szylko potrafi budować intrygę, mylić tropy i omamiać nas, byśmy widzieli to, co ona chce, byśmy akurat zobaczyli. Solidne wpisanie we współczesny dyskurs polityczny (o którym sama autorka nie ma raczej najlepszego mniemania) i umiejętnie stawiane pytania w zakresie tematów społecznie drażliwych, ale koniecznych (jak aborcja) próbują czynić z „Damy z blizną” coś więcej niż kolejny thriller / kryminał. I w dużej części się to udaje. Może ciut za mocno wybijają osobiste przekonania autorki, może za dosadnie, za mało subtelnie wybrzmiewa kobiecy manifest (nie twierdzę, że jest niesłuszny). Ale całościowo i intryga i opakowanie dla niej wypadają naprawdę dobrze. A dwuznaczne – jak by nie patrzeć – zakończenie stanowi swoistą wisienkę na tym torcie. Który z pewnością nie tylko nie przysporzy nam niestrawności, ale może dobrze smakować, pomimo pierwszego wrażenia, że „to już przecież było”. Bowiem prawda jest tutaj o wiele bardziej zaskakująca, niż jesteśmy skłonni na początku przyjąć.
Dama z blizną
Nasza ocena: - 75%
75%
Izabela Szylko. Wydawnictwo Studio O Rety 2021