Na pierwszy rzut oka “Divinity” wydawał mi się kolejnym, po “Walecznych”, crossoverem w którym znani bohaterowie z uniwersum Valianta znów połączą siły przeciw większemu zagrożeniu. W pewnym momencie tak się dzieje, ale nie o to tu chodzi. Matt King bowiem wprowadza na arenę zupełnie nową postać, która niekoniecznie jest złoczyńcą.
Abram Adams to czarnoskóry sierota, który został wychowany przez reżim Związku Radzieckiego. Dzięki swojej inteligencji, ambicjom i wytrzymałości zostaje przydzielony do tajnego programu kosmicznego, którego celem jest dotarcie na skraj galaktyki, co dałoby Sowietom niebywałą przewagę w zimnowojennym wyścigu kosmicznym. Adams wyrusza na pięćdziesięcioletnią misję, a gdy wraca jest zupełnie innym człowiekiem, a w zasadzie to jest bogiem, który wedle woli kontroluje czas i przestrzeń. Czy w uniwersum X-O Manowara i Bloodshota jest miejsce na taką istotę? Odpowiedź jakiej udziela Kindt jest niejednoznaczna.
Blurb na czwartej stronie okładki krzyczy, że mamy do czynienia z nowym bogiem, który jest komunistą. Ale to czy nim jest czy nie, nie ma większego przełożenia na fabułę. Adams jest przede wszystkim człowiekiem szukającym szczęścia, miłości i wspólnoty. Przynajmniej na razie nie wydaje się być skorumpowany przez swoje moce, ale siły obronne Ziemi nie mogą pozwolić na zmianę status quo.
Geneza i ekspozycja nowej postaci bardzo fajnie wpisuje się we wszechświat Valianta. Kindt pozostawia sporo intrygujących pytań bez odpowiedzi, a dalsze losy Divinity mają potencjał na jeszcze ciekawszą fabułę niż w tomie pierwszym. A tą ładnymi ilustracjami uzupełnia Trevor Hairsine, solidny fachura, który niejednokrotnie zjadł zęby na opowieściach superbohaterskich. Dodatkowym atutem albumu jest fakt, że nie potrzeba znajomości żadnych innych serii z tego uniwersum, aby czerpać pełnię przyjemności z jego lektury.
Divinity. Scenariusz: Matt Kindt. Rysunki: Trevor Hairsine. KBoom Studios 2019
Ocena: 6/10