W pokaźnym listopadowym pakiecie Egmontu album “DCeased: Nieumarli w świecie DC” z całą pewnością nie był tym, który w pierwszej kolejności zwrócił naszą uwagę. A powinien.
Takie okładki, z krwiożerczą, złowrogą i odmienioną twarzą superbohatera to zarówno w DC jak i w Marvelu nie nowina. Wystarczy przypomnieć sobie serię “Marvel Zombies” i od razu jesteśmy w domu. Ostatnio podobnymi w przekazie grafikami raczyła nas seria “Batman Metal”, czy “Batman, który się śmieje”, wrzucająca Uniwersum DC w ekstremalne klimaty z pogranicza horrorów Clive’a Barkera. Pobieżnie kartkując historię napisaną przez Toma Taylora w ogóle nie spodziewamy się czegoś wyjątkowego, mimo bijących z tylnej okładki zapowiedzi o bliskim końcu świata. Ot kolejne pompowanie fabuły, która jak zwykle rozejdzie się po kościach, a zło zostanie ukarane dzięki wspólnemu wysiłkowi superbohaterów. Rozpoczynamy lekturę niczego się nie spodziewając, po czym z wielkim zaskoczeniem stwierdzamy, że wreszcie jest inaczej niż zwykle. I to bez żadnej ściemy.
Tom Taylor (znany u nas z “All-New Wolverine”) w swojej nowej serii z 2019 roku nie bawi się w żadne ekspozycje i od razu uderza z grubej rury. Historia rozpoczyna się od Darkseida, który dostaje łupnia od Supermana, a Liga Sprawiedliwości po raz kolejny ratuje świat albo tak jej się tylko wydaje. Darkseid wraca do Apokolips z porwanym Cyborgiem, który okazuje się być istotnym elementem Równania Anty-Życia. Jak na razie to nic nowego, ale jeszcze strona, dwie i Darkseid idzie w diabły, a Równanie ulega wypaczeniu zmieniając się w technoorganicznego wirusa, którego odesłany na Ziemię Cyborg zabiera ze sobą. I od tej chwili, według wyświechtanego powiedzenia wprost z Marvela, nic już nie będzie takie samo. Wirus rozprzestrzenia się błyskawicznie za pomocą Internetu i zmienia ludzi w krwiożercze bestie. A w zasadzie, ludzi ramię w ramię z superbohaterami, ponieważ jedną z jego pierwszych ofiar (i to wcale nie ostatnią) jest Batman. Tak jest, okładka „DCeased” nie kłamie.
“DCeased” ma fabułę, której Uniwersum DC potrzebowało od dawna. Scenarzysta nie bawi się tu w jakieś psychologizowanie tylko stawia na akcję, co i rusz serwując punkty kulminacyjne. I to takie, których podświadomie pragnie każdy czytelnik komiksów superbohaterskich, znudzony powtarzalnością motywów oraz eventami, z których nic nie wynika. Otwarcie komiksu może przypominać “Komórkę” Stephena Kinga, w której świat za sprawą przenoszonego przez telefony komórkowe wirusa rozpadł się dosłownie na kilku stronach. W DCeased” tych stron potrzeba nieco więcej, ale upadek jest spektakularny w stopniu, jakiego chyba wcześniej nie doświadczyliśmy w komiksach z DC. Taylor idzie tu też trochę śladem George’a Martina i jego “Gry o Tron”, w której żaden bohater nie mógł czuć się bezpieczny, jednak tym sympatycznym i lubianym w jakiś sposób ciągle udaje się przetrwać. U Taylora nie ma litości i kolejne straty wśród populacji superbohaterów naprawdę robią wrażenie. Najważniejsze, że nie czuć tu żadnej kalkulacji, tylko rodzaj konsekwencji, w myśl której ci najwięksi powinni ponieść największą ofiarę.
Kluczowe w tym momencie staje się pytanie, co wydarzy się dalej? Na luty zapowiedziana jest kontynuacja, więc szybko się o tym przekonamy. Na razie trzeba się cieszyć z tego pojedynczego tomu, który niczym rozpędzona lokomotywa bez problemy rozjechał wszystkie znane nam obecne serie DC. Owszem, zdajemy sobie sprawę, że to rodzaj pobocznej historii, takiego eksperymentalnego elseworld’u, w którym udało się w piękny sposób rozmontować trzon superbohaterskiej ekipy Uniwersum DC. Nieważne. Ważne zaś jest to, że zrobiono to z polotem, z jajem, również z humorem (Constantine!) i przy udziale świetnie bawiących się rysowników, którzy mogli poznęcać się nad hołubionymi na co dzień superbohaterami. Dlatego prosimy o więcej, z nadzieją że Tom Taylor nie odpuści i utrzyma poziom z albumu otwierającego, miejmy nadzieję znakomitą serię również w dalszej perspektywie.
DCeased: Nieumarli w świecie DC
Nasza ocena: - 80%
80%
Scenariusz: Tom Taylor. Rysunki: Trevor Hairsine, Stefano Gaudiano i inni. Egmont 2020