Gorący temat

Deadpool & Cable – co za dużo, to niezdrowo? [recenzja]

„Deadpool & Cable” to kolejne (liczące ponad 500 stron) tomiszcze o przygodach bezpardonowego zabójcy w masce, w dodatku z towarzyszeniem kolejnej, dość imponującej postaci, jakim jest bohater obdarzony nie tylko telepatią, ale nawet możliwością podróży w czasie. I choć warto zwrócić uwagę na fakt, że to nie koleś w czerwonym trykocie gra tu pierwsze skrzypce (oryginalny tytuł serii brzmi wszak „Cable & Deadpool”), to jednak szalonej rozwałki i ciętych tekstów tu nie zabraknie. Choć całość wypada jednak co najwyżej tak sobie.

Deadpool w głównej serii (liczącej już 10 tomów) zaczynał powoli tracić pazury, a jego bezpardonowy humor zaczął zbaczać w rejony coraz bardziej nie tyle śmieszne, co niesmaczne. Dlatego też dokooptowanie go do jego skrajnego przeciwieństwa: superbohatera – idealisty, marzącego o doskonałym, utopijnym świecie Nathana Summera, podróżującego w czasie, nieśmiertelnego najemnika z wielką wizją mogło zaowocować mieszanką co najmniej wybuchową.
I tak właśnie się dzieje w przypadku tej serii, bo już na początku obydwaj zostają (by nie wdawać się w przesadnie zdradzające fabułę szczegóły) „zespoleni”, co zmusza ich do współpracy i nauczenia się wzajemnej tolerancji. A łatwe to nie jest.

Cable opętany jest wizją kreacji swojej wyspy – utopii, na której chętni ze społeczeństwa odnajdą świat doskonały, a Wade Wilson… On robi to, co zwykle – bierze kolejne niebezpieczne zlecenia, przez co ciągle pakuje się w nowe kłopoty. Niejednokrotnie ze względu nie tylko na swoją swoistą nieporadność (gdyby nie umiejętność samoleczenia i regeneracji, po pierwszej misji nie byłoby co z niego zbierać) ale też niewyparzoną gębę. I choć trochę mało tu Deadpoola w Deadpoolu – bo względem swoich autorskich serii gra tu mimo wszystko drugie skrzypce i zepchnięty jest miejscami na dalszy plan – to całość wpasowuje się w specyfikę komiksów o tej postaci. Jest więc głośno, widowiskowo, często brutalnie, nierzadko wulgarnie. Ale też, miejscami, dość przewidywalnie. Oprócz kilku zgrabnych twistów i fabularnych rozwiązań na samym początku, całość zaczyna w pewnym momencie nużyć przewidywalnością. Cable jest typem superbohatera, który może praktycznie wszystko, więc każdy fabularny zator da się łatwo odkręcić którąś z jego supermocy, a to powoduje, że historia miejscami działa na zasadzie deus ex machina.

I jeśli Deadpoool byłby w pełni sobą, a ściślej – byłby bardziej widoczny, nie tylko jako element uzupełniający dla Cable’a (a całą lekturę miałem wrażenie, ze tak właśnie jest), to pewnie wszystko nabrałoby większego polotu.
Cóż, może nie do końca przekonuje mnie postać Cable’a właśnie. Jego niezachwiany idealizm – i idąca za tym niezwykła naiwność nie uwzględniająca czynnika ludzkiej natury – nie tyle irytuje, co spłyca całą opowieść i degraduje ją do kolejnej efektownej, superbohaterskiej nawalanki, w której oprócz wymiany ciosów nic nie ma ważnego. Nawet przaśny, seksistowski i niepoprawny politycznie humor Wilsona nie nadrabia tu w wystarczającym stopniu, by rzeczywiście dopełnić całości.

„Deadpool i Cable” do scenariusza Fabiana Niciezy wypada bardzo średnio, nie tylko w zestawieniu z komiksem superbohaterskim jako takim, ale też z (zwłaszcza wczesnymi) historiami Deadpoola solo. Niby jest dynamicznie, jest żywiołowo i wybuchowo, pojawia się cała masa postaci gościnnych (nawet sam Silver Surfer, o X-Menach nie wspomniawszy) i pokaźna gromada (raczej drugo- i trzecioplanowych) złoli, ale nic ponadto. A szkoda, by był w zamyśle potencjał. Była dwójka przynajmniej ciekawych bohaterów, z których pewnie dałoby się uszyć znakomitą opowieść. A wyszedł patchwork, łatany miejscami trochę na siłę, za pomocą supermocy Cable’a. A to za mało, by ocenić komiks wyżej ponad: może być. Więc wniosek nasuwa się taki, ze czasem mniej znaczy więcej a to, ze pojedynczo postaci wypadają świetnie nie oznacza od razu, że tak samo zabłysną w duecie.

Graficznie jest dobrze. Naprawdę twórcy (Patrick Zircher z kolegami) odrobili pracę domową i sprawnie oddali szaleńczą dynamikę poszczególnych walk, ale też nieźle udało im się pokazać rozmach i epickość utopii kreowanej przez Summera. Ogląda się przyjemnie, czyta trochę mniej zajmująco, ale finalnie komiks powinien zadowolić zatwardziałych fanów Deadpoola, którzy kompletują wszystko, co wyszło z tym bohaterem w PL. Dla pozostałych – myślę, że warto poszukać czegoś ciekawszego.

Deadpool & Cable. Tom 1

Nasza ocena: - 60%

60%

Scenariusz: Fabian Niceza, Rysunki Patrick Zircher i inni. Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski. Wydawnictwo Egmont 2021

User Rating: Be the first one !

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

Kajko i Kokosz. Złota Kolekcja tom 6 – czekam na więcej od Christy! [recenzja]

„Kajko i Kokosz” to niewątpliwie najważniejsze komiksy z okresu dzieciństwa, jakie znam. Owszem, niejedyne. Zaraz …

Leave a Reply