“Daredevil” to w komiksowej ofercie Egmontu pewniak jakich mało. Historia Śmiałka z Hell’s Kitchen wciąż trzyma zadowalający poziom, a nawet potrafi zaskoczyć kolejnymi perypetiami superbohatera.
Poprzedni tom “Daredevila” ze scenariuszem Marka Waida i pomysłową oprawą graficzną Paolo Riviery wniósł sporo lekkości w ponure poprzednimi laty przygody superbohatera. Nareszcie, po wydarzeniach eventu “Shadowland” i opuszczeniu Nowego Jorku przez Matta, po powrocie zobaczyliśmy go autentycznie szczęśliwego, pełnego energii i chęci do życia. Jego przygody również nabrały lekkości, która była tak bardzo potrzebna przy dotychczasowej, mroczno-cierpiętniczej formule, która sama z siebie po prostu się wyczerpała, bo jak długo można w ten sposób dręczyć bohatera? Cóż, okazuje się, że to dręczenie to jednak constans w przypadku Daredevila, bo w drugim tomie opowieści Marka Waida znowu los nie będzie dla bohatera łaskawy. Choć jest to opowiedziane jednak w innym stylu, niż wcześniej zrobili to Frank Miller, Brian Michael Bendis, czy Ed Brubaker.
Aby wejść w fabułę nowego tomu musimy pamiętać o jednym – Matt jest aktualnym posiadaczem dysku z danymi na temat pięciu wiodących organizacji przestępczych na świecie, co jemu samemu oraz czytelnikom zapewni mnóstwo emocji przez większą część albumu. To już widać po pierwszej historii, crossoverze z przygodami Spider-Mana i Punishera (oraz, rzadki to widok, nieznanej nam wcześniej pomocnicy tego ostatniego). Ta czwórka stanie w szranki z zastępami przestępców, choć bardzo jest tu istotne, że dysku w równym stopniu pożądają partnerzy Daredevila, co atakujący ich bandyci.
Tę część historii rozpoczął w drugim tomie Greg Rucka, choć po tym scenarzyście można by było oczekiwać więcej inwencji. W zasadzie mamy tu do czynienia z ciągłą akcję pełną walki i strzelanin do tego stopnia, że bledną przy niej nawet zwroty akcji. Finałowa część tegoż tryptyku należy do Marka Waida i trochę jest tak, że koniec końców sytuacja wraca do punktu wyjścia, choć Matt zdaje się rozumieć, że trzymanie dysku przy sobie nie jest rozsądnym pomysłem. Nie ma wyjścia, do akcji będa musieli wkroczyć Avengers i tu dopiero zaczyna prawdziwa zabawa, która dla bohatera nie skończy się dobrze. Dla czytelników wprost przeciwnie, bo dzięki kolejnym perturbacjom związanym z dyskiem, będziemy mieli możliwość zwiedzenia Latverii. Dla nas to będzie rodzaj egzotycznej wycieczki, zaś dla Matta… lepiej nie mówić.
W tym momencie zaliczamy swoisty powrót do [przeszłości, ponieważ bohater znowu znajduje się w koszmarnej sytuacji, wydawałoby się, że bez wyjścia. Wygląda to trochę tak, jakby Waid chciał pokazać, że i on potrafi zrzucić na Murdocka ogrom cierpień i cóż, po prostu mu się to udaje. Aż przykro jest wtedy czytać przygody Daredevila i widzieć go znowu w opłakanym stanie, a jeszcze mamy przecież wiedzę co do tego, co szykuje mu Foggy. Ten widząc, że Matt znowu wkroczył na niebezpieczną ścieżkę, postanawia się z nim zawodowo rozstać.
Czyżby zatem powtórka z rozrywki? Nie do końca, bo mimo wszystko Waid wciąż niesie w lekkim narracyjnie stylu tę historię, a w momencie kiedy zabrakło Paolo Riviery z zadania świetnie wywiązuje się Chris Samnee (znany też ze świetnych graficznie, cyklicznych Battoberów), czy Michael Allred, którego rysunki mogliśmy podziwiać ostatnio w nietypowych przygodach “Silver Surfera”. Są tutaj naprawde świetne wstawki, jak powrót do przeszłości w opowieści o studenckich perypetiach Matta i Fogg’ego z nieprzyjaznym wykładowcą, czy emocjonująca interwencja Avengersów w środku ciała Matta zainfekowanego nanobotami. W takich momentach ponownie czujemy nawiązanie do klasycznych przygód Daredevila, prostych, ale z nutką komiksowego szaleństwa.
Szaleństwo to zresztą słowo klucz dla kolejnej fazy perypetii superbohatera w niniejszym tomie. Dlaczego? Ponieważ Matt zaczyna mieć zwidy. Pamiętamy, że zaliczył już kiedyś poważną depresję, ale teraz to problem innego rodzaju. Rzeczywistość zaczyna płatać bohaterowi poważne figle, Foggy oskarża go o niewyobrażalny czyn, szaleństwo zaczyna być wręcz namacalne. Jak to się skończy, czy rzeczywiście zobaczymy zaprezentowany na okładce rozłam między przyjaciółmi? Warto sprawdzić samemu, aby docenić starania scenarzysty, który – na to wszystko wskazuje -chciał skierować przygody Daredevila na całkiem nowe tory i w dużym stopniu mu się to udało. Jego “Daredevil” jest lżejszy, nie tak ponury jak u poprzedników, choć równie istotny dla rozwoju bohatera. Po prostu fajny. I oby ta passa została utrzymana.
Daredevil. Mark Waid, tom 2
Nasza ocena: - 70%
70%
Scenariusz: Mark Waid i inni. Rysynki: Chris Samnee i inni. Tłumaczenie: Jacek Drewnowski. Egmont 2022