Nie ma co ukrywać, w trzecim tomie eventu “Batman. Death Metal” jest lepiej niż w poprzednim. Jednak wcale nie za sprawą Batmana, który zniknął z horyzontu, tylko dzięki jednemu z ulubieńców komiksowych fanów. Prosze Państwa, na scenę wkracza Lobo!
Zanim jednak dojdziemy do tego, co w nowej odsłonie wielkiego projektu Scotta Snydera i spółki najlepsze, musimy przebić się przez pięciozeszytową historię o tym jak (pozornie) skruszony Luthor pragnie odkupić swoje winy i sukcesywnie szykuje się do rozgrywki z Perpetuą i dawnym Batmanem, Który Się Śmieje. który teraz stał się wszechpotężnym Najmroczniejszym Rycerzem. Jednak uwaga w tej pierwszej historii skupia się nie tylko na odwiecznym przeciwniku Supermana, ale też na niedobitkach ziemskich superbohaterów. Najbardziej wyróżnia się tu Nightwing, który jakiś czas temu odzyskał pamięć i próbuje zrozumieć, co się wokół niego dzieje. Jego towarzysze, wraz z ledwie tolerowanym w grupie Luthorem ruszają z zamiarem sabotażu do tronu Perpetuy, która ma teraz na głowie Najmroczniejszego Rycerza. Ta grupa funkcjonuje trochę jak odpowiednik Justice League i niespodzianka – jesteśmy właśnie w serii o Lidze Sprawiedliwości. Niby dużo tu się dzieje, ale jakby nie dzieje się nic, bo to co opowiedziano w pięciu zeszytach można by spokojnie zmieścić w jednym. Jednak kiedy przebrniemy przez tę rozwodnioną, miejscami patetyczną, miejscami śmieszną na siłę historię, dostajemy wreszcie to, co tygrysy lubią najbardziej.
Lobo pojawił się już na chwilę w “Death Meta”, dostał specjalne zadanie i tak jakoś zniknął. Teraz powraca na dobre i szuka Metalu Śmierci. W czasie tych poszukiwań przeżywa przygody w swoim stylu. O tak, tym razem to nie bohater musiał się dostosować do wymogów scenariusza eventu, tylko scenariusz do wymogów bohatera. Stąd mamy coś, czego raczej się nie spodziewaliśmy po Snyderze i spółce, czyli Batmana Kurdebele, czyli kolejną wersję Człowieka Nietoperza z Mrocznego Uniwersum, tym razem połączonego z Lobo. Jest naprawdę dobrze, w stylu tych prześmiewczych opowieści Alana Granta sprzed lat. Scenarzysta daje radę i co ciekawe, ten prześmiewczy ton zostaje z nami na dłużej, Lobo też jest na dłużej i w zeszycie “Loboświat” robi się już bardzo groteskowo. Ale przecież takie są poniekąd założenia tego dziwnego, groteskowego właśnie eventu, do którego zresztą pasuje jak ulał groteskowo (choć na poważnie) smęcąca w poprzednim tomie o Prawdzie, Wonder Woman,
Dobra, tyle że na okładce nie mamy tutaj ani Luthora, ani Lobo, tylko “czarującego” Mrocznego Robina, który w trzecim tomie “Death Metalu” dostarcz nam całkiem pomysłowy zestaw “Strasznych historii” z Mrocznego Uniwersum. . Najpierw jednak mamy przygrywkę przed wielkim finałem z dostarczonym przez Lobo artefaktem i na wielkie bum musimy poczekać do kolejnego tomu. Znowu czuć, że w całym zamyśle Snydera był bardzo duży potencjał, ale z jednej strony pewnie trzeba iść z linia wydawnictwa i taki event to nie jest miejsce na totalne szaleństwo, choć na jego namiastkę trafiamy co i rusz w tym długim runie.
Wyszedł z tego dziwaczny, chaotyczny twór, być może w dużym stopniu zgodny z założeniami, rozedrgany narracyjnie, niestabilny i przez to w wielu momentach zamiast intrygujący, to raczej irytujący. A jednak to event inny niż wiele innych, bardziej pasujący do świata z wyobraźni Granta Morrisona, niż pomyślmy… Geoffa Johnsa? Nie wiem, być może miał to być rodzaj Batmanowego opus magnum dla Snydera, ale jakoś nie sądzę, że będzie to opowieść kiedyś tak hołubiona jak dajmy na to “Powrót Mrocznego Rycerza” i inne klasyki. Być może zyskałaby więcej, gdyby tę całą serię począwszy od “Batmana. Metalu” (a może i “Wiecznego Batmana”) przeczytać jeszcze raz, ale chyba tylko komiksowy masochista by się na to odważył. Tutaj raczej cieszymy się, że skończyliśmy kolejny tom, zwłaszcza że na koniec dostajemy jakieś mało atrakcyjne odpryski z pobocznymi historiami. A przed nami jeszcze ostatni, czwarty tom. Ciekawe… przeczytamy i szybko o “Batman. Death Metal” zapomnimy?
Batman. Death Metal, tom 3
Nasza ocena: - 60%
60%
Scenariusz: Scott Snyder i inni. Rysunki: Greg Capullo i inni. Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz. Egmont 2022