Tom Taylor kontynuuje apokaliptyczną opowieść, w której żaden z superbohaterów nie może czuć się bezpieczny. Po lekkiej zadyszce w poprzednim tomie, opowieść ponownie nabiera wiatru w żagle.
W czwartym tomie serii “DCEased” o zombieapokalipse w Uniwersum DC czytelnicy w końcu dostali to, na co już dosyć długo czekali. Od finału pierwszego tomu, w którym część ludzkości i superbohaterów opuściła zbyt niebezpieczną Ziemię, w kolejnych fabuła w ogóle nie posunęła się do przodu. Oglądaliśmy głównie te same, dramatyczne wydarzenia z rozwoju zombie apokalipsy, tyle że widziane oczami innych superbohaterów. W “Martwej Ziemi” fabuła wreszcie skoczyła do przodu aż o pięć lat i zaczynamy ją na odległej planecie, w samym środku konfliktu, którego jedną ze stron są ziemscy superbohaterowie. Szybko jednak okazuje się, że to tylko poboczny wątek, a ten właściwy będzie opowiadał o powrocie superbohtaerskiej drużyny na Ziemię. Dlaczego? Bo własnie stamtąd nadszedł sygnał od Cyborga (który przecież powinien być martwy) z wezwaniem o pomoc. I superbohaterowie, mimo oczywistych wątpliwości, ruszają z pomocą.
Jak pamiętamy, na Ziemi zostało całkiem sporo niedobitków ludzkości, między innymi w Gotham, które Poison Ivy zmieniła w niedostępny dla zombiaków ogród. Całkiem ciekawie wypada wątek z innym ogrodem, w dalekiej Australii, który kryje w sobie intrygujące zagadki. Te wszystkie lokacje i wiele innych (także poza Ziemią) zwiedzimy z bohaterami w trakcie lektury, ponownie oglądając dramatyczne sceny, iście piekielne wizje oraz śmierci (lub zainfekowanie) kolejnych bohaterów. Na których tym razem padło, czytelnik musi sprawdzić samemu, warto w tym miejscu przyznać, że w tej kwestii Tom Taylor ponownie potrafi zaskoczyć – znowu widać, jak nieograniczeni prawami głównego Uniwersum DC twórcy, w elseworldach typu “DCEased” dostają skrzydeł, mogąc pozwolić sobie na bezkompromisową fabułę.
Pewnym zaskoczeniem jest widok na okładce “Martwej Planety” Batmana i Supermana, którzy poświęcili się dla ludzkości w pierwszym tomie, ale w tym przypadku rozwiązanie zagadki jest proste. Batman i Superman to po prostu synowie obu superbohaterów, którzy w ciągu pięciu lat wyrośli na tyle, by przejąć obowiązki swoich ojców. Razem z Cassie Sandsmark, która z Wonder Girl stała się Wonder Woman tworzą nowy skład JLA. Jednak najlepszą wiadomością w przypadku fabuły “Martwej planety” jest rozbudowana rola Johna Constantine’a (też widzimy go na okładce), który jest w tej części “DCEased” kluczową postacią i co najważniejsze, zachowuje się i postępuje w swoim stylu, który tak dobrze znamy z serii “Hellblazer”. Choć i w jego przypadku czekają nas fabularne niespodzianki.
“DCEased” kończy się tak, że chyba powinniśmy spodziewać się kolejnego tomu. Czy to dobra wiadomośc? Raczej tak, bo seria Toma Taylora to po prostu bardzo dobre czytadło, z niezłymi rysunkami różnych komiksowych artystów, którzy momentami mogą sobie graficznie poszaleć i cieszyć tymi szaleństwami oczy czytelników, co dobrze widać na załączonej pod recenzją galerii. To rodzaj rozrywki może nie tak bezkompromisowy jak komiksowe i serialowe The Boys, ale z pewnością wielu fanów chętnie zobaczyłoby “DCEased” na ekranie. Kto wie, może kiedyś ta chwila nadejdzie?
DCEased, tom 4: Martwa planeta
Nasza ocena:
Scenariusz: Tom Taylor. Rysunki: Trevor Hairsine i inni. Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz. Egmont 2022